Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88624

przez (PW) ·
| Do ulubionych
7 lat temu zaczęłam pracować w biurze w przychodni.

Początkowo miałam być tylko zastępstwem za babkę, która szła na macierzyński (niech będzie Marzena). W tym czasie doszło jednak sporo nowych rzeczy i szef postanowił zatrudnić mnie na stałe. Kiedy Marzena wróciła z urlopu, podzieliłyśmy się obowiązkami. Żyłyśmy w zgodzie, wręcz stopniowo zaczęłyśmy się zaprzyjaźniać.

Mówiłyśmy sobie o wszystkim, czasem nawet się śmiałyśmy, że tylko hemoroidów sobie nie pokazywałyśmy. Miałyśmy naprawdę fajną relację. Cieszyłam się, bo w swoim wtedy prawie 30-letnim życiu nie miałam takiej prawdziwej przyjaciółki. Kiedy facet mi się oświadczył, nawet nie myślałam, że ktokolwiek inny mógłby być moim świadkiem.

Przyszła pandemia. Pierwszy lockdown zbiegł się z czasem, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Powiedziałam szefowi, że mam zamiar pracować najdłużej jak się da, dlatego dla mojego bezpieczeństwa wymyślił nam pracę na zmianę. Wyglądało to tak, że np. w jednym tygodniu byłam 3 dni w biurze, 2 dni pracowałam zdalnie, w następnym na odwrót. Chodziło o całkowite ograniczenie kontaktu pracowników ze mną. Dzwoniłyśmy do siebie z Marzeną, pisałyśmy. Nieco ponad miesiąc przed porodem szef wygonił mnie na zwolnienie. Całą ciążę miałam problemy z kręgosłupem, a do pracy dojeżdżałam prawie 40 km w jedną stronę, więc stwierdził, że powinnam już odpocząć. We wrześniu urodziłam.

W grudniu pojechałam do pracy, żeby dać Marzenie świąteczne prezenty dla niej i jej rodziny. Rozmawiałyśmy ze sobą normalnie, wręcz nie mogłyśmy przestać. Powiedziałam jej przy okazji, że jak już będzie coś wiadomo w sprawie szczepień przeciwko COVID, to chcę być na liście chętnych, niezależnie od tego, jaki dostaniemy preparat. Po świętach jej syn miał urodziny, więc wysłałam mu prezent kurierem. Marzena nie napisała nawet krótkiego "dziękuję". Wtedy się tym nie przejęłam.

Później w styczniu dowiedziałam się, że nasz szef jest już zaszczepiony, więc zadzwoniłam do Marzeny i spytałam, kiedy moja kolej. Odpowiedziała, że najpierw lekarze, a potem reszta personelu. W lutym zachorowałam. 2 tygodnie się męczyłam z chorobą, a powikłania odczuwam do dzisiaj. W marcu Marzena miała urodziny, więc wysłałam jej prezent. Tak jak w przypadku jej syna, również nic do mnie nie napisała ani nie zadzwoniła.

Pod koniec marca moja córka złapała trzydniówkę, więc dla świętego spokoju zadzwoniłam do pielęgniarki. Przy okazji spytałam ją o te nieszczęsne szczepienia. Powiedziała mi, że przecież wszyscy, którzy chcieli się zaszczepić, już to zrobili i teraz nie ma takiej możliwości. Następnego dnia pojechałam do pracy i poszłam do Marzeny. Spytałam ją o szczepionkę. Powiedziała, że rozmawiała z szefem i on może mi wystawić skierowanie, żebym sobie pojechała do szpitala węzłowego. Zatkało mnie i nie wiedziałam, co powiedzieć. Okłamała mnie. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiła. Do dziś nie wiem, dlaczego nie wpisała mnie na listę chętnych.

