Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejne absurdy z walki o nogę. Całe szczęście z happy endem. Jak już pisałem, szpital w dużym mieście, do którego się zgłosiłem, spuścił mnie na drzewo, więc zostało mi szukanie ratunku w "szpitalu pierwotnie zaopatrującym". Ropna przetoka z miejsca wkręcenia śruby stabilizującej gwóźdź śródszpikowy.

Przyjęli, bo są od tego jak doopa od srania. Po dwóch dobach leżenia w starym, szpitalnym koju, zostałem przewieziony do sali operacyjnej (notabene przypominającej ubojnię z lat 60') i poinformowany, że wykręcą mi śrubę w znieczuleniu miejscowym.

No ok, oni się znają, niech robią co muszą. Podobno nie było wolnego anestezjologa. Wstrzyknęli mi coś w okolice miejsca zabiegu i dawaj, kręcić śrubę, nacinać itp... Teraz już wiem, że miejsca zainfekowanego ropnie nie da się znieczulić miejscowo, tak samo jak kości. Śruba się nie chce wykręcić, bo kość obgniła i kręci się w miejscu. To natnijmy jeszcze bardziej i podważmy jakimś ustrojstwem. Pacjent się wierci i syczy z bólu?

Przypomnijmy pasami i dłubmy dalej. Po około 30-40 minutach takiej rzeźni, kiedy byłem wsparty jedynie na potylicy i pięcie zdrowej nogi, bo całe ciało miałem napięte z bólu jak struna, jakaś młoda lekarka (studentka medycyny?) stwierdziła, że tak nie można, że pacjent cierpi i trzeba przerwać. Do dzisiaj jestem w niej zakochany... W międzyczasie zdążyłem zrzucić wszystkie narzędzia tortur na podłogę, kiedy podczas kolejnego nacinania skalpelem wierzgnąłem nogą.

To co usłyszałem nie nadaje się do publikacji. Nawet nie zaszywali tego, co rozgrzebali, nakleili jakiś plaster (?) o strukturze plastra miodu i zawieźli na salę. Wieczorem przeszedłem operację w znieczuleniu ogólnym, gdzie wyjęli tę cholerną śrubę i wyczyścili oraz zaszyli przetokę ropną. Super, myślałem. A taki siur jak słonia nos. Po 3 tygodniach utworzyły się dwie nowe przetoki, a po kolejnym tygodniu rozlazło się to ich szycie. Kur... mać. Trzy dziury, z których leje się ropa.

Jadę do tych pieprzonych rzeźników, coby naprawili, co spieprzyli. I tu kubeł zimnej wody na pacjenta. Oni nic nie spieprzyli, to jest ropnie zapalenie kości i szpiku na tle bakteryjnym (gronkowiec). Oni mogą "odjąć nogę". Tego, co im powiedziałem, na tyle głośno, aby pół szpitala słyszało, nie zacytuję. Ok, ale obie nogi by się przydały.

Dzięki znajomemu trafiłem do pewnego profesora, który prywatnie przyjął mnie bez zająknięcia. Wycisnął to, co leci z przetok, dał do laboratorium, gdzie stwierdzono zwykłego gronkowca i po serii "wizyt prywatnych" czyli około 1200 PLN wyznaczył termin operacji i bardzo inwazyjnego leczenia antybiotykowego.

Takim sposobem trafiłem na oddział specjalistów, którzy wprawdzie doprowadzili do rumienia wielopostaciowego z powodu antybiotyków (bardzo nieprzyjemne schorzenie autoimmunologiczne) ale uratowali mi nogę i dzisiaj chodzę nawet po schodach bez kul czy laski.

Qrwa, po dwóch latach od wypadku. Owszem, noga jest krótsza, krzywa, pełna blizn, ale jest. Czasem też boli na zmianę pogody, ale JEST! Pozdrawiam piekielnych i mam radę dla ludzi w podobnym położeniu do mojego: nigdy się nie poddawajcie. NIGDY!

Środek Polski

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (201)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…