Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#85403

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Porządkowałam dokumenty, wpadł mi w ręce wypis ze szpitala i przypomniała się historia sprzed 2 lat. Będzie o służbie zdrowia, a raczej o ludzkiej bezmyślności.
Zdarzyło mi się przewrócić na oblodzonym chodniku. Ot, wyskoczyłam rano do sklepu po bułki, wracając poślizgnęłam się i następne, co pamiętam, to to, że siedzę na kanapie we własnym salonie, a zaniepokojeni synowie (szczęśliwie nie zdążyli jeszcze wyjść do szkoły) próbują się ze mną dogadać. Potem już było standardowo: przyjazd karetki, szpital, wenflon, wywiad, tomograf i jedziemy na oddział. Szczerze, nawet nie pamiętam jaki. Po jakimś czasie zjawił się lekarz, przyniósł dokumentację, powiedział, że mam wstrząs mózgu, ale poza tym cała jestem, dał zalecenia (odpoczywać, leżeć, żadnej telewizji, komputera itp.) i stwierdził, że na noc nie trzeba mnie zatrzymywać, ale tak do 17.00 na obserwacji mam zostać.
Ok. I tu się zaczyna robić zabawnie.
Nie wiem, kto mnie obserwował, może ukryta kamera albo sąsiadka z łóżka obok (ale niedługo, bo zabrali ją na zabieg i już jej nie widziałam) bo poza paniami roznoszącymi obiad nawet pies z kulawą nogą do mnie nie zajrzał. W okolicy 17.00 stwierdziłam, że dość tego gapienia się w sufit, czas do domu. Podreptałam niepewnie, na wszelki wypadek przy ścianie (ciągle miałam zawroty głowy) do dyżurki pielęgniarek. Wyłuszczyłam sprawę, na co usłyszałam, że jak mam wypis, to mogę iść. Super. Na pytanie, gdzie jest wyjście, panie odpowiedziały, że korytarzem do końca i schodami w dół…Świetnie….
Zadzwoniłam do męża, żeby już przyjeżdżał i powolutku, przy poręczy, odpoczywając na półpiętrach (schodziłam chyba z 2 lub 3 piętra) zeszłam sobie na parter. (Wiem, może nie powinnam, trzeba było czekać na męża, ale już miałam dość tej szpitalnej atmosfery, zwłaszcza, że oddział był dość pusty i cichy i czułam się trochę jak w horrorze). Na paterze ludzi było sporo, bez problemu namierzyłam izbę przyjęć, usiadłam i czekałam na transport.
Mąż przyjechał, wychodzimy, już w drzwiach zorientowałam się, że czegoś mam za dużo…nadprogramowym bagażem był wenflon, którym wychodząc zahaczyłam o klamkę….
W tył zwrot i do gabinetu. Zaglądam, wszyscy zajęci, każą poczekać, ale na moje pytanie, czy z tym czymś w ręku to ja na pewno mam jechać do domu jedna z pielęgniarek spojrzała, zaniemówiła na chwilkę, szybciutko posadziła mnie na krzesełku i igłę wyciągnęła.
Wychodzi na to, że wyjść ze szpitala można w każdej chwili i dowolnym stanie i nikt się specjalnie tym faktem nie zainteresuje. Wiem, że to nie jest reguła, ale jak widać się zdarza.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (91)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…