Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87210

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniało mi się przy okazji wczorajszej dyskusji na temat "kosmitów" na portalach randkowych.

Historia zaczęła się ponad cztery lata temu (w tej chwili to będzie nawet prawie pięć), kiedy zaczęłam uczyć się szwedzkiego. Ponieważ uczyłam się sama, gramatykę, słownictwo, oraz umiejętność pisania udawało mi się dość szybko opanować, miałam natomiast ogromny problem z mówieniem i rozumieniem ze słuchu z racji braku kontaktu z żywym językiem. Jakieś oferty kursów znalazłam, ale niestety nie odpowiadały mi albo godziny, albo lokalizacja, albo poziom zaawansowania. Zresztą nie chciało mi się wydawać pieniędzy na coś, co mogę opanować sama, zależało mi, żeby od czasu do czasu móc z kimś w tym języku pogadać. Ponieważ byłam w tamtym czasie zalogowana na Tinderze, postanowiłam skorzystać z tego medium.
 
I tak poznalam Kimmiego. Kimmi pochodził z Malmö i akurat przez kilka dni przebywał służbowo w Monachium. Umówiliśmy się po pracy na spacer. Ponieważ świetnie nam się ze sobą rozmawiało, a kolega był bardzo sympatyczny (oraz sądząc po otwartości i gadatliwości bardzo nieskandynawski) po spacerze poszliśmy jeszcze na kolację, a potem na drinka i spędziliśmy bardzo miły wieczór. Przed jego wyjazdem zdążyliśmy się spotkać jeszcze raz. Czysto towarzysko, do niczego między nami nie doszło, po prostu dobrze się dogadywaliśmy i fajnie nam się spędzało razem czas (przynajmniej ja to tak widziałam).
 
Po jego wyjeździe utrzymywaliśmy kontakt, pisząc do siebie i co kilka dni rozmawiając na Skypie. W którymś momencie Kimmi poruszył temat mojego przyjazdu do jego kraju. On serdecznie zaprasza, mogę się zatrzymać u niego i tak dalej... Nocleg u w gruncie rzeczy obcego faceta nie wzbudzał mojego entuzjazmu, zwłaszcza że wiadomo, z czym to się z reguły wiąże, a jego owszem polubiłam, ale nie miałam ochoty iść z im do łóżka, zwłaszcza że sytuacja była na mój gust zbyt jednorazowa i nierokująca na przyszłość. Może dmuchałam na zimne, ale nie chciałam stawiać się później w niezręcznej sytuacji.
 
Zaproponowałam coś innego. Za kilka tygodni planowałam wyjazd z przyjaciółką do Sztokholmu, więc spytałam, czy nie chciałby się do nas przyłączyć. Wiem, że to daleko, więc absolutnie nie naciskam, ale gdyby miał ochotę, będę się bardzo cieszyć. Pomysł go zainteresował, kolega przemyślał temat i parę dni później potwierdził spotkanie w Sztokholmie.
 
Spędziliśmy w trójkę super weekend. Pozwiedzane, pobalowane (i to jak pobalowane), pogadane w miejscowym języku, pełen sukces. Po powrocie Kimmi stwierdził, że on też świetnie się z nami bawił i zaproponował, żebyśmy przyleciały w najbliższym czasie na weekend do Malmö/Kopenhagi. To znaczy w dzień zwiedzamy Kopenhagę (w Malmö nie ma specjalnie czego oglądać), a wieczorne balety oraz nocleg planujemy w Malmö, bo dużo taniej. Jeśli chodzi o nocleg, to mamy absolutnie nie przepłacać za hotel, on może albo przenocować nas u siebie w mieszkaniu (z tym że ma 2 pokoje, więc może być ciasno), albo druga opcja - w jego apartamentowcu są też małe apartamenty "gościnne", które mieszkańcy mogą rezerwować dla swoich gości za niewielką opłatą (to było chyba 60 euro za noc). Jako że byłyśmy w tamtym czasie zafascynowane serialem "Most nad Sundem" i perspektywa zobaczenia Malmö i Kopenhagi była bardzo atrakcyjna, zgodziłyśmy się od razu. Z noclegiem wybrałyśmy opcję numer 2, to zawsze swobodniej, jeśli rano chcesz przejść w majtkach do łazienki. Bilety zarezerwowane, miałyśmy lecieć za miesiąc.
 
Kimmi najpierw dopytywał o godziny naszych lotów, planował weekend, dokąd pójdziemy, co zobaczymy, pytał, co chcemy jeść i tak dalej, a nagle, jakieś 2 tygodnie przed planowanym spotkaniem jakby zamilkł. Normalnie wysyłał mi po kilka wiadomości dziennie, prowadząc narrację swojego dnia, przemyśleń i otaczającego świata, a nagle trzeba było czekać 2 lub 3 dni na odpowiedź od niego, a przychodzące wiadomości były coraz bardziej lakoniczne. Pomyślałam, że pewnie jest zajęty, więc dałam mu przestrzeń. Aż tu 2 dni przed wylotem przysłał mi wiadomość głosową:
 
"Słuchaj Crannerry, głupia sprawa, ja wiem, ze kupiłyście już bilety i miałyście pojutrze przyjechać, ale wiesz, ja sobie właśnie uświadomiłem, że od dłuższego czasu jestem w poważnym związku, w dodatku moja kobieta ze mną mieszka, więc musisz zrozumieć, że nie ma opcji, żebym nocował w swoim budynku 2 obce dziewczyny i spędzał z nimi czas. Nie robi się takich rzeczy, to nie jest fair wobec partnera. Rezerwację apartamentu spróbuję odwołać, jeśli się uda, to nie będziecie musiały mi zwracać kasy (- już widzę, jak zwracam mu kasę za nocleg, którego mnie w ostatniej chwili pozbawił -), a jeśli uda wam się znaleźć inny nocleg, to w sumie możecie przyjechać (- o łaskawco -), z tym że ja się z wami nie spotkam, bo to nie wypada".
 
