Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory, prócz wstawionej dawnej historii, byłem raczej biernym użytkownikiem tej strony. Czytałem historie, ale nie komentowałem, nie oceniałem. Jednak od dłuższego czasu chodzi mi po głowie pomysł dodania opisu swoich niedawnych przeżyć. To zaczynajmy:

Opiszę wam moje przeboje z poszukiwaniem pracy.

Po trzech latach pracy w pewnej korporacji w stolicy pomyślałem, że pora to zmienić. Miałem dosyć dojeżdżania do pracy 2,5 godziny w jedną stronę, co niestety zabierało mi 5 godzin dziennie. Przeprowadzka do stolicy nie wchodziła w grę - świeżo zbudowany mały domek na wsi, nad rzeką.

Na popularnym portalu z ogłoszeniami znalazłem ofertę pracy. Odpowiedziałem, zaproszono mnie na rozmowę, praca ok. 35 km ode mnie, prawko mam - czemu nie! Pieniądze trochę mniejsze, ale firma mała, rodzinna - to coś, czego chciałem - nie ma wyścigu korposzczurów tylko każdy odpowiada za swoje zadania, jest ceniony i szanowany.

Złożyłem wypowiedzenie i po kilku nieprzyjemnych spięć z byłym kierownikiem - uwolniłem się. W nowej pracy miałem być zatrudniony jako jedyny na dane stanowisko. Jednak zatrudniono drugą osobę - studenta mieszkającego z rodzicami, który był szczęśliwy z wypłaty, mimo, że dostawał 2 razy mniej niż ja.
Umowę o pracę podpisaliśmy na okres próbny - dwa miesiące. Jak możecie zgadnąć, nie przedłużyli mi jej - nie trudno się było domyśleć, że lepiej było zostawić tańszego, który odwali moją część roboty, a i tak będzie zadowolony.

No cóż... ich dobrą wolą było to, że mogę u nich pracować, póki czegoś nie znajdę. Ewentualnie u ich znajomych potrzebują kogoś do pracy. Nie cierpię litości, więc czym prędzej po zakończeniu okresu umowy pojechałem do owych znajomych szefa. Plusem było to, że tylko 10 km od mojego domu. I tu się zaczyna karuzela. Wytrzymałem tam dwa dni.

Obiecane warunki: praca 7-21, co drugi dzień, 3000 na rękę, umowa o pracę.
Realne warunki: praca 7-23/24, co drugi dzień, chyba, że zmiennik zachoruje lub weźmie urlop, wtedy codziennie, 100 zł/dzień, brak jakiejkolwiek umowy.
Minęły 3 miesiące, nadal ciągle odświeżają ogłoszenie na stronie z ofertami pracy :)

Podziękowałem i cóż, wyruszyłem szukać szczęścia w stolicy, zrezygnowany - nie łudząc się już, że mogę mieć dobrą pracę niedaleko domu.

I tak trafiłem do jednej firmy, gdzie miałem być pracownikiem biurowym co następnego dnia przekształciło się w agresywnego sprzedawcę inwestycji. Podziękowałem.

Później trafiłem do firmy w ścisłym centrum Warszawy, na ulicy Emilii Plater.
- Będzie pan pracownikiem biurowym.
- Hm, super. Co będę miał robić?
- Zobaczy pan w następnych dniach szkolenia.

OK, nie mam wyjścia, może rzeczywiście to będzie coś dobrego... Kupiłem miesięczny na pociąg, kartę miejską i jeździłem tam 10 dni. Podpisałem umowę zlecenie, nie czytając jej. Uprzedzając wasze komentarze - wiem, to najgorsze co mogłem zrobić, ale uwierzcie, w mojej sytuacji gdzie mam na utrzymaniu dwie osoby i siebie, byłem bardzo zdesperowany. Oczywiście nie chcieli mi powiedzieć ile będę zarabiał. Ok, mówili żebym się nie martwił, że firma nie pozwoli bym zginął z głodu. O, ja naiwny!

Byłem w potrzasku, zostać czy uciekać? Wtem zadzwonił do mnie telefon. Z zaproszeniem na rozmowę o pracę. W miasteczku niedaleko mojego domu. Pojechałem, super, kasa w porządku, wiem co mam robić. Ok, zaczynamy od poniedziałku. Pojechałem więc na Emilii Plater by się pożegnać, zdezaktywować kartę miejską i oddać bilet na pociąg. Tak wywiązała się rozmowa(?):
[J] - Ja, [K] - Kierowniczka.

