Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu pracowałam w urzędzie, a raczej byłam tam na rocznym stażu.
Nie będę tu pisać czym się zajmowałam, bo to mało istotne, jednak co mnie w czasie mojej pracy uderzyło, a może i trochę zdziwiło, bo mimo powszechnej opinii o leniwych urzędnikach, nie sądziłam jak sprawa wygląda "od kuchni".
Przyznam szczerze, że poznałam tam wiele sympatycznych ludzi, szczególnie, że było to w większym mieście, nawet kilka osób w wieku zbliżonym do mojego i zawsze będę mile wspominać tamten czas.

Jednak było też wiele piekielności, które postanowiłam tu opisać jako osoba będąca już nie interesantem, ale tą po tej "ciemnej stronie mocy".

Pierwszy problem, polega na tym, że "dzień urzędnika zaczyna się od włączenia czajnika". Niestety to powiedzenie ma więcej wspólnego z prawdą niż kiedyś mi się wydawało. Pierwsze pół godziny polega na robieniu robieniu sobie śniadania, porannych ploteczkach i piciu kawy. Czasem trwało to nawet do godziny czasu. Po tym czasie przychodzi czas na pracę. Praca ta oczywiście przeplatana była facebookiem i plotkami, gdy wpadnie ktoś akurat do pokoju.

Kolejna kwestia, która mnie dość mocno uderzyła, a nawet zdenerwowała - nieodbieranie telefonów. Nie jednego czy dwóch. Notoryczne. Gdy ktoś próbuje się dodzwonić można było usłyszeć - to znowu ta głupia baba, a nie odbieram.
"Znowu telefon? mam przerwę śniadaniową". "Dzwoni już od rana? Niech próbuje dalej!". "Haha, znowu ten facet co nigdy nic nie wie, nie podnoś przypadkiem słuchawki Baśka". Nie ukrywam, podniosło mi to ciśnienie, bo nie raz sama byłam po tej drugiej stronie - osoby, która sama próbowała się dodzwonić do jakiegoś urzędnika, który pewnie popijał właśnie beztrosko kawkę i mówił to samo.

Nie wspomnę już o pouczaniu młodszych i nowych, a samemu olewaniu pracy przez "starszych i mądrzejszych", bo co wolno wojewodzie... A co jak co, ale w urzędzie powiedzenie to nabierało szczególnego wydźwięku, zwłaszcza dla nas świeżaków.

Nie spodziewałam się również tzw. "wyścigu szczurów", który był na porządku dziennym, choć do tej pory kojarzył mi się bardziej z korporacją. Bo wiele starszych urzędników czuło się lepszych z tego powodu, że pracują tam już x lat, a świeżak nic nie wie - tak jak i oni na początku zresztą, ale mniejsza z tym...

Tak jak pisałam, praca ta miała także wiele uroków, przede wszystkim dzięki ludziom młodym, nie przesiąkniętymi jeszcze zaśniedziałą urzędową komuną, a i starsi zdarzali się być w porządku.

Poza tym wyniknął z tego jeszcze jeden bardzo ważny plus - uświadomiłam sobie, że nie chcę zostać urzędniczką, bo to nie dla mnie. Niemniej jednak doświadczenie to wspominam z uśmiechem...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (153)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…