Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87308

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwsze migawki libijskie trafiły na główną, drugie się kiszą w poczekalni, ale obiecałem odcinek o podróżach lotniczych, więc dotrzymuję słowa.

Wielokrotnie latałem przez te trzy lata na trasie Benghazi - Trypolis. Warunkiem wejścia na pokład była wklejka z okejką w bilecie (Internetu wtedy nie było). Skąd wziąć okejkę. Mnie wklejał znajomy dyrektor Libyan Airways w Benghazi, Ale inny znajomy (arab) miał całą furę tych wklejek - nie wiem skąd i znajomym użyczał. To nie koniec.

Wejście na pokład nie oznaczało podróży. Jeśli w ostatniej chwili pojawiała się w pełnym samolocie wycieczka dwudziestu libijskich skautów, to dwudziestu białych wysiadało z samolotu. Biały, to kategoria niższa od Libijczyka. Dyskusji na ogół nie było.

Pewnego razu wracałem z Polski do Libii. Podróż koszmarna - samolot z Warszawy do Wiednia, potem na Maltę i potem 17 godzin promem do Trypolisu. No, ale mieszkałem w Benghazi. Miałem bilet open Tri-Ben. W samolocie z Wiednia poznałem kilku młodych Libijczyków wracających z Chin z tobołami jedwabiu. Ja się nimi zaopiekowałem, a potem oni zaopiekowali się mną. W Trypolisie podjechali ze mną do biura Libyan, gdzie okazało się, że nie ma okejek na loty do Benghazi (sezon pielgrzymek do Mekki). Ale oczywiście nie był to problem. Ich kumpel w Libyan usunął z komputera pasażera z okejką i na jego miejsce wpisał mnie. Na lotnisku słyszałem, jak jakiś facet się potwornie awanturuje. Pewnie to był ten pechowiec.

Lotnisko w Benghazi (jako mniejsze) było jednak bardziej cywilizowane niż wielkie lotnisko w Trypolisie. Regułą było sprzedawanie biletów (z okejkami) na loty krajowe z overbookingiem rzędu 300%. W efekcie po otwarciu malutkich drzwi prowadzących do hali check-in zaczynała się druga bitwa pod Wiedniem. Był tylko jeden sposób. Kiedyś leciałem z żoną i w tym tratującym się tłumie usłyszałem powtarzane przez wszystkich słowo "zouza". Skąd oni mogli o tym wiedzieć - pomyślałem - a poza tym moja żona jest całkiem fajna :) Chodziło o coś innego.

Dotknięcie obcej kobiety mogło "skalać" co bardziej pobożnego Libijczyka, więc zaraz wokół nas zrobiła się pusta przestrzeń (a zouza, to żona). Niestety rzadko mogłem podróżować ze swoją lepszą połową, więc lekko nie było.

I tradycyjnie na koniec słodko-gorzka anegdotka. W czasie naszego pobytu odwiedzili nas (po potwornej biurokratycznej batalii, bo nie istniało pojęcie wizy turystycznej, czyli oparło się o MSZ i badaniach na HIV i gruźlicę) moi rodzice. Przylecieli LOT-em do Trypolisu i tak samo mieli wracać. Termin ich powrotu zbiegał się z zawieszeniem wszystkich lotów do/ i z Libii (taka sankcja ONZ). Znajomy z Libyan, który o tym wiedział zaprosił mnie do siebie do biura i powiedział:
- Yussuf, niech oni nie lecą tym lotem.
- Ale ja im jeszcze chciałem Cyrenę pokazać, a jak polecą wcześniejszym, to nie zdążę.
- To ja ich zawiozę i pokażę (250 km).
- Ale dlaczego?
- Bo wiesz, ma być na lotnisku w TRI spontaniczna manifestacja mieszkańców oburzonych sankcjami i ten samolot nie poleci (do odlotu był tydzień).
- To co robić?
- Ja im przebukuję bilety na Libyan i spokojnie polecą
I tak było. Samolot LOT-u nawet nie wystartował z Warszawy. Moi bliscy wrócili do Warszawy libijskimi liniami. Przy okazji ich bagaż zaginął w całości.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…