Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88832

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Drzewo – czy to wróg?

Mieszkam w niedużym bloku, zaledwie 2 klatki, 15 mieszkań. Mamy spory teren wokół bloku. 20 lat temu "w czynie społecznym" ówczesny prezes naszej małej wspólnoty obsadził teren drzewkami – brzozy, świerki, sosny, jarzębiny. Miało być pięknie i zielono.

W praktyce dzieci sąsiadów połamały kilka drzewek jeszcze w tym samym roku. Nikt nic nie widział, nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności, żeby dosadzić te zniszczone. Te, którym udało się przetrwać eksperymenty siłowe rosły sobie dalej. Ale niedługo i nie wszystkie.
Jedno drzewo straciło życie, bo niby zasłaniało sąsiadowi z parteru światło słoneczne. Dziwnym trafem jeszcze bardziej zasłaniało to światło drzewo rosnące przy głównej ulicy, ale na tamto nie mógł zamachnąć siekiery, bo alejka jest wpisana do rejestru zabytków. Była też na terenie grusza, która rosła tu jeszcze zanim powstał blok. Przetrwała budowę, została. Ale ludzie mieli problem, że owoce w sierpniu spadają na parking. Drzewo poszło pod siekierę.

Przed blokiem mieliśmy rząd pięknych brzóz. Właśnie mieliśmy. Pięć lat temu ktoś rzucił pomysł, żeby postawić na terenie przed blokiem garaże blaszane, bo parking mały, a samochodów przybywa. Zanim jednak ktokolwiek zaczął załatwiać formalności z tym związane nowy prezes załatwił – zapewne na poczet tychże garaży – pozwolenie na wycięcie części drzew. To poszło szybko, jeszcze szybciej znaleźli się chętni na drewno. Szast – prast i 15-letnie brzozy położone, zielone, z liśćmi.

Problem w tym, że do dzisiaj nie postawiono na tym miejscu ani jednego garażu, bo się okazało, że to tyle załatwiania, tyle latania po urzędach i nikomu się nie chce. A drzewa mogły dalej stać i cieszyć oczy.
Z innej strony rosły sobie sosny. Słabo rosły, bo wsadzone prosto do ziemi, nie do piasku. Ale były i moje oko cieszyły. I znowu, pojawił się pomysł, żeby zrobić niezależny podjazd do kotłowi, bo teraz dostawy opału wjeżdżają przez sąsiedni, nieogrodzony grunt. Pojawiła się obawa, że przy ewentualnej zmianie właściciela ten wjazd zostanie zagrodzony. I zgadliście, sosny wycięli, a wjazdu jak nie było, tak nie ma.

Piekielny prezes chyba naprawdę nie lubi drzew, bo na swojej działce też większość wyciął, a co nie wyciął, to uschło od randapu.
A drzewa same się nie obronią.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…