zarchiwizowany
Skomentuj
(28)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Cześć, kochane Piekielniaki :)
Na bazie mojej historii o Alinie o tej: http://piekielni.pl/79921 (nawiasem mówiąc, Alina już pracuje, nie w swoim zawodzie, ale na pełen etat. Chyba jest to związane z całkowitym ucięciem apanaży przez wkurzonego już ojca) zaczęłam się głęboko zastanawiać na zasadami działania Funduszu Alimentacyjnego (FA).
Fundusz ten ma wspomóc wychowywanie dzieci, których jeden z rodziców z jakichś względów nie jest w stanie na nie łożyć. Moje wątpliwości wzbudza tylko ustalenie kryterium dochodowego wychowującego je rodzica - z tego co wiem, aby otrzymać alimenty na dziecko z FA dochód na członka rodziny (dajmy na to samotnego rodzica + jego dziecko) nie może przekroczyć kwoty 725 zł na osobę. Czyli osoba dorosła, zarabiając nie może zarobić więcej, niż 1450 zł. Na miłość boską, jak żyć, jak utrzymać choć jedną osobę za takie pieniądze, nie wspominając już o dwóch?. Weźcie też pod uwagę, że to kryterium dochodowe w żaden sposób nie jest zróżnicowane pod względem geograficznym tj nie bierze pod uwagę czy ten samotny rodzic mieszka w Warszawie, Szczecinie czy Wólce Wielkiej a wszak jest oczywiste, że we wszystkich tych miejscach koszty utrzymania się są inne.
Moje wątpliwości chciałabym Wam przybliżyć na przykładzie - totalnie wymyślonym przeze mnie, żeby zobrazować różnice:
Beata wychowuje samotnie Różę. Ojciec Róży nie płaci na nią alimentów, bo nie pracuje/ jest chory i nie może zarabiać/ pracuje na czarno i nie wykazuje dochodów/ uciekł zagranicę i tyle go widzieli (niepotrzebne skreślić). Nie płaci i już. Beata pracuje w małej miejscowości jako ekspedientka lokalnego sklepiku, zarabia 1 200 zł na rękę. Otrzymuje 500 zł z FA na dziecko. Ma zatem dochód 1 700 zł netto na siebie i córkę. Szef Beaty - jako, że obroty sklepiku wzrosły a ona jest bardzo cenionym, rzetelnym i uczciwym pracownikiem - postanawia podwyższyć jej pobory do 1 470 zł netto. Beata, przyjmując ofertę szefa, automatycznie traci 230 zł (bo FA nie będzie jej już przysługiwał) co dla niej stanowi naprawdę pokaźną kwotę.
Żaneta - po rozwodzie z mężem - samotnie wychowuje Marka. Żaneta pracuje w Warszawie, w dużej korporacji. Jako tzw "manager niższego szczebla" zarabia 5 000 zł netto. Były mąż Żanety pracuje jako "manager wyższego szczebla" w innej, warszawskiej korporacji i zarabia 12 000 zł netto. Sąd zasądził na Marka alimenty w wysokości 2 000 zł (biorąc pod uwagę zarobki obojga rodziców). Żaneta ma zatem dochód 7 000 zł netto. Żaneta dostaje awans i podwyżkę - będzie zarabiać 6 500 zł netto. Sytuacja materialna ojca Marka nie zmienia się - wciąż na 12 000 zł netto. Sąd zatem nie zmienia wysokości alimentów na syna.
Żaneta zatem będzie miała 8 500 netto miesięcznego dochodu. W jej sytuacja podwyżka uposażenia nie miała żadnego wpływu na wysokość alimentów na dziecko. I bardzo dobrze. Niech nie ma.
Tylko dlatego Beata - przyjmując podwyżkę - traci alimenty na córkę z FA? Tego nie mogę zrozumieć. Ja wiem, że alimenty z FA wypłacane są z naszych podatków, ale przecież alimenty są na dziecko! Wolę, żeby moje podatki poszły na wychowywanie Róży, niż na kolejną limuzynę rządową czy nagrodę dla ministra za to, że wykonuje (lub nie) swoje obowiązki. Wszystkie dzieci nasze są! Dzieci nie zarabiają, wszystkie mają jednakowe żołądki, wszystkie potrzebują zeszytów, książek, spodni, majtek i piłek. Dlaczego zatem FA ma kryterium dochodowe?
Sąd, zasądzając alimenty od jednego z rodziców, kieruje się ich sytuacją materialną. Zasada jest chyba taka, że rodzice łożą po równo - jeśli matka jest w stanie łożyć 300 zł miesięcznie na dziecko, to tyle płaci ojciec. Jeśli 1000 to 1000. Zatem dlaczego FA wypłaca alimenty na dzieci w oparciu o takie nędzne kryterium dochodowe?
To nie jest prawdziwa historia. Wymyśliłam Beatę i Żanetę. Ale problem jest zupełnie prawdziwy. Liczę na Waszą dyskusję w komentarzach.
