Tyle się mówi i słyszy o odblaskach, bezpieczeństwie na drodze...
I tu pojawiają się historie o nieoświetlonych rowerach, niewidocznych pieszych - do których dołożę swoją "cegiełkę".
Późne popołudnie/wieczór. Jeszcze szarówka, choć już bardziej ciemno, niż jasno. Pochmurno, lekko ciapie marznąca mżawka.
Droga długa i prosta (poza jednym dość ostrym zakrętem), między dwoma wioskami. Dozwolona prędkość 90 km/h, poza wspomnianym wcześniej zakrętem, gdzie jest ograniczenie do 70 km/h.
Kierowcy z reguły jadą tu jeszcze szybciej (nie usprawiedliwiam, tylko stwierdzam fakt).
Brak oświetlenia.
Brak chodnika.
Brak nawet przyzwoitego pobocza.
I tu właśnie truchta sobie Pan Biegacz.
Skrajem jezdni, bo w sumie nie bardzo ma gdzie, chyba rowem...
Piekielność nr 1: Pan Biegacz od stóp do głów ubrany na czarno, włącznie z czarną czapką (coś jakby kominiarka). Żeby chociaż w butach czy spodniach jakiś odblask był - gdzie tam!
Widoczność zerowa, z daleka widziałam, jak auto przede mną wykonuje jakiś dziwny, esowo-floresowy manewr, więc choć jechałam przepisowo, zwolniłam, myślałam, że może pies czy kot jakiś się zaszwendał...
Piekielność nr 2: znam tę okolicę. I to nie jest tak, że jak Pan Biegacz chce biegać, to musi/może tylko tą drogą. Bo bezpośrednio przy drodze są pola, a za polami domy, i wzdłuż tych domów też są drogi, o wiele wg mnie do biegania lepsze - oświetlone, są przy nich chodniki...
I nie wiem, bezmyślność, deathwish, czy co...?
I tu pojawiają się historie o nieoświetlonych rowerach, niewidocznych pieszych - do których dołożę swoją "cegiełkę".
Późne popołudnie/wieczór. Jeszcze szarówka, choć już bardziej ciemno, niż jasno. Pochmurno, lekko ciapie marznąca mżawka.
Droga długa i prosta (poza jednym dość ostrym zakrętem), między dwoma wioskami. Dozwolona prędkość 90 km/h, poza wspomnianym wcześniej zakrętem, gdzie jest ograniczenie do 70 km/h.
Kierowcy z reguły jadą tu jeszcze szybciej (nie usprawiedliwiam, tylko stwierdzam fakt).
Brak oświetlenia.
Brak chodnika.
Brak nawet przyzwoitego pobocza.
I tu właśnie truchta sobie Pan Biegacz.
Skrajem jezdni, bo w sumie nie bardzo ma gdzie, chyba rowem...
Piekielność nr 1: Pan Biegacz od stóp do głów ubrany na czarno, włącznie z czarną czapką (coś jakby kominiarka). Żeby chociaż w butach czy spodniach jakiś odblask był - gdzie tam!
Widoczność zerowa, z daleka widziałam, jak auto przede mną wykonuje jakiś dziwny, esowo-floresowy manewr, więc choć jechałam przepisowo, zwolniłam, myślałam, że może pies czy kot jakiś się zaszwendał...
Piekielność nr 2: znam tę okolicę. I to nie jest tak, że jak Pan Biegacz chce biegać, to musi/może tylko tą drogą. Bo bezpośrednio przy drodze są pola, a za polami domy, i wzdłuż tych domów też są drogi, o wiele wg mnie do biegania lepsze - oświetlone, są przy nich chodniki...
I nie wiem, bezmyślność, deathwish, czy co...?
piesi kierowcy noc ciemno deathwish
Ocena:
129
(151)
Komentarze