Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień dodawania historii.

Koniec listopada i początek grudnia spędzałem w centrali mojej firmy w Niemczech. Nie pierwszy raz.
Firma wynajęła hotel, dała auto (elektryczne - mega frajda ;) ). Ale nie dała na wyżywienie. Zawsze jak jeździłem do Niemiec, była tam moja szefowa, spaliśmy w jednym hotelu i to ona była moim sponsorem i tzw. 'hostem', więc płaciła za wszystko, nawet za alkohol ;)

Tym razem szefowa była w Holandii i uznała, że znam już biuro, ludzi, miasteczko na tyle dobrze, że nie muszę mieć 'hosta'.

Dzwonię do oddziału Wielka Brytania i pytam naszej 'dyrektor sekretariatu' - bo taki sobie nadała tytuł (jest jedynym pracownikiem sekretariatu), czy dostanę delegacyjne pieniądze, czy mam sam płacić i zbierać rachunki, itp.
Odpowiedziała, że mi się nic nie należy, bo takie przepisy w UK, że się nie należy. Że dobra wola firmy, nasza daje hotel i samochód, ale wyżywienie we własnym zakresie 'bo jak jesteś na miejscu, to też wydajesz na jedzenie'.

No i tak sobie wydałem 300 euro.

Po powrocie dzwoni moja szefowa z Holandii (dział IT jest trochę porozrzucany po świecie i mimo, że należę do działu mojej szefowej, ona mieszka w Holandii i ma umowę z centralą w Niemczech, ja wolałem podpisać kontrakt z oddziałem UK - kwestie podatkowe), pytając jak mi się wyjazd udał. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że jestem zachwycony szkoleniami, tym, że mogłem się spotkać z ludźmi i powspominać początki naszego oddziału (które były ekstremalnie trudne), no cud miód i orzeszki, ale teraz muszę oszczędzać, bo przecież wydałem 300 euro...

Pogadaliśmy 15 minut i się pożegnaliśmy, a po pół godzinie kolejny telefon - dzwoni nasz CEO. Prawie na baczność odbieram (ostatnio jak dzwonił to powiedział, że docenia moją pracę, ale jak się nie wezmę w garść to mnie zwolni :D )

CEO: Herr Bleeee, na co pan wydał u nas tyle pieniędzy?
Bleeee: Jedzenie głównie. Kebab, dwa razy meksykańska restauracja, etc.
CEO: No, ale ma pan rachunki? Przecież panu się zwrot należy! W domu sobie może pan ugotować, a jak pan w hotelu nocuje, to jest pan zmuszony jeść w restauracji.
B: Eeeee, no nie mam rachunków, a przynajmniej nie wszystkie, bo DS (dyrektor sekretariatu) powiedziała, że mi się nie należy zwrot.
CEO: Jak to? Pan zapisze na kartce mniej więcej gdzie i za ile pan zjadł, jak było kartą płacone to może pan dołączyć wydruk z karty... I pan da tej kobiecie...

2 dni później zanoszę moje menu z orientacyjnymi cenami.

DS: Po co mi to? Ja ci bez rachunków nie zapłacę za to!
B: CEO powiedział...
DS: CEO jest szefem w centrali, tutaj ja jestem dyrektorem!
B: No ok, przedzwonię do niego. Poza tym mnie okłamałaś mówiąc, że nie należy mi się nic.
DS: JA NIC TAKIEGO NIE MÓWIŁAM.

Po kolejnych 4 dniach dostałem przelew, prosto z niemieckiego konta, nie 'naszego' brytyjskiego. Na trochę więcej niż to, co wypisałem na kartce.

Co ciekawe, rozmawiałem z innymi managerami u nas w oddziale, którzy też na początku byli na szkoleniu w Niemczech. DS też im powiedziała, że nic się im nie należy.

Ja rozumiem, gdyby firma bankrutowała, albo DS płaciła ze swoich własnych pieniędzy. Ale ona to robi po prostu złośliwie, chyba po to, żeby pokazać swoją 'władzę'.
Czekam teraz tylko na jej potknięcie, bo będę każde notował. Każdy wyjazd po kanapkę służbowym autem. Każdą puszkę coca-coli zero, za którą zapłaci służbową kartą będę zgłaszał... Ach, bo zapomniałem dodać: DS robi u nas zakupy (kawa, herbata, ciasteczka). I jak jedzie do marketu, to zawsze kupuje sobie colę zero ze służbowej karty - za fatygę. Jak się bawić to się bawić ;)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (183)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…