Na bazie mojej historii o Alinie o tej: http://piekielni.pl/79921 (nawiasem mówiąc, Alina już pracuje, nie w swoim zawodzie, ale na pełen etat. Chyba jest to związane z całkowitym ucięciem apanaży przez wkurzonego już ojca) zaczęłam się głęboko zastanawiać na zasadami działania Funduszu Alimentacyjnego (FA).
Fundusz ten ma wspomóc wychowywanie dzieci, których jeden z rodziców z jakichś względów nie jest w stanie na nie łożyć. Moje wątpliwości wzbudza tylko ustalenie kryterium dochodowego wychowującego je rodzica - z tego co wiem, aby otrzymać alimenty na dziecko z FA dochód na członka rodziny (dajmy na to samotnego rodzica + jego dziecko) nie może przekroczyć kwoty 725 zł na osobę. Czyli osoba dorosła, zarabiając nie może zarobić więcej, niż 1450 zł. Na miłość boską, jak żyć, jak utrzymać choć jedną osobę za takie pieniądze, nie wspominając już o dwóch?. Weźcie też pod uwagę, że to kryterium dochodowe w żaden sposób nie jest zróżnicowane pod względem geograficznym tj nie bierze pod uwagę czy ten samotny rodzic mieszka w Warszawie, Szczecinie czy Wólce Wielkiej a wszak jest oczywiste, że we wszystkich tych miejscach koszty utrzymania się są inne.
Moje wątpliwości chciałabym Wam przybliżyć na przykładzie - totalnie wymyślonym przeze mnie, żeby zobrazować różnice:
Beata wychowuje samotnie Różę. Ojciec Róży nie płaci na nią alimentów, bo nie pracuje/ jest chory i nie może zarabiać/ pracuje na czarno i nie wykazuje dochodów/ uciekł zagranicę i tyle go widzieli (niepotrzebne skreślić). Nie płaci i już. Beata pracuje w małej miejscowości jako ekspedientka lokalnego sklepiku, zarabia 1 200 zł na rękę. Otrzymuje 500 zł z FA na dziecko. Ma zatem dochód 1 700 zł netto na siebie i córkę. Szef Beaty - jako, że obroty sklepiku wzrosły a ona jest bardzo cenionym, rzetelnym i uczciwym pracownikiem - postanawia podwyższyć jej pobory do 1 470 zł netto. Beata, przyjmując ofertę szefa, automatycznie traci 230 zł (bo FA nie będzie jej już przysługiwał) co dla niej stanowi naprawdę pokaźną kwotę.
Żaneta - po rozwodzie z mężem - samotnie wychowuje Marka. Żaneta pracuje w Warszawie, w dużej korporacji. Jako tzw "manager niższego szczebla" zarabia 5 000 zł netto. Były mąż Żanety pracuje jako "manager wyższego szczebla" w innej, warszawskiej korporacji i zarabia 12 000 zł netto. Sąd zasądził na Marka alimenty w wysokości 2 000 zł (biorąc pod uwagę zarobki obojga rodziców). Żaneta ma zatem dochód 7 000 zł netto. Żaneta dostaje awans i podwyżkę - będzie zarabiać 6 500 zł netto. Sytuacja materialna ojca Marka nie zmienia się - wciąż na 12 000 zł netto. Sąd zatem nie zmienia wysokości alimentów na syna.
Żaneta zatem będzie miała 8 500 netto miesięcznego dochodu. W jej sytuacja podwyżka uposażenia nie miała żadnego wpływu na wysokość alimentów na dziecko. I bardzo dobrze. Niech nie ma.
Tylko dlatego Beata - przyjmując podwyżkę - traci alimenty na córkę z FA? Tego nie mogę zrozumieć. Ja wiem, że alimenty z FA wypłacane są z naszych podatków, ale przecież alimenty są na dziecko! Wolę, żeby moje podatki poszły na wychowywanie Róży, niż na kolejną limuzynę rządową czy nagrodę dla ministra za to, że wykonuje (lub nie) swoje obowiązki. Wszystkie dzieci nasze są! Dzieci nie zarabiają, wszystkie mają jednakowe żołądki, wszystkie potrzebują zeszytów, książek, spodni, majtek i piłek. Dlaczego zatem FA ma kryterium dochodowe?
Sąd, zasądzając alimenty od jednego z rodziców, kieruje się ich sytuacją materialną. Zasada jest chyba taka, że rodzice łożą po równo - jeśli matka jest w stanie łożyć 300 zł miesięcznie na dziecko, to tyle płaci ojciec. Jeśli 1000 to 1000. Zatem dlaczego FA wypłaca alimenty na dzieci w oparciu o takie nędzne kryterium dochodowe?
To nie jest prawdziwa historia. Wymyśliłam Beatę i Żanetę. Ale problem jest zupełnie prawdziwy. Liczę na Waszą dyskusję w komentarzach.
Fundusz Alimentacyjny
Ocena:
13
(139)
Komentarze