Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86954

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzimy z moim chłopem dość aktywne życie zawodowe. Oboje jesteśmy na etatach w korpo, a do tego mamy kilka biznesów. Firmy mamy osobno, żeby się nie pozabijać ;)

Jedyny dobry pracownik, to zadowolony i doceniony pracownik. Ludzie opłacani powyżej rynku bez opóźnień, w koronie wzięliśmy na siebie wszystkie koszty, żeby pracownicy nie odczuli. W czerwcu wypłaciliśmy każdemu dodatkowe pół pensji jako koronabonus bo było widać, że jest im ciężko.

W jednej z moich firm pracują cztery osoby. Zasada jest prosta, tylko jedna osoba może być na dłuższym urlopie w tym samym czasie. Jeden z pracowników, Franek, w styczniu poprosił o urlop na trzy tygodnie lipca-sierpnia, reszta zespołu się zgodziła, super.

Miesiąc temu dzwoni do mnie inna pracownica, Natalia. Bo ona by chciała urlop 3 tygodnie w tym samym czasie co Franek, a że Franek dostał, to czemu ona nie. Mówię jej, że nie ma opcji, może wziąć inny termin. Płacz, że ona już zapłaciła i, że mąż nie może w innym czasie. Żal mi się laski zrobiło, chociaż jest moim najbardziej problematycznym pracownikiem, więc zgodziłam się na dwa tygodnie zamiast trzech. Jadą autem do Chorwacji.

Dzisiaj był (miał być właściwie) pierwszy dzień Natalii po urlopie. Zero z nią kontaktu, do biura nie przyszła, telefonu nie odbiera. O 11.30 dostaje maila:

'Cześć,
Przedłużam swój urlop o kolejny tydzień, bo mąż dostał biegunki i nie może prowadzić, dlatego jesteśmy jeszcze na Chorwacji i nie będziemy wracać do weekendu. Będę za tydzień.
Natalia'

Nie przeczytaliście źle, laska twierdzi, że jej mąż będzie miał sraczkę przez tydzień i ona dlatego nie może pracować. Jako, że pracodawca ma mniej praw niż pracownik, nie mogę jej po prostu zwolnić za niestawienie się do pracy. Znaczy mogę teoretycznie, ale będę mieć PIPa na sobie. Muszę dokonać wszelkich starań, żeby pracownikowi umożliwić powrót do pracy.

Ja już wiem, że z tej współpracy nic nie będzie, dziewczyna ściemnia totalnie. W dodatku to nie jest pierwszy raz, kiedy nie wraca z urlopu, ale zawsze brała zwolnienie na siebie.

Dzwonię do niej i proszę o zwolnienie lekarskie męża. W odpowiedzi słyszę, że on ma biegunkę, więc PRZECIEŻ nie poszedł do lekarza z taką pierdołą. I że ona bardzo by chciała wrócić, ale nie może, bo ona nie ma prawa jazdy, a tu jest jeden samochód tylko. W dodatku słyszę, że są oboje na plaży, śmiech męża i znajomych w tle.

Ja: Natalia, nie tak się umawiałyśmy. Dzisiaj masz nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy. Jutro się Ciebie spodziewam na 9.
Natalia: Ale ja nie mam jak wrócić, mąż ma biegunkę od rana i musimy tu zostać jeszcze tydzień.
Ja: Jak to od rana? Rano miałaś być w pracy 1200 km dalej.
Natalia: yyyy... wczoraj rano...
Ja: Nieważne, właśnie leci Ci na maila bilet lotniczy na dzisiaj na 16.30, masz 4,5 godziny, a jesteś jakieś 45 minut od lotniska. Firma pokryje też taksówkę na samolot, tylko weź rachunek.
Natalia: Ale jak to? Ja jestem na wakacjach.
Ja: Jutro na 9 zapraszam do biura.

Myślicie, że wsiadła do samolotu? Nie. A skąd to wiem, bo godzinę temu jej mąż robił live z nią i znajomymi na plaży. I to nie była plaża nad Wisłą.

Jutro 9.15, poleci dyscyplinarka.

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (430)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…