Tak w temacie rekrutacji przywiało wspomnienie najgłupszej, najżałośniejszej rekrutacji w jakiej uczestniczyłam.
Mieszkam za granicą, a firma szukała kogoś do czegoś (kontaktu z klientem, tyle było wiadomo z oferty) żeby generalnie ludzie z za granicy mogli tu przyjeżdżać w celach wykonywania procedur medycznych. Niewiele więcej zrozumiałam w każdym razie.
Nawet po rozmowie to wszystko co wiem.
W dobie pandemii nadal prowadzili rozmowy na miejscu. No ale ok. Lokalizacja - drugi koniec miasta. Dosłownie, jako że mieszkam przy jednym końcu linii metra a siedziba jest przy drugim końcu. Plus dwa przystanki autobusem i spacer. Umówiłam się więc na 9 rano żeby nie musieć brać wolnego w obecnej pracy. Był jeszcze okres zimowy, piękny mroźny poranek, a ja biegam i szukam dojścia do budynku bo przecież każdy nowy blok musi być teraz ogrodzony i trzeba znaleźć obejście. Dobiegam 9:03. Okazuje się że to jednak budynek dalej i trzeba jeszcze dookoła ogrodzenia. Do właściwego miejsca dobiegam 9:07.
Informuję panią na recepcji w jakim celu przybywam i zdejmuję kurtkę. Przybywa pani rekruterka (?) i zaprasza do pokoiku. Wychodzi na chwilę. Wraca. Mówi to co już było opisane w ofercie w internetach. Wychodzi odebrać telefon. Nadal nie ma na twarzy maski (przypominam pracuje w dziedzinie medycznej). Wraca i mówi że no ona przekaże szefowi i jak będzie zainteresowany to zadzwoni. Wychodzi porozmawiać. Wraca i dziękuje za moje przybycie. Otrząsam się z szoku i mówię że mam kilka pytań, takich jak czego dokładnie będzie dotyczyła praca. Samego przesłania podstawowych informacji czy wszystkiego z rezerwacją hotelu, biletu i tłumaczenia włącznie? Jest skrypt i ma on trzy strony. Aha. Zadaję jeszcze kilka pytań ale pani ewidentnie nie ma ochoty dalej rozmawiać. Wychodzę z pokoiku, ona sobie już idzie bez pożegnania. Ubieram szalik, kurtkę, czapkę, wychodzę.
Jest 9:15, hurra zdążę wrócić do pracy transportem publicznym.
Oferowali dobre pieniądze ale cieszę się że już później nie dzwonili.
Mieszkam za granicą, a firma szukała kogoś do czegoś (kontaktu z klientem, tyle było wiadomo z oferty) żeby generalnie ludzie z za granicy mogli tu przyjeżdżać w celach wykonywania procedur medycznych. Niewiele więcej zrozumiałam w każdym razie.
Nawet po rozmowie to wszystko co wiem.
W dobie pandemii nadal prowadzili rozmowy na miejscu. No ale ok. Lokalizacja - drugi koniec miasta. Dosłownie, jako że mieszkam przy jednym końcu linii metra a siedziba jest przy drugim końcu. Plus dwa przystanki autobusem i spacer. Umówiłam się więc na 9 rano żeby nie musieć brać wolnego w obecnej pracy. Był jeszcze okres zimowy, piękny mroźny poranek, a ja biegam i szukam dojścia do budynku bo przecież każdy nowy blok musi być teraz ogrodzony i trzeba znaleźć obejście. Dobiegam 9:03. Okazuje się że to jednak budynek dalej i trzeba jeszcze dookoła ogrodzenia. Do właściwego miejsca dobiegam 9:07.
Informuję panią na recepcji w jakim celu przybywam i zdejmuję kurtkę. Przybywa pani rekruterka (?) i zaprasza do pokoiku. Wychodzi na chwilę. Wraca. Mówi to co już było opisane w ofercie w internetach. Wychodzi odebrać telefon. Nadal nie ma na twarzy maski (przypominam pracuje w dziedzinie medycznej). Wraca i mówi że no ona przekaże szefowi i jak będzie zainteresowany to zadzwoni. Wychodzi porozmawiać. Wraca i dziękuje za moje przybycie. Otrząsam się z szoku i mówię że mam kilka pytań, takich jak czego dokładnie będzie dotyczyła praca. Samego przesłania podstawowych informacji czy wszystkiego z rezerwacją hotelu, biletu i tłumaczenia włącznie? Jest skrypt i ma on trzy strony. Aha. Zadaję jeszcze kilka pytań ale pani ewidentnie nie ma ochoty dalej rozmawiać. Wychodzę z pokoiku, ona sobie już idzie bez pożegnania. Ubieram szalik, kurtkę, czapkę, wychodzę.
Jest 9:15, hurra zdążę wrócić do pracy transportem publicznym.
Oferowali dobre pieniądze ale cieszę się że już później nie dzwonili.
rekrutacja
Ocena:
120
(162)
Komentarze