[J] - Rezygnuję, jednak nie będę u was pracować.
[K] - Nie no co ty, co ty gadasz tu jest fajnie. Choć pokaże ci fajny filmik z naszego wyjazdu na narty.
[J] - Eee, po co?

Włączyła. 10 minut patrzenia na ujęcia sklepów typu Gucci, Versace itp.

Po projekcji:
[J] - Ile właściwie osób będzie pracować na moim miejscu?
[K] - Yyy... 50? (tutaj przynajmniej nie kłamała).
[J] - No właśnie, a na filmiku widzę tylko 4 osoby, całe szefostwo. Właśnie pokazałaś mi na co będę pracował?
[K] - Hahahaha (miała bardzo charakterystyczny śmiech) - Nie, hahaha, poczekaj.

Przyniosła mi drogie perfumy, zegarki itp.

[K] - Zobacz, ładne co nie?
[J] - Yyy, no tak, ale jaki to ma związek ze mną?
[K] - Jeśli będziesz u nas pracować, będziesz mógł sobie takie kupić.

Myślałem, że buchnę śmiechem. Poczułem się jak Jezus na pustyni.
Powiedziałem tylko, że muszę wyjść i bez czekania na odpowiedź wyszedłem.

Po kilku dniach dostałem wypowiedzenie umowy i umowę pocztą. A w umowie zapis:

"Wynagrodzenie tylko i wyłącznie prowizyjne..." - Aha, takie buty. Dalej było lepiej. "Jeśli klient zrezygnuje ze sprzedanego mu ubezpieczenia w ciągu 62 dni, pracownik jest zobowiązany do zwrotu otrzymanej prowizji..." - Czyli musiałbym oddać część wypłaty sprzed dwóch miesięcy jeśli ktoś się rozmyśli, no super.

Wróćmy do tematu: W firmie, która jest w miasteczku nieopodal mojego domu pracowałem tydzień, dostałem umowę zlecenie. Ostatniego dnia wywiązała się rozmowa:
[J] - Ja, [W] - Właściciel.

[J] - Proszę pana, co z jutrem? Jak pan zapewne wie, kończy mi się dzisiaj umowa...
[W] - Dobrze, że pan sam zapytał, nie miałem serca zacząć tej rozmowy.
[J] - ???
[W] - Jednak nie przedłużamy z panem umowy. Powód wolałbym zostawić dla siebie.
[J] - Szanuję pana zdanie, jednak chciałbym wiedzieć, dlaczego.
[W] - Wie pan, uznaliśmy, że nie mierzy pan zbyt wysoko.
[J] - Nie rozumiem, na jakiej podstawie pan to stwierdził?
[W] - Żona spytała pana, czy jakbyśmy otwierali nowe biuro w Większym Mieście Trochę Dalej, to czy chciałby pan tam pracować, a pan odpowiedział, że nie. Powiedział pan, że wolałby pan w Mniejszym Mieście Tutaj.
[J] - Owszem, powiedziałem, że wolałbym tutaj, bo jest o wiele bliżej. Ale powiedziałem również, że jeśli trzeba by było przenieść się tam, to nie byłoby najmniejszego problemu.
[W] - No tak, ale najpierw pan powiedział, że woli pan tutaj, czyli nie chce się pan rozwijać, a my potrzebujemy kogoś kto chce się rozwijać, a nie zamykać w małym miasteczku.
[J] - Aha.
[W] - Ale wie pan, ja nie jestem pewien, że to dobra decyzja. No, że pana zwalniamy. My sprawdzimy sobie jeszcze ze dwie osoby i dopiero jak one nie będą się nadawać, to ja do Pana zadzwonię, czy już pan znalazł pracę, to ewentualnie weźmiemy pana znowu. Dobrze?
[J] - Dobrze.

Jedyne co udało mi się wydusić to "Do widzenia". Z utęsknieniem czekam na ten telefon, by powiedzieć im, że jednak mierzę trochę wyżej niż praca w małym saloniku...

Koniec końców udało mi się znaleźć dobrą pracę. Jestem z niej zadowolony.

Dziękuję za wytrwałość :)

praca szukanie pracy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (202)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…