Trochę mi opadły ręce. Ponad czterdziestolenni facet zapomina i przypomina sobie, że jest w związku, jak mu wygodnie. Ale już pomijając związek, zapraszać kogoś, a potem cofać zaproszenie w ostatniej chwili, kiedy ktoś poniósł już koszty związane z podróżą to nie jest żadna "głupia sprawa", tylko zwykłe sku*wysyństwo. Nie zdążyłam mu jednak nic odpowiedzieć, bo mnie zablokował. Odwaga cywilna level master...
 
Z koleżanką stwierdziłyśmy, że kij mu w oko, z wyjazdu nie rezygnujemy, umiemy sobie doskonale same czas zorganizować, a inny nocleg "nie za miliony" też udało się bez problemu znaleźć, mimo ostatniej chwili. Jakiś tydzień po naszym powrocie Kimmi mnie odblokował, napisał, że przeprasza, że trochę niezręcznie wyszło i że ma nadzieję, że mimo wszystko spędziłyśmy miło czas, po czym, nie czekając na odpowiedź, ponownie mnie zablokował.
 
Na tym w zasadzie mogłaby się historia zakończyć. Ale... Minęły cztery lata, w międzyczasie poznałam mojego partnera i ułożyłam sobie życie, o incydencie z Kimmim zdążyłam dawno zapomnieć. Nagle końcem lutego 2020, Kimmi przysłał mi długą wiadomość. Rozstał się z partnerką, jest obecnie sam, często o mnie myśli, bo nie ukrywa, wówczas spodobałam mu się jako kobieta, ma trochę wyrzuty sumienia, że głupio wyszło z tym przyjazdem i ma nadzieję, że rozumiem jego sytuację i nie mam do niego żalu. A w ogóle co u mnie słychać, bardzo jest ciekaw, co się u mnie przez te lata działo i liczy na odnowienie kontaktu. No i może na coś więcej niż tylko odnowienie kontaktu, bo nie ukrywa, że bardzo mu się podobam.
 
Odpowiedziałam coś ogólnikowo, że u mnie w porządku, nie omieszkałąm wspomnieć, że jestem od 4 lat w związku i w czerwcu biorę ślub, do tematu niedoszłej wizyty nie wracałam (bo szkoda "strzępić ryj", i tak nie zrosumie, co zrobił) i życzyłam mu wszystkiego dobrego. Na następne wiadomości już nie odpisałam. Dodał mnie do znajomych na fejsie, odrzuciłam zaproszenie.
 
Począkiem kwietnia Kimmi odezwał się ponownie, pytając, czy nadal jestem w związku i wysłał mi jakieś swoje przemyslenia okołocovidowe (do czego zmierza ten świat, kto by przypuszczał, że stanie się coś takiego, dokąd zmierzamy jako ludzkość, może to czas, żeby sie zatrzymać i zastanowić nad sobą i stanem świata). Nie odpisałam. W maju zaczął mnie obserwować na instagramie.
 
Na przełomie czerwca i lipca wypatrzył, że jestem w Szwecji, do tego w okolicach Malmö i ponownie do mnie napisał, proponując spotkanie. U siebie w domu. Z noclegiem. Motywując to "no bo sama rozumiesz, Covid i te sprawy, no chyba jesteś odpowiedzialna i nie będziesz mnie ciągnąć na miasto i narażać na zarażenie". Jako termin zaproponował piątek, czyli dzień w którym miałam brać ślub.

Odpisałam, że nie będę go nigdzie ciągnąć ani na nic narażać, do niego do domu też nie przyjadę. Po tym w jak nieelegancki sposób sam zakończył naszą znajomość, ja nie mam ochoty na jej odnawianie, a tym bardziej na intymną relację. A w piątek biorę ślub. Tak więc życzę mu wszystkiego dobrego, ale zakończmy to.

Przez 24 godziny nie było żadnej odpowiedzi, a potem się zaczęło. Przysłał mi szereg wiadomości o treści mniej więcej:

"Myślałem o naszym spotkaniu i doszedłem do wniosku, że to nie ma kompletnie sensu. Nie widzieliśmy się kilka lat, zresztą już wtedy nie mieliśmy ze sobą o czym rozmawiać, więc tym bardziej teraz. Więc spadaj i przestań do mnie wypisywać i mi się narzucać".w

Potem:
"A jeśli myślałaś, że zaciągniesz mnie do łóżka, to jesteś w błędzie. Mnie się podobają wyłącznie modelki, każda kobieta powyżej rozmiaru 30 to dla mnie wieloryb, więc nie masz czego szukać, nie dotknąłbym cię nawet kijem. Nie wiem na co liczyłaś, próbując wepchać mi się do domu i chcąc zostać na noc"

Słowo daję, takiego mechanizmu wyparcia, połączonego z projekcją nie powstydziłby się sam Freud.

Następnie przysłał mi skrin fejsbukowego profilu mojego męża ze słowami:
"To jest ten twój facet, prawda? Naciesz się końcówką tego związku, bo zobaczysz, jak cię kopnie w dupę, jak mu zaraz wyślę skriny naszych wiadomości i napiszę, jaką dziwkę sobie znalazł, która pcha się innym facetom do łóżka"

Nie napisał. A szkoda, mogło być zabawnie…

Kosmita z Tindera

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…