Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84477

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod moją ostatnią historią ktoś nie dowierzał, że studniówka mogła trwać tyle godzin. Przypomniało mi to trochę inną historię.

Parę lat temu, w czasach technikum, dorabiałam sobie w pewnej (już nieistniejącej) firmie cateringowej. Firma ta specjalizowała się w obsłudze dużych, plenerowych imprez. Dni miasta, imprezy firmowe itd. Piekielności była cała masa.

1. CZAS PRACY
Przykładowo dni miasta. Impreza w plenerze. Do postawienia namioty, cała kuchnia od podstaw, przygotowanie całego zaplecza gastronomicznego. Impreza liczona na 5-7 tys. ludzi. O ile namioty rozstawiane były dzień wcześniej, tak całą resztę trzeba było zrobić tego samego dnia. Więc cała obsługa zaczynała pracę o 7/8 rano, przygotowywała wszystko. Potem praca, przeważnie w upale, do późnych godzin nocnych. Jeśli taki festyn trwał oficjalnie do 1 w nocy, cała obsługa kończyła pracę po sprzątnięciu wszystkiego. Czyli koło 7/8 rano. Co daje nam 24h pracy, bez przerwy, bo nie było na to czasu.

2. HIGIENA
Pomijając fakt, że większość ludzi przy jedzeniu (serwowano wszystko - zapiekanki, hot-dogi, frytki itd.) pracowała bez żadnych badań i bez umowy w warunkach polowych, pod namiotami ciężko w ogóle mówić o jakiejkolwiek higienie.

Coś spadło na trawę? To nic, podmucha się i będzie. Szkoda zmarnować.

Umyć ręce? Gdzie? Przecież jesteśmy w plenerze, bez bieżącej wody. To nic, że przed chwilą byłeś w toi toiu, możesz na spokojnie nakładać gołymi rękami zapiekanki.

3. PRODUKTY
Po doświadczeniu z obsługi takich imprez, nigdy nie jem nic na takich festynach. Standardem jest samochód z chłodnią, tego wymaga sanepid. Ale nie przyjdzie sprawdzić, czy ktoś z tego korzysta, czy tylko stoi i ładnie wygląda. Normą było wyjęcie z chłodni np. kiełbasy na grilla, która potem leżała od samego rana do nocy pod namiotem, w upale. To nic, że obślizgła, brzydko pachnie. Przecież się wypiecze i będzie. Smacznego.

4. PIENIĄDZE
To było ładnych parę lat temu, ale za 24h pracy dostawaliśmy jakieś 200-230 zł, w zależności od humoru właściciela i utargu.

Firma, o której można napisać książkę, pracowałam tam, bo przyjmowali byle kogo i można było w szkole dorobić :D, na szczęście to była krótka przygoda. Nie mówię, że tak jest wszędzie, może dlatego firmę z hukiem zamknęli, ale życia mnie to nauczyło.

gastronomia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (99)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…