Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86684

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od początku wybuchu pandemii przytyłam. Nie jakoś dużo, ale zauważalnie. Wszystko przez zamknięte siłownie (na którą wcześniej chodziłam regularnie, 3-4 dni w tygodniu) i stres z wiszącą groźbą zwolnień w firmie, w której pracuje. Nie ruszałam się, zajadałam stres, często dochodziły 2-3 piwa wieczorem. W pewnym momencie to zauważyłam, zaczęłam pilnować z powrotem to co jem, pije mniej, ćwiczę w domu. Wiem jednak, że waga nie zniknie nagle.

Niedawno udało mi się w końcu pojechać do rodziców, bo od końcówki stycznia widywaliśmy się tylko na wideo rozmowach. Pod koniec mojej wizyty mama zwróciła mi uwagę, że przytyłam, że muszę coś z tym zrobić, kontrolować jedzenie, może badania, bo to na pewno hormony. Mamę uspokoiłam, powiedziałam jak wyglądało moje żywienie w tym roku, zapewniłam, że już coś z tym robię. Rozmowa jednak bardziej przebiegała w stylu wyrzutów od mojej mamy, że muszę obowiązkowo schudnąć nie ważne jak.

Gdzie piekielność?

Jakieś dziesięć minut później, gdy pakowałam się do samochodu z zamiarem odjazdu mama wręczyła mi wielkie opakowanie ciasta. Nie takiego zwykłego, ale torciku, z kremem czekoladowym. Gdy nie chciałam wziąć całego, mówiłam, że maksymalnie połowę (i tak z zamiarem poczęstowania współlokatorów), obraziła się. Bo specjalnie bez mojej wiedzy robiła mi ciasto, a ja nie chcę go ze sobą wziąć.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (141)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…