W sierpniu pojechałam do pracy, żeby porozmawiać z szefem o moim powrocie do pracy. Powiedział, że NFZ dorzucił kilka dodatkowych obowiązków i spytał czy nie chciałabym dodatkowo siedzieć w rejestracji. Zgodziłam się pod warunkiem, że nie zabierze mi moich biurowych obowiązków (po tej akcji z szczepieniami przestałam ufać Marzenie). Miał się jeszcze zastanowić czy nie dorzucić mi popołudniówek kilka razy w tygodniu. Nie kontaktował się już potem ze mną, więc stwierdziłam, że sama do niego pójdę, bo wolałabym wiedzieć, jak ma wyglądać mój harmonogram.

Poszłam do niego w piątek. Przedstawił mi swój nowy pomysł. Okazuje się, że po urlopie mam pracować w rejestracji. 3 razy powtórzyłam mu, że nie chcę oddawać swoich biurowych obowiązków, jednak on dyplomatycznie tłumaczył mi, że w rejestracji będę bardziej potrzebna. Pocieszał mnie, że to tylko na rok, bo nasza rejestratorka akurat ma na dniach rodzić, więc jak wróci z macierzyńskiego, ja będę mogła wrócić do biura.

Nóż, który Marzena wbiła mi w plecy, w tamtym momencie zabolał najbardziej. Doskonale wiem, że decyzja o zepchnięciu mnie na najniższy szczebel w naszej przychodni, nie była samodzielną decyzją szefa. On jest taki, że chce, aby wszystko było zgodne z przepisami, a wszystkich przepisów nie zna - od tego miał Marzenę i mnie. Gdyby Marzenie zależało na moim powrocie do biura, od razu by mu powiedziała, że posadzenie mnie w rejestracji jest niezgodne z kodeksem pracy.

Co jej się stało? Nie wiem. Mogę się tylko domyślać. Może polubiła swoje znacząco wyższe wynagrodzenie, bo dostała sporą podwyżkę na czas mojej nieobecności. Może jest zazdrosna o to, że zaszłam w ciążę, której nawet za bardzo z mężem nie planowaliśmy i przebiegła ona niemal bezproblemowo, gdzie ona miała całą listę problemów, żeby zajść i donosić (kilka ciąż pozamacicznych + poronienia).

Dzisiaj pojechałam do niej do biura. Powiedziałam jej, co mi leży na wątrobie. Że jak nie podziękowała za urodzinowy prezent dla syna, to nic nie podejrzewałam. Że jak nie podziękowała za swój prezent, to też nic jeszcze nie podejrzewałam. Że jak dzwoniłam do niej kilka razy, żeby porozmawiać, a ona zawsze szybko kończyła rozmowę tłumacząc się ogromem pracy, to również nic nie podejrzewałam. Ale niewpisanie mnie na listę chętnych do zaszczepienia się i kłamanie później, uznałam za podejrzaną sytuację. Powiedziałam jej, że jest mi cholernie przykro, że po tylu latach przyjaźni, nie zasłużyłam na szczerość z jej strony. Bo ja naprawdę nie wiem, co jej się odkleiło.

Powiedziałam, że nie wiem, o co jest na mnie zła, bo przecież mnie tu nie było, więc nie wiem czym ją uraziłam. Podkreśliłam, że była świadkiem na moim ślubie, traktowałam ją jak rodzinę, jak najlepszą przyjaciółkę. Wiecie, co mi odpowiedziała? Nic. Kompletnie nic. Ani jednego słowa. Ani "cześć" na powitanie, ani na pożegnanie. Nie oderwała wzroku od monitora. Wyszłam i poczułam, że nie mogę oddychać.

Najzwyczajniej w świecie jest mi przykro. Analizowałam całą tę sytuację nie raz i nie przychodzi mi do głowy żadne logiczne wyjaśnienie, dlaczego moja najlepsza przyjaciółka potraktowała mnie jak g*wno. Mam w planach popracować w tej zakichanej rejestracji do końca przyszłego roku i szukać innej pracy. Dla mnie to była ważna życiowa lekcja, że lepiej nie szukać przyjaźni w miejscu pracy.

praca przyjaźń

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (209)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…