Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilkunastu lat, kiedy szukałem pracy w Belgii. Ogłoszenia wyszukiwałem zwykle na stronach internetowych agencji pośrednictwa. Często zdarzało się, że odpowiadałem na kilka ogłoszeń z tej samej agencji i byłem zapraszany na ogólną rozmowę z konsultantem, żebyśmy się wspólnie zastanowili, na które z tych ogłoszeń rzeczywiście powinienem aplikować, a które sobie odpuścić. Nawiasem mówiąc ogłoszenia wyglądały tak samo, jak wówczas w Polsce: "młody, dynamiczny zespół", brak nazwy potencjalnego pracodawcy i jakiejkolwiek wzmianki o oferowanym wynagrodzeniu.
Większość tych agencji, to były belgijskie oddziały międzynarodowych firm, ale raz miałem do czynienia z lokalną agencją z Gandawy. Też dostałem zaproszenie bez wskazania, o które konkretnie ogłoszenie chodzi, więc sadziłem, że będzie to jedna z tych rozmów "zapoznawczych". Dlatego mocno się zdziwiłem, że pani konsultantka zaczęła od pytania o numer oferty. Po czym przeszła do pouczeń, że powinienem to wiedzieć, bo inaczej nie jest to profesjonalne i nie dała sobie wytłumaczyć, że aplikowałem na kilka ogłoszeń, a zaproszeniu nie było tej informacji.
Większość tych agencji, to były belgijskie oddziały międzynarodowych firm, ale raz miałem do czynienia z lokalną agencją z Gandawy. Też dostałem zaproszenie bez wskazania, o które konkretnie ogłoszenie chodzi, więc sadziłem, że będzie to jedna z tych rozmów "zapoznawczych". Dlatego mocno się zdziwiłem, że pani konsultantka zaczęła od pytania o numer oferty. Po czym przeszła do pouczeń, że powinienem to wiedzieć, bo inaczej nie jest to profesjonalne i nie dała sobie wytłumaczyć, że aplikowałem na kilka ogłoszeń, a zaproszeniu nie było tej informacji.
Belgia to stan umysłu...
Ocena:
146
(160)
Komentarze