Studenci nie są ludźmi i oczywiście mają nieograniczoną ilość czasu.
3 rok. Pierwsze zajęcia w poniedziałek - godzina 8.00. Kolejne - 13.15.
Pierwsze zajęcia mieliśmy RAZ. Jako "organizacyjne".
Tydzień (i kolejny) później- godzina 7.45, wszyscy czekają pod salą. Pani profesor nie przychodzi. Nawet nie chcieliśmy sporządzać listy tylko czekać (po kwadransie możemy opuścić zajęcia, jak zapewne większość z Was wie). Zrobiliśmy ją po 40 minutach.
Żadnych e-maili, żadnych wiadomości, w dziekanacie i w sekretariacie też nic nie wiedzą.
Złożyliśmy 19.11.18r. skargę do dziekanatu, mimo, że szanowna pani profesor była łaskawa przyjść po 35 minutach. Na nasze zarzuty nie odpowiadała, a osoby które co "odważniej" zarzucały jej brak organizacji, wyrzuciła z sali. Zdecydowana większość była za nimi. Zostały może 3 osoby.
Rozumiem, że wykładowca to przecież człowiek. Może chorować, może stać w korku, może mieć "dyplomatyczną chorobę". Ale warto by było o tym poinformować. Niektórzy ludzie na tą 8.00 dojeżdżają pociągami i muszą wstać o 3.00. Nie mówię o sobie (chociaż osobiście też wolałabym wstać o 12.00 a nie o 6.30), ale mam mnóstwo znajomych, którzy dojeżdżają spore odległości na wydział. Kilka osób ma małe dzieci, które trzeba zawieźć rano do żłobka/przedszkola. I rozumiem, jeżeli zdarzyłoby się to raz czy dwa, ale z wyjaśnieniem. Obecnie powinniśmy mieć szóste ćwiczenia, a mieliśmy zasadniczo pierwsze, bo organizacyjne się nie liczą. mgr czy dr nie upoważnia do braku szacunku do drugiego człowieka, a każdy ma własne życie.
3 rok. Pierwsze zajęcia w poniedziałek - godzina 8.00. Kolejne - 13.15.
Pierwsze zajęcia mieliśmy RAZ. Jako "organizacyjne".
Tydzień (i kolejny) później- godzina 7.45, wszyscy czekają pod salą. Pani profesor nie przychodzi. Nawet nie chcieliśmy sporządzać listy tylko czekać (po kwadransie możemy opuścić zajęcia, jak zapewne większość z Was wie). Zrobiliśmy ją po 40 minutach.
Żadnych e-maili, żadnych wiadomości, w dziekanacie i w sekretariacie też nic nie wiedzą.
Złożyliśmy 19.11.18r. skargę do dziekanatu, mimo, że szanowna pani profesor była łaskawa przyjść po 35 minutach. Na nasze zarzuty nie odpowiadała, a osoby które co "odważniej" zarzucały jej brak organizacji, wyrzuciła z sali. Zdecydowana większość była za nimi. Zostały może 3 osoby.
Rozumiem, że wykładowca to przecież człowiek. Może chorować, może stać w korku, może mieć "dyplomatyczną chorobę". Ale warto by było o tym poinformować. Niektórzy ludzie na tą 8.00 dojeżdżają pociągami i muszą wstać o 3.00. Nie mówię o sobie (chociaż osobiście też wolałabym wstać o 12.00 a nie o 6.30), ale mam mnóstwo znajomych, którzy dojeżdżają spore odległości na wydział. Kilka osób ma małe dzieci, które trzeba zawieźć rano do żłobka/przedszkola. I rozumiem, jeżeli zdarzyłoby się to raz czy dwa, ale z wyjaśnieniem. Obecnie powinniśmy mieć szóste ćwiczenia, a mieliśmy zasadniczo pierwsze, bo organizacyjne się nie liczą. mgr czy dr nie upoważnia do braku szacunku do drugiego człowieka, a każdy ma własne życie.
studia wykładowcy
Ocena:
141
(167)
Komentarze