Historia o tym, jak kochany wuefista potrafił mnie zdemotywować i sprawić, że prawie porzuciłam swój ukochany sport.
Od dziecka uwielbiałam sport. W szkole podstawowej nauczyciele zauważyli moje predyspozycje i wysyłali mnie na zawody sportowe. Lubiłam każdą dyscyplinę, ale najbardziej na świecie kochałam jedną - piłkę ręczną. Po lekcjach często chodziłam z koleżankami na boisko szkolne i razem doskonaliłyśmy się w tej dziedzinie sportu. Oczywiście był też SKS.
Nadszedł jednak taki czas, że skończyłam podstawówkę i rozpoczęłam naukę w gimnazjum, które słynęło z wysokich wyników w różnorakich zawodach sportowych. Wuefista wydawał się być profesjonalistą. Już po pierwszych zajęciach dostaliśmy kartkę z rozpiską zajęć dodatkowych. Był też SKS z mojej ukochanej ręcznej. Oczywiście zapisałam się na niego i z niecierpliwością czekałam na trening.
Trener był zachwycony moją grą - często mnie chwalił, pozwalał chodzić na zajęcia dla starszych klas, oczywiście zabierał na zawody.
W drugiej klasie nauczyciel zmienił jednak do mnie podejście - to ja stałam się tą najgorszą. Źle rzucam, biegnę nie w to miejsce co trzeba... niby wiedziałam, że gram dobrze, ale trener był wtedy dla mnie autorytetem i mu wierzyłam. Nie zabierał mnie na zawody, jeździły na nie dziewczyny, które były ode mnie słabsze.
W trzeciej klasie poinformowałam wuefistę, że nie chcę już chodzić na treningi i w ogóle odpuszczę sobie wszystkie zajęcia sportowe. Trener był zdziwiony i spytał się mnie, dlaczego. Powiedziałam, że przecież gram beznadziejnie i nic tego nie zmieni, więc po co. Nauczyciel odpowiedział:
- Natalka, ale przecież ja tak mówiłem tylko po to, żeby cię zmotywować!
Szkoda, że wtedy byłam tak przekonana o swoim braku talentu, że powiedziałam NIE. Na szczęście nauczycielka w liceum i trenerka w klubie, do którego wstąpiłam sprawiły, że znów uwierzyłam w siebie.
Od dziecka uwielbiałam sport. W szkole podstawowej nauczyciele zauważyli moje predyspozycje i wysyłali mnie na zawody sportowe. Lubiłam każdą dyscyplinę, ale najbardziej na świecie kochałam jedną - piłkę ręczną. Po lekcjach często chodziłam z koleżankami na boisko szkolne i razem doskonaliłyśmy się w tej dziedzinie sportu. Oczywiście był też SKS.
Nadszedł jednak taki czas, że skończyłam podstawówkę i rozpoczęłam naukę w gimnazjum, które słynęło z wysokich wyników w różnorakich zawodach sportowych. Wuefista wydawał się być profesjonalistą. Już po pierwszych zajęciach dostaliśmy kartkę z rozpiską zajęć dodatkowych. Był też SKS z mojej ukochanej ręcznej. Oczywiście zapisałam się na niego i z niecierpliwością czekałam na trening.
Trener był zachwycony moją grą - często mnie chwalił, pozwalał chodzić na zajęcia dla starszych klas, oczywiście zabierał na zawody.
W drugiej klasie nauczyciel zmienił jednak do mnie podejście - to ja stałam się tą najgorszą. Źle rzucam, biegnę nie w to miejsce co trzeba... niby wiedziałam, że gram dobrze, ale trener był wtedy dla mnie autorytetem i mu wierzyłam. Nie zabierał mnie na zawody, jeździły na nie dziewczyny, które były ode mnie słabsze.
W trzeciej klasie poinformowałam wuefistę, że nie chcę już chodzić na treningi i w ogóle odpuszczę sobie wszystkie zajęcia sportowe. Trener był zdziwiony i spytał się mnie, dlaczego. Powiedziałam, że przecież gram beznadziejnie i nic tego nie zmieni, więc po co. Nauczyciel odpowiedział:
- Natalka, ale przecież ja tak mówiłem tylko po to, żeby cię zmotywować!
Szkoda, że wtedy byłam tak przekonana o swoim braku talentu, że powiedziałam NIE. Na szczęście nauczycielka w liceum i trenerka w klubie, do którego wstąpiłam sprawiły, że znów uwierzyłam w siebie.
szkoła gimnazjum
Ocena:
199
(221)
Komentarze