Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając na głównej historię o pociągu i pasażerach, przypomniała mi się własna. To było dawno, przełom lata i jesieni 2017.

Zawodowo zajmuję się zwierzętami, ale że ''piniondza'' nigdy za wiele (w moim przypadku jest raczej niewiele), opiekuję się dziećmi - bardzo je lubię i po prostu kocham z nimi przebywać.

Dzieci dziećmi, ale potrafią być piekielne przez swoich piekielnych rodziców.

Zdarzenie pamiętam jak dziś - pisałam wtedy z przyjaciółką, nie wierzyłam własnym oczom. Do rzeczy.

Siedzę w przedziale jednego z pociągów TLK relacji Warszawa-Piła. Chora byłam, ciepły sweterek, kocyk, ciepłe papucie (zmieniam buty w toalecie, trochę godności i szacunku do współpasażerów mam i choć moje buty pachną bratkami muskanymi pierdem jednorożca, to nie każdy musi chcieć patrzeć na giry).

Wsiadła też jakaś kobitka, nazwijmy roboczo Kobitką (K). Na jednej ze stacji wsiedli też: Madka (M) i Tateł (T) + Dziecko (Brajanek - B). Brajanek około lat 3.

Od momentu wejścia zamieszanie i lament M. Jestem cierpliwa, każdy może mieć zły dzień, a dzieci często dokazują.

ALE SĄ GRANICE PRZYZWOITOŚCI NAWET DLA MATEK Z DZIEĆMI.

Mieli dwie ogromne torby podróżne plus ze 3 małe plecaki - na fotele, nie swoje, a fotele koło K. Ta spojrzała, ale ok, może wsadzą na miejsce na bagaże. Nie, torby leżą dalej. Mam to gdzieś, czuję się, jakbym umierała, więc pochlipię w chusteczkę i mi przejdzie. Wypiję może dodatkowy fervexik.

B strasznie krzyczał, latał po całym przedziale, dosłownie, otwierał drzwi do przedziału i niezbyt cicho zamykał. Rodzice na to nic. T to w ogóle nic się nie odezwał, nie wiem do tej pory, czy on umie mówić. Kobitka spojrzała znaczącym wzrokiem na Madkę. Nie dziwię się, ja też powoli miałam dość. Ale przecież to nie jest wina dziecka, tylko rodziców do jasnej ciasnej.

M stwierdziła, że B pewnie jest głodny, więc DA MU CYCA. Tak, 3-letniemu dziecku. Oznajmiła: ''Mamusia da cycusia''. Jakby tego było mało, zdjęła bluzkę i stanik i do połowy naga (zapewniam, że nie było na co patrzeć) karmiła 3-latka ''cycusiem''.

Ja tam nie mam problemu z nagością, wisi mi to, szczerze mówiąc, jednak bardzo nie lubię, gdy ktoś postępuje w ten sposób, można się trochę zakryć. Ale po co.

Ciąg dalszy jest smrodliwie piekielny. I nie chodzi o smród, opiekując się dziećmi przywykłam do pieluch, nie przeszkadza mi to, ale na litość... Są w pociągu też inni pasażerowie!!!

Madka bierze Brajanka i kładzie go na fotelach, by przewinąć pieluchę. B na bank 3 lata skończył. Zrobił kupę. Pielucha nie wędruje do kosza lub torebki M, tylko obok Kobitki pod sam nos. Kobitka nie wytrzymała i (w sumie się nie dziwię) wrzasnęła: ''NO CHYBA CIE PO****O!!!’', tym samym rzucając zasraną pieluchą prosto na dekolt (już na szczęście ubrany w bluzkę) Madki. M zszokowana zaczęła krzyczeć, że zawoła konduktora, i że ona ma tu prawo, bo ma małe dziecko - i reszta rzeczy, które tak naprawdę były absolutnie nieadekwatne. Ból mojej głowy narastał.

W KOŃCU SIĘ ODEZWAŁAM.

Ja: Proszę pani, pani naprawdę chyba nie wie, jak się zachować w pociągu. Nie dość, że pani dziecko się drze, to jeszcze pani je tu przewija, masakra (nie pamiętam dokładnie słów, ale żadnego przekleństwa tam na bank nie było; będąc chorą, ciężko mi było cokolwiek powiedzieć).

Madka zaczęła i na mnie się drzeć (Tateł dalej cisza, wpatrzony w okno na korytarzu), że ja to chyba dzieci nie lubię, że dziecku się ustępuje itp.
Na co ja, że zajmuję się dziećmi i żadne nie jest tak rozpieszczone i rozwydrzone jak jej Brajanek. To się jeszcze bardziej oburzyła, powiedziałam, że jestem chora i nie mam zamiaru jej słuchać.

Tak wściekła jeszcze nie była, kazała mi się wynosić, bo zarażę jej dziecko.

Kobitka-pasażerka nie wytrzymała, wskazała jej dość stanowczo (no dobra, k*** się posypały :P ) miejsce z przedziałem dla matek z dziećmi i ''poprosiła panią, aby udała się we wskazane miejsce, inaczej zawoła konduktora''.

Ja też nie wytrzymałam. Powiedziałam to samo, a do tego powiedziałam jej, co sądzę o tym jej wychowaniu i upublicznianiu siebie w całej okazałości.

Po wizycie konduktora jaśniepaństwo wyszli. Obrażeni, grożąc skargą, a mi pozwem za próbę zarażenia ich dziecka grypą lub ebolą, jak to stwierdziła Madka. Oczywiście Tateł nic nie powiedział, wszystko mówiła Madka. Konduktorowi też się oberwało.

Zastanawiam się, jakim trzeba być człowiekiem, żeby uważać siebie i tylko siebie za świętą krowę.

kolej komunikacja podróż pociąg

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…