Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właściwie mogłoby być z każdego dnia, ale jest z dziś.
Mieszkam w "okolicy turystycznej". Miejscowości (wioseczki) połączone drogą asfaltową, która miejscami ma maksymalnie 3 m i nie do końca utwardzone pobocza. Jest odcinek ok 900 m pozbawiony asfaltu, zrobiony „ze wszystkiego”. Istotne jest, że to „wszystko” ma na środku dość wysoki garb, na którym często wiedzę ślady oleju z rozerwanych misek olejowych. Na tym odcinku trzeba jechać bardzo czujnie. Akurat na nim różnica wzniesienia jest ok. 100 m.

Tą drogą biegnie szlak rowerowy, ale dziś wyjątkowo nie było rowerzystów. Również są dwa szlaki piesze. I przechodzimy do historii właściwej.
Na dziesięć grup rodzinno-towarzyskich (dorośli, młodzież, dzieci, czasem z psami) JEDNA grupa szła po lewej stronie.
Na paskudnym odcinku drogi bezasfaltowej taka grupa (sami dorośli) podzieliła się na dwie (jedna na prawo, druga na lewo) puszczając mnie środkiem. Ponieważ jestem bardzo przywiązana do mojej miski olejowe, zatrzymałam się , gestem prosząc, aby jednak przeszli na jedną stronę, ponieważ któreś koła musiałam mieć „poza osią drogi”. W końcu przeszli.

Jakoś mam uraz na tak dzielące się grupki. Na wiosnę br też mi się tak podzielili. Mamusia z dzieckiem po jednej, tatuś z drugim po prawej. Tyle, że jak ruszyłam to dziecko się wyrwało tatusiowi i wydarło do mamusi. Nic się nie stało, ale ciśnienie mi skoczyło.
A wiecie, co w tym jest najbardziej piekielne? Oni WSZYSCY przyjechali samochodami. Postawili je na parkingach i poleźli pieszo na „moją drogę dojazdową”. Nie da się inaczej. Co najmniej jedna sztuka z grupy ma prawo jazdy. Czyli co? Wychodzisz z autka wyłączasz myślenie?

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (137)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…