Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ło matko, nie przypuszczałam nawet, że znam tak pokręconych ludzi...

Ostatnio spotkałam przypadkiem znajomą, której bardzo dawno nie widziałam. Stałyśmy tak sobie i rozmawiałyśmy o wszystkim, i rozmowa zeszła na zwierzaki domowe. Ona opowiedziała o swoim psie i króliku, ja o dwóch kotach, które znalazłam i przygarnęłam. Koleżanka zapytała jak tam nasze myszki się trzymają przy kotach. Nie powiem, zdziwiłam się, bo pytała o myszki, które miałam ponad 8 lat temu, a taka "standardowa" mysz albinoska żyje dwa/trzy lata, no może max cztery, ale to przy bardzo pomyślnych wiatrach. Gdzieś kiedyś czytałam o rekordzistce, która dożyła sędziwego wieku niemal pięciu lat, ale ponad osiem, to już jakaś fantastyka by była (i tak, jestem pewna, że pytała o te konkretne dwie myszy, żyjące u mnie te 8 lat temu, a nie np. o ich potomków, czy kolejne zwierzaki). Uświadomiłam ją, że te zwierzaki nie żyją tak długo, i nieopatrznie dodałam, że nasze żyły nawet krócej, bo niestety obie zginęły tragicznie. Koleżanka oczywiście zapytała co się stało, więc jej opowiedziałam, jako i wam teraz opowiem.

Jedną mysz "zamordowała" moja starsza córka, gdy miała coś koło dwóch lat (córka, nie mysz), bo w czasie gdy ja sprzątałam klatkę, myszy przebywające na stole były "pilnowane" przez młodą, i jedna z nich wlazła jej do rękawa. Córa chciała ją wyjąć, ale niefartownie mysz zdążyła już zawrócić, i została wyjęta za głowę, co skończyło się dla niej tragicznie. Córka bardzo to przeżyła, do tego stopnia, że musiałam jej zabronić o tym opowiadać, bo z każdą kolejną opowieścią miała coraz większe wyrzuty sumienia, i coraz bardziej płakała relacjonując śmierć myszy. Całą sytuację pamięta do dziś, a ma już prawie 12 lat. I nadal jest jej trochę przykro. Kiedyś nawet opisałam to zdarzenie w komentarzu na tym portalu. Natomiast druga mysz po śmierci koleżanki, żyła z nami jak królowa, bo skubana nauczyła się wychodzić z klatki, i całe mieszkanie było jej królestwem. Długo się później odzwyczajałam od uważnego patrzenia gdzie stawiam stopy chodząc po domu (plus był taki, że córa też była bardzo ostrożna, więc ominęły nas atrakcje typu "dziecko wbiegło w drzwi/meble i rozwaliło sobie twarz"). Mysza przychodziła nawet w nocy sypiać z nami w kącie narożnika. Strasznie inteligentne bydlę z niej było.

Niestety, któregoś dnia do drzwi zadzwoniła sąsiadka, i nasza dobra znajoma w jednym, mąż otworzył, zauważywszy, że sąsiadka jest ze swoim labradorem. Pies zlokalizował mysz wcześniej niż ja, wyrwał do przodu i chwycił ją w zęby zanim zdążyłam krzyknąć "nie!!", i choć po tym okrzyku natychmiast ją wypuścił, to jednak było już po myszy... Szczęście, że córa była w pokoju, bo przynajmniej tego nie widziała, a widok był zdecydowanie gorszy niż przy jej "zbrodni". Sąsiadka przepraszała nas jeszcze kilka miesięcy później, chciała kupić nam kolejną mysz, albo i dwie, ale uznaliśmy, że tej zagryzionej nie da się zastąpić, więc od tamtej pory nie mieliśmy już więcej myszek. Za to sąsiadka miała paskudne poczucie winy, choć bardziej zawiniliśmy my niż ona, bo trzeba było złapać zwierza zanim otworzyliśmy drzwi...

Kiedy skończyłam to opowiadać spotkanej koleżance, ta zrobiła minę jakby ją ktoś właśnie obrzucał gównem, po czym odpaliła się z taką intensywnością i fantazją, że nie udało mi się zapamiętać całości jej monologu. W mocnym skrócie chodziło jej o to, że jesteśmy chorymi sadystami, powinno się nas odstrzelić, naszą córkę skierować na jakąś terapię, albo też odstrzelić, psa sąsiadki uśpić, a ją samą gdzieś zamknąć. Poza tym należy nam odebrać nasze zgarnięte z ulicy koty, albo lepiej żeby same zdechły zanim je zamordujemy. o.O

Na koniec stwierdziła, że powinnam się cieszyć, że jest epidemia, bo jakby mogła do mnie podejść, to wybiłaby mi zęby i napluła w twarz (tego ostatniego próbowała, ale nie doleciało...) Dodała jeszcze, że powie wszystkim jaką psychopatką jestem, i zgłosi to wszystko. Zastanawiam się tylko gdzie ona chce to zgłosić, i komu zamierza o mnie opowiedzieć, bo wspólnych znajomych to my zbytnio nie mamy, a ci spośród moich znajomych, którzy ją znali, doskonale wiedzą jaki los spotkał moje myszy, i niewiele ich to obchodzi po tylu latach. A jak przyjaciółka mi kiedyś mówiła, że ona jakaś dziwna jest i za nią nie przepada, to się dziwiłam o co jej chodzi... Od teraz będę bardziej ufać jej opiniom o ludziach :)

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (161)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…