Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz w dyskusji o "skrzywdzonych mizoginach (czy ogólnie mizantropach)", ale wyszło trochę za długo, a historia w międzyczasie zniknęła.

Prawie 16 lat temu moją pierwszą pracą w Irlandii była stewardessa w Ryanair. Warunki tragiczne, ale od czegoś trzeba zacząć. W tym czasie zaczęło tam pracę całkiem sporo Polaków - dziewczyny jako personel pokładowy, chłopaki "na rampie", czyli ładowanie bagaży, podstawianie schodów itp. Większość całkiem dobrze wykształcona i traktująca tę pracę jako zaczepienie się na początek, zanim miejscowi spojrzą na nas przychylniejszym okiem i uda nam się znaleźć pracę w zawodzie. Przyjaźniłyśmy się z chłopakami z rampy, nawet jakieś pojedyncze parki się potworzyły.

Wśród kolegów z rampy był również Krzysztof. Mój rówieśnik, absolwent prawa, małomówny, raczej introwertyczny, sprawiał wrażenie dojrzalszego i poważniejszego niż koledzy. Nie ukrywam, że wpadł mi wówczas w oko. Ja chyba jemu też, a przynajmniej byłam jedyną dziewczyną, z którą on rozmawiał (mam na myśli kurtuazyjny small talk, podczas kilkuminutowych przerw, czasem nawet rzucił jakimś komplementem).

Przecierpiawszy 6 miesięcy w Ryanair (tyle doświadczenia trzeba było mieć, żeby starać się o pracę w innych liniach), udało mi się na tym samym stanowisku w irlandzkich państwowych liniach. Nadal nie praca marzeń, gdyż nie wiązałam przyszłości z lataniem, ale bez porównania lepsze warunki pracy, jak i finansowe oraz możliwość rozwoju i kariery w ramach firmy. Kiedy złożyłam wypowiedzenie w Ryanair i wieść o moim odejściu się rozeszła, Krzysztof zaprosił mnie na drinka, żeby "uczcić mój sukces".

Spotkaliśmy się wieczorem w lokalnym barze. Krzysztof przyszedł wcześniej i przed moim przyjściem zdążył wypić 3 szklaneczki whiskey. Poopowiadaliśmy trochę o sobie, co robiliśmy w Polsce, jak znaleźliśmy się w Irlandii, jakie mamy plany życiowe itd. Opowiedziałam w kilku słowach, jakie mam plany (że zamierzam polatać jeszcze góra jakieś 2 lata, potem może miejscowi w końcu przekonają się, że Polak nadaje się nie tylko "na zmywak" i dopuszczą nas do pracy w wybranych przez nas zawodach, wówczas chciałabym spróbować w takiej, takiej i takiej branży), po czym Krzysztof wygłosił długi monolog z którego dowiedziałam się, że:

- Krzysztof jako absolwent prawa chce pracować w zawodzie. Marzeniem jest adwokatura, ale to pewnie nie od razu, bo na razie nie radzi sobie za bardzo z angielskim, więc w tej chwili chciałby pracować w więziennictwie, albo w ostateczności chociaż w policji. Już nawet próbował aplikować, ale go nie przyjęli, bo nie spełniał jakichś wymagań i brakowało mu jakichś kwalifikacji (już nie pamiętam, o chodziło dokładnie, ale było to coś, co przy włożeniu pewnego wysiłku spokojnie można było uzyskać). Ale on nie będzie tych kwalifikacji uzupełniał. Ma to w dupie. Skoro go nie chcą takiego, jaki jest, to on ma ich w dupie. W ogóle Irlandczycy są poje*ani. I on ich nienawidzi. I tego kraju. On nie widzi tu dla siebie przyszłości. Jeśli ktoś widzi dla siebie przyszłość w tym kraju, jest sprzedajną dziwką. A on nienawidzi sprzedajnych dziwek. Do Polski jednak nie wróci, bo tam nie zarobi tyle, co tu.

- Niech mi się broń boziu nie wydaje, że ja tu kiedykolwiek zrobię jakąś karierę. To nie jest kraj dla Polaków. Bo oni nas nienawidzą, nie mówią nam tego wprost, ale on wie, że nas nienawidzą. Ale on ich też. Całe życie będę rozdawać drinki w samolocie. I żeby mi się przypadkiem nie wydawało, że moja praca ma jakąkolwiek wartość. Nie ma żadnej. Jestem zwykłą kelnerką. Nikim. Śmieciem. Odpadem ludzkim. Zerem. Moje życie nie ma żadnej wartości. Podobnie jak życie innych Polek. Bo on ogólnie nienawidzi Polek.

- Jak wspomniałam nienawidzi Polek. Bo to sprzedajne dziwki. Wszystkie. Wszystkie dają dupy bogatym Irlandczykom za kasę. Tych, które zostały w Polsce nienawidzi trochę mniej, bo przynajmniej są porządne i ojczyzny nie zdradziły. Nie ma to jak Finki (całkiem sporo Finek pracowało w tym czasie w Ryanair). To dopiero kobiety. I one się szanują. Nie pójdą z byle kim (tu wspomniałam, że całkiem inny obrazek widziałam na firmowym Christmas party, gdzie upojone alkoholem fińskie koleżanki oddawały się w toaletach uciechom cielesnym z kolegami z rampy). Na pewno źle widziałam. Finki takie nie są. On kocha Finki. (Spytałam, dlaczego w takim razie nie umówi się z Finką). Bo nie ma odwagi. Takie piękne i szanujące się kobiety na pewno nie umówią się z Polakiem. Więc jemu pozostały tylko polskie dziwki.

W tym momencie uznałam, że wystarczy i pod jakimś pretekstem zakończyłam spotkanie. Rozumiem, że można być niezadowolonym ze swojego życia, ale przestań mnie typie do cholery obrażać. Podziękowałam za drinka i powiedziałam, że na mnie już czas. Na to Krzysztof:
- To teraz do mnie czy do ciebie?
- Nigdzie. Ja do siebie, ty do siebie. Nie chodzę do łóżka na pierwszej randce, poza tym przez ostatnie 30 minut non stop mnie obrażałeś. Na co w tym momencie liczysz?
- No pewnie. Polak ci śmierdzi. Z bogatym Irlandczykiem na pewno byś poszła. Typowa polska dziwka.

Tia... Na pewno przyczyną była narodowość i stan konta. Bycie zakompleksionym bucem, który wylewa frustracje, bo mu Irlandczycy na powitanie czerwonego dywanu nie rozłożyli i obraża rozmówcę, wyzywając od dziwek i śmieci, nie ma z tym nic wspólnego…

Kiedy 6 lat później opuszczałam Irlandię, Krzysztof, jako jeden z nielicznych Polaków z rampy, nadal miał tę samą pracę. Inni koledzy znaleźli w międzyczasie pracę w zawodzie, ona nadal przerzucał walizki. Nie zrobił nic w celu poprawienia swojej sytuacji. Ale założę się, że miał mnóstwo teorii, czyja to może być wina.

zagranica

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (203)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…