Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88895

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba nikogo nie dziwi, że żyjemy tak trochę w państwie bezprawia. I nawet nie mówię o politykach i ich przekrętach, ale o zwykłych ludziach, którzy lądują z cudzymi długami. Co mnie natchnęło do takiej refleksji? Historia, którą śledzę z opowiadań mojej starszej koleżanki. Jako że to historia jej, to oczywiście nie znam wszystkich szczegółów, powtarzam, jak usłyszałam i zrozumiałam.

Koleżanka owa, pięknego pewnego dnia dostała informację od Orange, że jeśli nie wyrówna zaległości, sprawa zostanie przekazana firmie komorniczej. Świetnie, tylko jakich zaległości, skoro wszystko opłacają regularnie? Dzwonią więc z mężem do Orange dowiedzieć się, o co w ogóle kaman, jak to mawiała kiedyś młodzież. A pani w Orange radośnie oświadcza, że jej mąż nie spłacił ani jednej raty abonamentu za telefon, który wziął na umowę wtedy i wtedy. Cudownie, tyle że mąż niczego takiego nie brał, nie podpisywał, nijakiego telefonu nigdy nie widział.

Koniec końców zostało przyjęte zgłoszenie o wykradzeniu danych, wyłudzeniu telefonu czy jak się to tam w prawie zwie; sprawa poszła do prokuratury; okazało się, że stroną w sprawie jest Orange, a nie mąż koleżanki, więc już tam Orange będzie się dojściem, co zaszło, interesować współdziałając z organami śledczymi. Koleżanka z mężem ma się nie przejmować, wyłudzono od Orange, więc to ich problem. W razie czego wzięła jednak adwokata, żeby w miarę możności jednak coś tam się dowiedzieć i jakby co mieć kogoś, kto wszystko wyjaśni i doradzi.

Przez kilka miesięcy była absolutna cisza. Po czym przychodzi umorzenie sprawy z powodu takiego, że sprawca nieznany. Wszystko ok zatem? Ano właśnie nie. Bo prokuratura nie była w stanie wykluczyć ewentualności, że ten telefon to jednak mąż koleżanki wziął. A co to znaczy? Adwokat stwierdził, że oznacza to, że Orange jak najbardziej ma prawo domagać się od nich sześciu tysięcy złotych, które mąż "zalega", mimo że prokuratura wcale też nie potwierdziła, że to on wziął. Wystarczyła, że nie była w stanie tego wykluczyć.

I teraz najlepsze w tym wszystkim: adwokat przejrzał akta sprawy i co wyszło? Ano to, że primo podpis na umowie nie jest podpisem męża (tak stwierdzono w aktach). Ale to nie wystarczy, przecież mąż mógł specjalnie napisać innym podpisem. Serio. Czyli to, że umowa jest podpisana nie Twoim podpisem to żaden dowód, że nie podpisywałeś jej Ty. Secundo, kurier zawiózł umowę na adres, pod którym nigdy mąż koleżanki nie mieszkał ani nie bywał. No ale przecież mógł tam specjalnie pojechać i zamówić kuriera, żeby mieć "alibi". Oczywiście można przesłuchać kuriera, który może by pamiętał, czy widział męża na oczy czy kogokolwiek podobnego pod tym adresem, ale po co? Nie zrobiono tego (tak wynika z akt). Co więcej nawet nie przesłuchano nikogo z tamtego mieszkania (a przecież gdyby zarekwirowano jakieś telefony, to może znalazłyby się ślady po przekręcie). Bo po co? Tertio, telefon aktualnie jest na Ukrainie (oczywiście zablokowany); mąż koleżanki oczywiście w Polsce. No ale przecież mógł ten telefon sprzedać po prostu, tak? Wisienka na torcie? Ludzie mieszkający pod adresem, na który poszła umowa, najprawdopodobniej znają policjanta, który tą sprawą się zajmował (bliskie sąsiedztwo)

Koleżanka się będzie odwoływać w sądzie ze względu na *ujowo prowadzone śledztwo (tylko w ładniejszych słowach), ale adwokat twierdzi, że nie ma się co nastawiać na wygraną... czyli płać.

Co do ewentualnych komentarzy, że przecież są apki do e-faktur. Koleżanka jest starszą osobą i akurat takiej apki nie ma, ale jej posiadanie zmieniłoby tylko to, że szybciej by się dowiedziała o problemie, a nie zmieniło wyników śledztwa.

policja

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (165)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…