Historia użytkownika czerwony_parasol przypomniała mi mojego byłego pracodawcę.
Był sobie zakład produkujący coś - dla historii absolutnie nieważne co. Zakład ten miał również swoją filię w pobliskim miasteczku. My (czyli pracownicy owej filii) byliśmy ciągle informowani przez naszych zwierzchników, że w głównej siedzibie pracownicy robią więcej, lepiej, szybciej, że mamy się bardziej starać, że dlatego nie otrzymujemy premii itp. No cóż, staraliśmy się, ale kierownictwo ciągle niezadowolone... Nie słuchali naszych delikatnych sugestii, że pracujemy na przestarzałych maszynach (niektóre podejrzewałam o migrację prosto ze złomowiska), że braki w zaopatrzeniu - nie mieliśmy magazynu, tylko mały magazynek, wszystkie półprodukty dojeżdżały z głównego zakładu, i czasami brak jednego elementu powodował, że produkcja stawała. Nie ma zmiłuj się, źle pracujemy i koniec!
Chyba jednak aż tak źle nie pracowaliśmy, bo któregoś dnia nawiedził nas szanowny pan prezes, czyli właściciel obu w/w zakładów. Przeszedł się po hali, popatrzył, po czym udał się do kierownika i zażądał listy dziesięciu najlepszych pracowników (nie mówił kierownikowi, po co mu to). Listę otrzymał, zerknął na nią i stwierdził, że od przyszłego miesiąca te osoby pracują w głównym zakładzie. Kierownik zbladł, bo 10 osób to była jakaś 1/3 stanu osobowego, poza tym uczciwie wymienił najlepszych. My, pracownicy przewidziani do "awansu"* raczej byliśmy zadowoleni.
Koniec końców stanęło na siedmiu osobach. Pierwszy dzień pracy w nowym miejscu był dla nas mocno stresujący, ponieważ dostaliśmy od pracowników głównego zakładu porządny opieprz za... zawyżanie norm. Cytuję: "Czy wy żeście tam och*jeli, czy co, zapi*przacie jak małe robociki, co chwila nam przez was normy podnoszą!!!".
No pomysł w sumie genialny, wmówić jednym, że drudzy pracują lepiej, i już mamy samonakręcajacy się mechanizm - więcej! lepiej! szybciej!
*Przeniesienie do głównego zakładu przyjęliśmy jako "awans", ponieważ tam płacili lepiej. Teraz już nie pamiętam, bo to było duuużo lat temu, ale podstawa była chyba taka sama, natomiast nas w fili "omijały" wszystkie dodatki i premie - jak już ktoś dostał premię, to były to naprawdę śmieszne pieniądze, w odniesieniu do dzisiejszych realiów płacowych to było jakieś 100 zł.
Był sobie zakład produkujący coś - dla historii absolutnie nieważne co. Zakład ten miał również swoją filię w pobliskim miasteczku. My (czyli pracownicy owej filii) byliśmy ciągle informowani przez naszych zwierzchników, że w głównej siedzibie pracownicy robią więcej, lepiej, szybciej, że mamy się bardziej starać, że dlatego nie otrzymujemy premii itp. No cóż, staraliśmy się, ale kierownictwo ciągle niezadowolone... Nie słuchali naszych delikatnych sugestii, że pracujemy na przestarzałych maszynach (niektóre podejrzewałam o migrację prosto ze złomowiska), że braki w zaopatrzeniu - nie mieliśmy magazynu, tylko mały magazynek, wszystkie półprodukty dojeżdżały z głównego zakładu, i czasami brak jednego elementu powodował, że produkcja stawała. Nie ma zmiłuj się, źle pracujemy i koniec!
Chyba jednak aż tak źle nie pracowaliśmy, bo któregoś dnia nawiedził nas szanowny pan prezes, czyli właściciel obu w/w zakładów. Przeszedł się po hali, popatrzył, po czym udał się do kierownika i zażądał listy dziesięciu najlepszych pracowników (nie mówił kierownikowi, po co mu to). Listę otrzymał, zerknął na nią i stwierdził, że od przyszłego miesiąca te osoby pracują w głównym zakładzie. Kierownik zbladł, bo 10 osób to była jakaś 1/3 stanu osobowego, poza tym uczciwie wymienił najlepszych. My, pracownicy przewidziani do "awansu"* raczej byliśmy zadowoleni.
Koniec końców stanęło na siedmiu osobach. Pierwszy dzień pracy w nowym miejscu był dla nas mocno stresujący, ponieważ dostaliśmy od pracowników głównego zakładu porządny opieprz za... zawyżanie norm. Cytuję: "Czy wy żeście tam och*jeli, czy co, zapi*przacie jak małe robociki, co chwila nam przez was normy podnoszą!!!".
No pomysł w sumie genialny, wmówić jednym, że drudzy pracują lepiej, i już mamy samonakręcajacy się mechanizm - więcej! lepiej! szybciej!
*Przeniesienie do głównego zakładu przyjęliśmy jako "awans", ponieważ tam płacili lepiej. Teraz już nie pamiętam, bo to było duuużo lat temu, ale podstawa była chyba taka sama, natomiast nas w fili "omijały" wszystkie dodatki i premie - jak już ktoś dostał premię, to były to naprawdę śmieszne pieniądze, w odniesieniu do dzisiejszych realiów płacowych to było jakieś 100 zł.
produkcja
Ocena:
118
(120)
Komentarze