Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86001

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opisana historia wydarzyła się niecałe dwa lata temu.

W wyniku choroby i ciąży, waga wyświetliła mi trzy cyfry przed przecinkiem zamiast dwóch. Jako, że bardzo źle się z tym czułam po ogarnięciu choroby, zaczęłam się odchudzać. Jako, że skutki były mizerne, zaczęłam korzystać z pomocy dietetyka oraz trenera personalnego.

W rolę piekielnego wszedł... mój teść. Najpierw nagle odkrył w sobie talent do pieczenia. Za każdym razem gdy przejechaliśmy, na stole stały ciasta, babki, a gdy akurat nie mieliśmy w planach ich odwiedzić, dzwonił do mojego męża i pytał czy nie chcemy sernika/babki/innego ciasta, bo upiekł. Gdy ja konsekwentnie odmawiałam, obrażał się, bo od kawałeczka nic by mi się nie stało. Od kawałeczka może nie, ale on piekł ciasto dwa razy w tygodniu...
Zawsze, gdy zapraszali nas na obiad pytał co będę jeść. Mówiłam, że to co wszyscy (w domu przestrzegam diety, ale nie będę nikogo zmuszać, żeby gotował mi osobno rzeczy z mojego jadłospisu). A potem, gdy sięgałam po coś mówił: "Ale chyba nie możesz tego jeść. Tu jest mięso". Odpowiedziałam, że nie wiem kto mu naopowiadał bzdur, ale ja nie jestem na diecie wegetariańskiej. Jem mięso. Odpowiedział lekceważącym uśmiechem.

Nie rozumiał po co się odchudzam. Przecież są grubsze ode mnie! I po co chodzę na siłownię. Lepiej biegać wokół bloku i jeździć na rowerze. To, że mam półtoraroczne dziecko, które nienawidziło wózka, a bieganie będąc otyłym nie jest dobrym pomysłem, jakoś do niego nie trafiło.
Pomimo tego schudłam 25 kilo. Nie rozumiem tego co wtedy nagle odwaliło mojemu teściowi. Generalnie i teść, i teściowa są fajnymi ludźmi, ale wtedy nie rozumiałam o co mu chodziło, i do dzisiaj nie wiem.

rodzina

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (116)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…