zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wprowadzając się do miasta, w którym obecnie pracuję szukałam miejsca do zamieszkania. Ugadałam się z koleżanką, aby wspólnie wynająć kawalerkę. Szukałyśmy czegoś z oddzielną kuchnią i dwoma oddzielnymi łóżkami. W końcu okazało się, że [Z]najoma mojej mamy ma zamiar wynająć kawalerkę po swojej teściowej. Mieszkanie położone wśród drzew, w spokojnej okolicy, nie jakoś daleko od naszych uczelni (bo jeszcze wtedy studiowałyśmy), ale za to w takim typowym wystroju PRL. Odnowiona była łazienka, nowe sprzęty w kuchni, jednak meblościanka w pokoju, stare fotele i kanapy. Moja mama uzgodniła całkiem przyjemną cenę. Nie była jakaś oszałamiająco tania, ot taka zwykła cena kawalerki w takim standardzie w tym mieście. Opłaty dzieliłyśmy na 2 osoby, więc wyszłoby o wiele mniej niż za dwa pokoje jednoosobowe.
Moja mama upewniła się, że to cena przy wynajmie 2 osób, znajoma potwierdziła. Cudownie. Nie chciałyśmy szukać czegoś innego, bo rynek wtedy był strasznie oblegany. Wprowadziłyśmy się do mieszkania.
Pierwszy zgrzyt pojawił się przy płatności za pierwszy miesiąc i od razu podpisaniu umowy wynajmu. Nie zgadzała nam się suma. Powiedziałyśmy, że umawiałyśmy się na połowę mniejszą. Z oczywiście potwierdziła, ale powiedziała, że ustalenia były prowadzone na temat jednej osoby mieszkającej. Ja zdziwiona, siedziałam w czasie, gdy moja mama uzgadniała telefonicznie szczegóły. Byłam pewna, że dopytywała się czy to dla 2 osób, bo nie było mowy od samego początku, że mam tam mieszkać sama. Zwróciłam też uwagę Z, że cena, którą uzgodniła z moją mamą, jest całkowicie normalną rynkową ceną podobnej kawalerki, a za dwukrotność tej ceny miałybyśmy świetnie urządzone mieszkanie 2 pokojowe w centrum. Z stwierdziła, że zadzwoni do mojej mamy i z nią ustali. Ja w takim razie od razu zadzwoniłam do mojej mamy aby ją uprzedzić i powiedzieć jak miałaby wyglądać opłata. Rozłączyłam się i czekałam.
Po jakimś czasie moja mama zadzwoniła z powrotem do mnie. Uzgodniła ze swoja znajomą, że to mieszkanie będzie trochę droższe i że Z przyznała się, że chciała trochę na tym zarobić, bo widziała w internecie inne ogłoszenia i były droższe. Dzieląc nową cenę na 2 osoby, już mogłybyśmy wynająć dwa oddzielne pokoje, w lepszym standardzie. Powiedziałam o tym mojej mamie, zapowiedziałam, że jak tylko podpiszemy umowę to po kilku dni ją wypowiemy, aby przez miesiąc na spokojnie coś innego znaleźć. Oczywiście jak złożyłyśmy wypowiedzenie umowy Z była zdziwiona. Pytała się czemu rezygnujemy z tak cudownej oferty. Odpowiedziałyśmy, że cena nie jest adekwatna, a za tą samą kwotę, co każda tutaj daje, miałybyśmy dwa oddzielne pokoje.
Znajoma oczywiście dała jeszcze o sobie znać przy wyprowadzce. Podczas rozliczania stanu liczników okazało się, że mamy jej oddać pieniądze za odbiór ścieków. Ja byłam zdziwiona, moja koleżanka też, bo zwykle ta opłata jest wliczana w czynsz do spółdzielni (który według umowy mieliśmy już w naszym czynszu). Jeszcze bardziej zdziwione byłyśmy gdy okazało się, że za 1,5 miesiąca mieszkania miałyśmy zapłacić ponad 400 zł. Wymiana zdań trochę trwała, ale byłyśmy zmęczone, miałyśmy dosyć tego mieszkania (piekielna właścicielka, sąsiadka jak i moja koleżanka/współlokatorka), poddałyśmy się i zapłaciłyśmy.
Właścicielka oczywiście opłatę sobie wymyśliła. Nie zgodziłyśmy się na wyższą cenę za mieszkanie, więc chciała chociaż trochę sobie odegrać na zużytych mediach. Prąd, woda i gaz wyszły mniej więcej tyle samo ile wpłacałyśmy zaliczki, więc musiała wymyślić coś nowego.
