Luźno nawiązując do historii jotem02 i wolontariatu.
Moje dzieci wiedzą (i mają domowy przykład), że wolontariat, praca i angażowanie się w życie społeczności w której się funkcjonuje to część życia.
Więc od zawsze działają w samorządzie szkolnym, PCK, na rzecz schroniska dla zwierząt, biorą udział w zbiórkach "Góra Grosza", "Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę", biegają z puszkami WOŚP itp.
Wkładają w to swój czas i ewentualnie SWOJE kieszonkowe. Stoją z puszkami PCK, zbierają żywność, odkładają niezniszczone rzeczy i nietrafione prezenty do oddania. Mała już zgarnia wszystkie żółte monety do słoika, żeby być przygotowaną na zimową akcję.
I tak się zdarzyło, że starsze dziecię poszło do liceum. W pierwszej klasie, gdzieś w październiku padło hasło od wychowawczyni, że może zaangażowaliby się jako klasa w jakiś wolontariat. Pomysł ze wszech miar słuszny. Wykonanie...
Pani wymyśliłą sobie, że najlepszą akcją w jaką mogą się zaangażować to "Szlachetna Paczka". I jak nie mam nic do organizacji pomocy w ten sposób, ba kilka razy sam w tym uczestniczyłem, tak szlag mnie jasny trafił.
Wolontariat dzieci miał polegać na tym, że wezmą od rodziców pieniądze i zrobią zakupy dla wybranej rodziny.
Nie wiem czego miałoby to ich nauczyć. Chyba tego, że wygodnie jest być szlachetnym za cudze pieniądze.
Koniec końców nic z tego nie wyszło, bo do rejestracji i wyboru rodziny potrzebne były dane osoby pełnoletniej, w klasie sami 16-17 latkowie, rodzice nie przejawili entuzjazmu a pani wychowawczyni jakoś nie kwapiła się podać swoich danych i pomysł upadł. Ale na zebraniu usłyszeliśmy, że "z tą klasą nie da się nic zorganizować".
Moje dzieci wiedzą (i mają domowy przykład), że wolontariat, praca i angażowanie się w życie społeczności w której się funkcjonuje to część życia.
Więc od zawsze działają w samorządzie szkolnym, PCK, na rzecz schroniska dla zwierząt, biorą udział w zbiórkach "Góra Grosza", "Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę", biegają z puszkami WOŚP itp.
Wkładają w to swój czas i ewentualnie SWOJE kieszonkowe. Stoją z puszkami PCK, zbierają żywność, odkładają niezniszczone rzeczy i nietrafione prezenty do oddania. Mała już zgarnia wszystkie żółte monety do słoika, żeby być przygotowaną na zimową akcję.
I tak się zdarzyło, że starsze dziecię poszło do liceum. W pierwszej klasie, gdzieś w październiku padło hasło od wychowawczyni, że może zaangażowaliby się jako klasa w jakiś wolontariat. Pomysł ze wszech miar słuszny. Wykonanie...
Pani wymyśliłą sobie, że najlepszą akcją w jaką mogą się zaangażować to "Szlachetna Paczka". I jak nie mam nic do organizacji pomocy w ten sposób, ba kilka razy sam w tym uczestniczyłem, tak szlag mnie jasny trafił.
Wolontariat dzieci miał polegać na tym, że wezmą od rodziców pieniądze i zrobią zakupy dla wybranej rodziny.
Nie wiem czego miałoby to ich nauczyć. Chyba tego, że wygodnie jest być szlachetnym za cudze pieniądze.
Koniec końców nic z tego nie wyszło, bo do rejestracji i wyboru rodziny potrzebne były dane osoby pełnoletniej, w klasie sami 16-17 latkowie, rodzice nie przejawili entuzjazmu a pani wychowawczyni jakoś nie kwapiła się podać swoich danych i pomysł upadł. Ale na zebraniu usłyszeliśmy, że "z tą klasą nie da się nic zorganizować".
szkoła
Ocena:
133
(143)
Komentarze