Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85190

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozmowa na pewnym czacie na tematy związane z figurą przypomniała mi pewne zdarzenie. O tym, jak rodzice mogą być piekielni dla własnego dziecka i pośrednio dla innych, sami o tym nie wiedząc.

W dawnym miejscu zamieszkania moja córka miała serdeczną przyjaciółkę, niejaką O. O. zaś wyglądała podobnie jak Dudley Dursley przed początkiem diety ("Ciotka Petunia często powtarzała, że Dudley wygląda jak amorek. Harry równie często powtarzał, że Dudley wygląda jak prosię w peruce"). Kilka razy byłam gościem u nich na obiedzie - rodzina gustowała w raczej ciężkawych, mało dietetycznych daniach, a porcje dla sześciolatki nakładano takie, że ja bym się najadła. Do tego dochodziło nieśmiertelne "zjedz wszystko z talerza".

Poza tym czasami pozwalałam, żeby moja córka zjadła z nimi obiad, a innym razem częstowałam O. naszym obiadem. Niestety zabroniono mi ją częstować, ponieważ "Jak zje u pani, to potem nie chce jeść w domu" (ja tam nie wpadłabym na to, żeby po obiedzie u koleżanki namawiać córkę na zjedzenie drugiego, chyba że zasygnalizowałaby, że jest głodna).

W międzyczasie z coraz większym niepokojem obserwowałam moją córkę. Przedszkolanki twierdziły, że jada normalnie, nie wybrzydza bardziej niż inne dzieci, na śniadanie zawsze zje kanapkę i trochę zupy mlecznej, obiad przeważnie w całości, podwieczorek przeważnie pochłania. A w domu był koszmar, żeby zjadła bodaj z pół miseczki zupy (ja zjadam pełną, więc pół wydawało mi się rozsądną porcją dla sześciolatki) musiałam jej bajki puszczać (co nie jest zalecane, ale naprawdę wystraszyłam się, że dziecko mi zniknie). Co bym nie zrobiła, choćby to było jej ulubione danie, to pogrzebała, skomplementowała i zostawiła połowę. Jak nie mam w zwyczaju nikomu wyliczać jedzenia, tak sześć kopytek to trochę kurka wodna mało! Ale dziecko twierdzi, że się najadło, nie jest głodne, wmuszać przecież nie będę.

Potem nastąpiła przeprowadzka i stopniowo, pomaleńku dziecko mi się ogarnęło z jedzeniem. Coraz częściej sygnalizuje że jest głodna, skończył się problem zostawiania na talerzu, zaczęła nawet jadać ziemniaki (moja wina, było nie dawać dziecku ziemniaków z marketu, teraz mamy własne i są o całe nieba smaczniejsze), bywa, że w sadzie sobie narwie śliwek, pochłonie je i za godzinę krzyczy, że jest głodna.

Przyczynę problemu odkryłam dopiero niedawno.

Trzymajcie się.

"Bo O. rodzice zmuszali, żeby zjadała wszystko i była gruba. A ja nie chciałam być taka gruba jak ona, to musiałam jeść mniej”.

Pomyślałam, pokojarzyłam fakty i rzeczywiście, problem zaczął się jakiś czas po poznaniu O. i ustąpił jakiś czas po zerwaniu z nią kontaktu. Pewien wpływ na to może mieć jej aktualna przyjaciółka, która jest karmiona rozsądnie, "ładnie je" i wygląda przyzwoicie, tak "w sam raz".

Niewiadomą do dziś pozostaje dla mnie, czemu córka nie podzieliła się ze mną swoimi wątpliwościami. Zachęciłam ją, żeby na przyszłość mówiła mi o wszystkim, zobaczymy, co będzie.

Zastanawiam się teraz, co by było, gdyby nie przeprowadzka. Bo byłam o krok od szukania dla niej specjalistycznej pomocy. Lekarz pediatra uparcie twierdził, że "widać taki jej urok" i "nie wszystkie dzieci muszą być pulchne". W siatce centylowej się trzymała, choć raczej w dolnej granicy. Czy psycholog dotarłby do źródła problemu? I kiedy? Dlaczego kilka miesięcy po przeprowadzce w ustach mojej córki próchnica nagle zahamowała?

Wiem, że sama ponoszę pewną odpowiedzialność, ale konsultowałam to z lekarzem i nie widział problemu...

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (137)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…