Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82876

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy opowiadam znajomym i rodzinie, jakie ewenementy spotykam/spotykałam w życiu (szkole, pracy, sklepach), mało kto mi wierzy. Bo przecież ludzie nie mogą być aż tak durni/głupi/chamscy/wredni. Ale, uwaga, prawda jest taka - ludzie są powaleni. Dlatego też postanowiłam wpisywać sobie tutaj zapamiętane historie. Historia 'mufasafasy' http://piekielni.pl/82247 stała się bodźcem do zamieszczenia pierwszej historyjki.

Otóż ja, jak coraz więcej ludzi w moim wieku (28 lat), nie śpieszę się do posiadania dzieci. Szczerze, jestem w 99% pewna, że nie chcę mieć dzieci. Mój partner o tym wie, trochę go to boli, ma nadzieję, że "może mi się odmieni", ale ponoć zaakceptował fakt, że ode mnie dzieci się nie doczeka. Jak to się mówi: życie wszystko pokaże.

W każdym razie, wpis będzie o tych wszystkich ludziach, którym tak bardzo śpieszno do tego, żebym urodziła dla nich dziecko. Po co im to dziecko, nie wiem. Może nie wyszły im ich własne dzieci i mają nadzieję, że moje zaj****te geny spłodzą superdziecko.

1. Wścibskie sąsiadki

Wracałam z zakupów. Na ławce przed klatką oczywiście, standardowo, komitet plotkujący. No i zaczepka: "A jak tam w pracy? Dobrze? No to dobrze, bo pracować trzeba. A jak mamusia? Zdrowa? No to wspaniale. A twój narzeczony (jeszcze nie)? Nadal jesteście razem? Tak? To wspaniale. I kiedy ślub? Oj, a czemu jeszcze nie? A na dzieci kiedy będzie pora, jak szybko ślubu nie weźmiecie?” i tego typu teksty.

Moja odpowiedź, że dzieci nie są moim priorytetem, rozpętała burzę. W sumie nie rozumiem, dlaczego w ogóle się tłumaczyłam, ale wiadomo, jak to jest. Zaczęła się dyskusja. Jak to "młodzi" mają teraz pusto w głowach, jak to od odpowiedzialności uciekają itp. A już największym hitem była wypowiedź seniorki towarzystwa, która zaczęła się żalić na wnuczkę w moim wieku. Cytuję: "Moja Madzia też się nie kwapi. A macie już po 28 lat. Nie w kij dmuchał. Pora wyjść za mąż, urodzić dzieci i ŻYĆ W KOŃCU JAK CZŁOWIEK”. Noż... Powinnam się ugryźć w język, ale nie dałam rady. Rzuciłam tylko: "Miło wiedzieć, że przez ostatnie 28 lat żyłyśmy jak małpy, ale jak widać jeszcze jakoś ciągniemy, więc nie może być tak źle". Wzięłam torby i zabrałam się do domu

2. Troskliwe ciotki

Pomijam fakt, że od zawsze, przy każdej okazji rodzinnej, rozmowie telefonicznej standardem były teksty: "No jak tam Agitka? Jest jakiś amant na horyzoncie? Odkładać już na ślub? Nie? Oj biedactwo, nie martw się. Kiedyś kogoś wartościowego znajdziesz" (jakby bycie szczęśliwym i spełnionym było uwarunkowane tylko i wyłącznie posiadaniem faceta).

Kiedy w końcu los zetknął mnie z mym Lubym, wyrazy troski ewoluowały na "No to kiedy ślub i dzieci"? Za bardzo nigdy nie uzewnętrzniałam się i nie spowiadałam z moich planów życiowych. O tym, że nie planuję dzieci dalsza rodzinka wie dlatego, że moja matula coś tam wspominała. No i teraz przy każdej okazji są teksty: "No ale jak to tak? Bez dzieci?! Przecież dzieci nadają sens życiu (może ich życiu, a nawet jeśli, mam nadzieję, że nie są jedynym warunkiem tego spełnienia, bo to by było bardzo smutne)" i (moje ulubione) "Jeszcze ci się odmieni, zobaczysz". Na jednym ze spędów rodzinnych na tego typu uwagę odpowiedziałam "A czy kochanej cioci ma zamiar w bliższej lub dalszej przyszłości katolicyzm 'odmienić się' na buddyzm?". Oczywiście usłyszałam, że to nie to samo, że nic nie rozumiem i jeszcze zmądrzeję.

3. Koleżanki - madki "z powołania"

Jak pisałam, większość moich znajomych nie ma/jeszcze nie ma/na razie nie ma/nie planuje dzieci. Mam jednak kilka znajomych z latoroślami. Kiedy rozmowa schodzi na ów temat, zazwyczaj słyszę, że to jest bardzo egoistyczne nie chcieć mieć dzieci (w jaki sposób, do tej pory mi nikt nie wytłumaczył), a w ogóle to kto mną się na starość zajmie (rzeczywiście, totalnie nieegoistyczne - zrobić sobie dziecko, żeby mu się później zwalić na głowę i wykorzystywać jako opiekę społeczną), i że "dzieci sprawiają, że stajemy się lepszymi ludźmi".

Przy czym te same "matki" mają totalnie wylane na swoje potomstwo. Widziałam to nieraz w trakcie naszych wypadów na kawę, spotkań w domu przy herbacie czy chociażby na podwórku (część tych matek mieszka w tej samej okolicy, co ja). Kiedy maluch podchodzi, żeby o coś zapytać/pokazać/pochwalić się, matka zbywa go, odsyła "do dzieci" albo "pobawić się”, a przy naturalnej dla dzieci nieustępliwości, wydziera ryja (bo nie da się tego nazwać zwykłym krzykiem), że "zajęta teraz jestem, nie przeszkadzaj!”.

Podsumowując, tak obserwując sobie znajomych, niektórych członków rodziny, ludzi generalnie, zauważyłam, że bardzo często osoby, które najlepiej nadawałyby się na rodziców, tych dzieci nie mają i nie chcą mieć. Nie mówię tu teraz o sobie, bo wiem, że matką byłabym fatalną. Ale posiadanie dzieci to gigantyczna odpowiedzialność. Trzeba być gotowym do tego, żeby całą swoją uwagę, większość energii życiowej poświęcić drugiemu człowiekowi. Jak życie pokazuje, półśrodki się nie sprawdzają, bo później biorą się z tego opowieści o "madkach" od siedmiu boleści i rozwydrzonych bachorach. Trzeba być niezwykle odpowiedzialnym i świadomym swojej decyzji człowiekiem. A najczęściej ludzie zdający sobie sprawę z wagi i kosztów (niekoniecznie finansowych) takiej decyzji są świadomi, że albo im nie podołają, albo nie chcą im podoływać.

Tyle na dziś. Wszelkie urażone w jakikolwiek sposób osoby przepraszam, ale taka jest moja opinia.

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (231)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…