Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82766

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dość długo się zastanawiałem, czy podzielić się tą historią, bo w gruncie rzeczy to sam jestem tutaj piekielny. Jeśli się zdenerwuję, to powiem, co myślę, a później dopiero widzę, co odwaliłem. Tak właśnie było tym razem.

Zdarzyło się to ponad 10 lat temu, gdy pracowałem jako kelner z doskoku na weselach. Chociaż kelner to za dużo powiedziane, zwykły podawacz. Szybka robota i szybka kasa, coś w sam raz dla studenta, żeby zarobić na kieliszek chleba.

Było to w hotelu czterogwiazdkowym, czyli taki trochę lepszy standard niż remiza. Było jeszcze wcześnie i wesele było dopiero przygotowywane w innej części budynku. Akurat byłem na restauracji po jakieś widelce, łyżki czy inny gastro-złom, gdy na parking wjechał merc o posturze karawanu i na niemieckich blachach.

Wytoczył się z niego koleś, dość niski i wiem, że nieładnie tak o kimś mówić, ale widać, że nie używał calgonu, bo mu bęben solidnie wywaliło. Widać, że pamiętał już niejeden oktoberfest i bier und wurst to jego codzienny pokarm. Miał taki zielony kapelusik z piórkiem a'la gajowy z czerwonego kapturka. Zielone gumofilce i solidny, rzucający się z daleka w oczy, gruby jak okrętowa lina WĄS! Do tego kurtka w moro. Razem z tym czochraczem spod nosa i w tym zielonym jebotku wyglądał jak pijany wędkarz znad rozlewiska. Już tylko czekałem, aż zacznie nucić przeboje Maryli Rodowicz, ale przypomniałem sobie, że to przecież obywatel Rzeszy niemieckiej, więc najwyżej zaśpiewa mi hymn.

Gdy wchodził do środka, to gadał przez telefon. Usłyszałem nasze przaśne, polskie i głośne spier...alaj rzucone w słuchawkę, więc byłem już pewien że to rodak. :-) I całe szczęście, bo mocno średnio wówczas szprechałem po dojczu. :-)

Wszedł, usiadł i sapał. Podałem mu menu, myśląc, że jak będzie sobie czytał, to skoczę po etatowego kelnera, żeby przyjął zamówienie. Jeszcze nie zdążyłem wrócić za bar, a ten zaczyna się drzeć! No ja rozumiem, że się można zdenerwować, a on zwyczajnie zaczął krzyczeć, żebym do niego przyszedł! Myślę sobie, co zdążyłem zrobić źle? Czyżby stół, przy którym siedzi, wołał o pomstę do Durczoka? No ale jest jeszcze wcześnie i nikt by go nie zdążył ufajdać. Tak sobie rozmyślam i podchodzę, a ten mówi: "Co za skandal! Gdzie Anglia, a gdzie Niemcy, Przecież do Niemiec bliżej!”.

Patrzę na niego tępo i nie ogarniam, poziom mojego iq był chyba na poziomie temperatury pokojowej. On patrzy na mnie, widzi moją gębę nieskażoną refleksją i wie, że musi rozwinąć swoje skróty myślowe. No i nadal się drze! Dlaczego menu nie jest po niemiecku! No a po angielsku jest. Po niemiecku powinno być! Czemu nie jest po niemiecku! Niemcy są bliżej, to powinno być po niemiecku dla Niemców!

Było wcześnie i nie piłem jeszcze kawy, ale ogarnąłem wreszcie, o co mu chodzi. Zwyczajnie i po prostu, tam gdzie stałem i na miejscu trafił mnie jasny szlag! Co ci menu nie pasuje?! Było dwujęzyczne, po polsku i drobnym druczkiem po angielsku, dla obcokrajowców. Jakoś każdemu pasowało, a jemu nie. Co to jest? Generalne gubernatorstwo? A że mój śp. Dziadek nie lubił bardzo Niemców, bo miał do tego solidne powody, to trochę też ta jego niechęć przeszła na mnie.

Zwyczajny wnerw zalał mi mózg! Myślę sobie, ty esbecki folksdojczu! Sługusie i zdrajco! Mój dziadek to kazałby mu zwyczajnie wyp... w wielkim pośpiechu opuścić lokal. :-) Ale sam się dziwię, że to jakoś zniosłem i jak się odezwałem w odpowiedzi na zarzuty, to zdziwiłem się, jak spokojnym głosem to mówię:

- Znajdujemy się w Polsce i tutaj mówimy po polsku.

No i powinienem się wtedy zamknąć i byłoby dobrze. W zupełności by wystarczyło. Ale nie! Musiałem dowalić na maksa i do bólu:

- Proszę pojechać do Oświęcimia. Po niemiecku to będzie Auschwitz-Birkenau, taki stary kompleks obozowy, może pan słyszał. Już nad bramą wejściową są niemieckie napisy, będzie se pan mógł poczytać. Jak pan pójdzie dalej, to będzie tam dużo do poczytania na ścianach. Będzie i po niemiecku i angielsku, a nawet w jidysz. Jak już pan poczyta to wszystko i zdjęcia zobaczy, to nie będzie się panu już chciało jeść i menu po niemiecku nie będzie potrzebne.

Koleś się na mnie popatrzył, jakbym mu nasikał w apfelstrudel. Pobladł trochę i wypier... w wielkim pośpiechu opuścił lokal. Wsiadł do swojego schwantz karawanu i odjechał w stronę zachodzącego słońca.

Później do mnie dotarło, że gdyby chciał gadać z właścicielem, to pewnie miałbym przewalone. Pewnie kazaliby mi spadać i bym nie zarobił. Ale najpewniej tylko by mnie ochrzanili, bo i tak nie mieli nikogo do roboty. Przecież by mnie nie zwolnili, bo i tak robiłem z doskoku i w dodatku "na bambo”, więc by się mi upiekło.

Na pewno nie zachowałem się dobrze, a już na pewno nie byłem miły i grzeczny. Moja odpowiedź była z pogranicza chamstwa. Zdaję się na Wasz piekielny i surowy osąd. Ale wiem, że Dziadziu byłby ze mnie dumny.

uslugi

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (276)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…