Przed chwilą dość długo rozmawiałam z przyjaciółką przez telefon i przy okazji przypomniała mi się parszywa historia z końca stycznia. Zmarł brat naszej wspólnej znajomej. Młody chłopak, ot tragedia.
Jako że za dzieciaka co roku jeździliśmy wspólnie na wszelkie obozy, miłe wspomnienia w głowie zostały; stwierdziłyśmy z przyjaciółką, że pożegnamy kolegę i potowarzyszymy mu w tej ostatniej drodze.
Pogrzeb jak wygląda, każdy wie. Ludzi mnóstwo, bo zmarły był powszechnie znany i lubiany w okolicy.
Wraz z przyjaciółką usiadłyśmy w przedostatniej ławce, na końcu kościoła. Za nami siedziały 3 lub 4 starsze kobiety; nie przyglądałam się im zbytnio, pochłonięta własnymi przemyśleniami. Ciszę rozdzierał szloch matki i sióstr kolegi, serce mi pękało, gdy to słyszałam - rodzice nie powinni chować swoich dzieci, wiadomo.
Rozpoczęło się nabożeństwo, a szlochy kobiety przybrały na sile. I wtem z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos jednej ze staruszek, które za nami siedziały (nie wiem dokładnie której i oczywiście słów nie kierowała do nas, tylko zapewne do jednej ze swoich towarzyszek). Do dziś pamiętam te słowa i to, jak się zagotowałam w środku:
"No i na cholerę tak płacze? Prawie nie słychać, co ksiądz mówi, a ja stara i przygłucha! Trzy córki jeszcze ma, to po co tak płakać za starym bykiem?".
Przysięgam, że wzajemnie z przyjaciółką musiałyśmy się trzymać za ręce, żeby nie wywołać skandalu. Przyjaciółka tylko spojrzała na kobietę przez ramię jak na karalucha i zasugerowała, że kobieta powinna zamknąć jadaczkę. Nie sądzę, żeby to był ktoś z rodziny, ale mogę się mylić.
"Stary byk" w tym roku skończyłby 25 lat.
Jako że za dzieciaka co roku jeździliśmy wspólnie na wszelkie obozy, miłe wspomnienia w głowie zostały; stwierdziłyśmy z przyjaciółką, że pożegnamy kolegę i potowarzyszymy mu w tej ostatniej drodze.
Pogrzeb jak wygląda, każdy wie. Ludzi mnóstwo, bo zmarły był powszechnie znany i lubiany w okolicy.
Wraz z przyjaciółką usiadłyśmy w przedostatniej ławce, na końcu kościoła. Za nami siedziały 3 lub 4 starsze kobiety; nie przyglądałam się im zbytnio, pochłonięta własnymi przemyśleniami. Ciszę rozdzierał szloch matki i sióstr kolegi, serce mi pękało, gdy to słyszałam - rodzice nie powinni chować swoich dzieci, wiadomo.
Rozpoczęło się nabożeństwo, a szlochy kobiety przybrały na sile. I wtem z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos jednej ze staruszek, które za nami siedziały (nie wiem dokładnie której i oczywiście słów nie kierowała do nas, tylko zapewne do jednej ze swoich towarzyszek). Do dziś pamiętam te słowa i to, jak się zagotowałam w środku:
"No i na cholerę tak płacze? Prawie nie słychać, co ksiądz mówi, a ja stara i przygłucha! Trzy córki jeszcze ma, to po co tak płakać za starym bykiem?".
Przysięgam, że wzajemnie z przyjaciółką musiałyśmy się trzymać za ręce, żeby nie wywołać skandalu. Przyjaciółka tylko spojrzała na kobietę przez ramię jak na karalucha i zasugerowała, że kobieta powinna zamknąć jadaczkę. Nie sądzę, żeby to był ktoś z rodziny, ale mogę się mylić.
"Stary byk" w tym roku skończyłby 25 lat.
kościół pogrzeb
Ocena:
128
(154)
Komentarze