Uprzedzając komentarze, czemu ja z nią nie mogłam ustalać warunków, skoro umowa była na mnie i koleżankę. Nigdy wcześniej nie widziałam jej, nigdy z nią nie rozmawiałam. Moja mama ją znała, więc logiczne było, że lepiej jakby to ona rozmawiała z Z na tematy mieszkania, a nie 20 latka, której nigdy nie widziała na oczy.
Moja mama upewniła się, że to cena przy wynajmie 2 osób, znajoma potwierdziła. Cudownie. Nie chciałyśmy szukać czegoś innego, bo rynek wtedy był strasznie oblegany. Wprowadziłyśmy się do mieszkania.
Pierwszy zgrzyt pojawił się przy płatności za pierwszy miesiąc i od razu podpisaniu umowy wynajmu. Nie zgadzała nam się suma. Powiedziałyśmy, że umawiałyśmy się na połowę mniejszą. Z oczywiście potwierdziła, ale powiedziała, że ustalenia były prowadzone na temat jednej osoby mieszkającej. Ja zdziwiona, siedziałam w czasie, gdy moja mama uzgadniała telefonicznie szczegóły. Byłam pewna, że dopytywała się czy to dla 2 osób, bo nie było mowy od samego początku, że mam tam mieszkać sama. Zwróciłam też uwagę Z, że cena, którą uzgodniła z moją mamą, jest całkowicie normalną rynkową ceną podobnej kawalerki, a za dwukrotność tej ceny miałybyśmy świetnie urządzone mieszkanie 2 pokojowe w centrum. Z stwierdziła, że zadzwoni do mojej mamy i z nią ustali. Ja w takim razie od razu zadzwoniłam do mojej mamy aby ją uprzedzić i powiedzieć jak miałaby wyglądać opłata. Rozłączyłam się i czekałam.
Po jakimś czasie moja mama zadzwoniła z powrotem do mnie. Uzgodniła ze swoja znajomą, że to mieszkanie będzie trochę droższe i że Z przyznała się, że chciała trochę na tym zarobić, bo widziała w internecie inne ogłoszenia i były droższe. Dzieląc nową cenę na 2 osoby, już mogłybyśmy wynająć dwa oddzielne pokoje, w lepszym standardzie. Powiedziałam o tym mojej mamie, zapowiedziałam, że jak tylko podpiszemy umowę to po kilku dni ją wypowiemy, aby przez miesiąc na spokojnie coś innego znaleźć. Oczywiście jak złożyłyśmy wypowiedzenie umowy Z była zdziwiona. Pytała się czemu rezygnujemy z tak cudownej oferty. Odpowiedziałyśmy, że cena nie jest adekwatna, a za tą samą kwotę, co każda tutaj daje, miałybyśmy dwa oddzielne pokoje.
Znajoma oczywiście dała jeszcze o sobie znać przy wyprowadzce. Podczas rozliczania stanu liczników okazało się, że mamy jej oddać pieniądze za odbiór ścieków. Ja byłam zdziwiona, moja koleżanka też, bo zwykle ta opłata jest wliczana w czynsz do spółdzielni (który według umowy mieliśmy już w naszym czynszu). Jeszcze bardziej zdziwione byłyśmy gdy okazało się, że za 1,5 miesiąca mieszkania miałyśmy zapłacić ponad 400 zł. Wymiana zdań trochę trwała, ale byłyśmy zmęczone, miałyśmy dosyć tego mieszkania (piekielna właścicielka, sąsiadka jak i moja koleżanka/współlokatorka), poddałyśmy się i zapłaciłyśmy.
Właścicielka oczywiście opłatę sobie wymyśliła. Nie zgodziłyśmy się na wyższą cenę za mieszkanie, więc chciała chociaż trochę sobie odegrać na zużytych mediach. Prąd, woda i gaz wyszły mniej więcej tyle samo ile wpłacałyśmy zaliczki, więc musiała wymyślić coś nowego.
Uprzedzając komentarze, czemu ja z nią nie mogłam ustalać warunków, skoro umowa była na mnie i koleżankę. Nigdy wcześniej nie widziałam jej, nigdy z nią nie rozmawiałam. Moja mama ją znała, więc logiczne było, że lepiej jakby to ona rozmawiała z Z na tematy mieszkania, a nie 20 latka, której nigdy nie widziała na oczy.
Ocena:
3
(33)
Komentarze