Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyobraźcie sobie taką sytuację: policja otrzymuje zgłoszenie, że właśnie w tej chwili, na jednym z miejskich podwórek, pewien mężczyzna, znany już zresztą policji, między innymi z powodu posiadania narkotyków, siedzi sobie na schodkach, i waży, dzieli i rozkłada do woreczków conajmniej 50g marihuany, przeznaczonej na sprzedaż. Osoba zgłaszająca świetnie zna handlarza, więc policja otrzymuje jego pełne dane, włącznie z imionami rodziców, datą urodzenia, czy numerem telefonu. Osoba podaje pełny, aktualny rysopis, zawierający m.in. informację, że gość ma gips na ręce, podaje też rodzaj i kolor jego ubioru. Dodatkowo mężczyzna wypił już tego dnia kilka piw, więc jest nie do końca trzeźwy, co raczej utrudniłoby mu ewentualną ucieczkę. Poza tym swoją "pracę" z pakowaniem rozpoczął niedawno, więc spędzi w tym miejscu jeszcze trochę czasu. Osoba dzwoniąca podaje swoje dane, nr telefonu, i mówi, że jeśli będzie trzeba, to ona będzie zeznawać, a zna gościa całe swoje życie, więc dla policji byłaby świetnym źródłem informacji.

A zatem mamy handlarza narkotyków, z całym niezbędnym do tego procederu sprzętem, wystawionego jak na widelcu, wystarczy tam podjechać i go zgarnąć.

I co się dzieje w takiej sytuacji? Otóż policja owszem, podjeżdża na miejsce, owszem, "przeszukuje" delikwenta, który ze względu na porę roku (lato), ma na sobie tylko luźne szorty, koszulkę, sandały i bokserki. I nie znajduje przy nim nic! Absolutnie nic! A trzeba wam wiedzieć, że 50g marihuany zajmuje przestrzeń wielkości mniej więcej takiej jak conajmniej dwie puszki piwa, i baardzo intensywnie pachnie. Nie znaleźli nic bynajmniej nie dlatego, że nic przy sobie nie miał. Kolega będący z nim w tamtym momencie, opowiedział osobie zgłaszającej, przebieg całego zdarzenia, i okazało się, że facet na widok radiowozu wjeżdżającego w podwórze, upchnął plastikowy worek z uszami, w którym miał towar, w majtkach, a wagę, woreczki, i całą resztę przykrył wycieraczką. Funkcjonariusze podeszli, wylegitymowali obu panów, pobieżnie nawet ich "obklepali", po czym wsiedli do auta, i odjechali...

Do dziś się zastanawiam jakim cudem tego nie znaleźli...

Opisana sytuacja dotyczy mojego "drogiego" brata, na którego ja osobiście po chamsku doniosłam (co było wynikiem pewnej nieciekawej sytuacji, którą pewnie niebawem opiszę), więc w razie jakichś pytań służę, ale od razu zaznaczam, że wydarzyło się to ponad 10 lat temu, i mogę nie pamiętać dokładnie niektórych szczegółów, zwłaszcza, że to był mocno stresujący dla mnie dzień.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…