Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#89411

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przelała mi się dziś czara goryczy…

Lekarzy unikam jak ognia (na szczęście zdrowie mam dobre, z przeziębień leczę się sama, nawet covida niechcący sobie wyleczyłam sądząc, że to zwykłe przeziebienie), jeśli muszę - staram się iść prywatnie, niestety pojawiło się kilka „ale”.

Po pierwsze rok temu pojawił się na świecie „bombelek”, a wcześniej dwie kreski na teście ciążowym, wiec chcąc nie chcąc latałam do ginekologa co miesiąc, a z racji wykonywanego zawodu nie mogłam rzadziej, bo pracować nie mogłam. Potrzebowałam więc zwolnienia lekarskiego (prowadzę własną działalność gospodarcza), a takie wystawia się jednorazowo wg lekarza maksymalnie na 30 dni.

Po drugie z racji covida, obecnie wojny i wspomnianego wyżej bombelka kasa się trochę uszczupliła - trzeba przyoszczędzić na prywatnych wizytach ale od czego ma się ubezpieczenie zdrowotne ściągane haraczem co miesiąc przez ZUS?

Zapisałam się więc do lekarza pierwszego kontaktu po przeprowadzce. Dziecko po narodzinach zapisałam do pediatry najbliżej domu, żeby nie latać na drugi koniec miasta i zaczęłam korzystać z dobrodziejstw NFZu.

Trzecie „ale” to druga ciąża, i tu mnie już krew zalała.

Byłam dziś poprosić lekarza rodzinnego o zwolnienie lekarskie. Urlop macierzyński kończy mi się jutro, wczoraj wróciłam z wyjazdu, a wizytę u ginekologa (na NFZ, a jakże) mam za tydzień, bo wcześniej terminów nie było… pani położna gdy mnie zapisywała radziła udać się po zwolnienie do lekarza rodzinnego ze słowami „na pewno pani wystawi”.

Skoro tak, to udałam się najpierw na badania, potem na zakupy i do lekarza. Mojego lekarza brak, numerków do innych oczywiście brak ale „pani pójdzie i się zapyta” ile to wystawić zwolnienie, prawda? Otóż nie. Dowiedziałam się od lekarza, ze mnie nie przyjmie, bo z rana na pewno już wiedziałam ze mi się urlop kończy, ze to nie jest pilna sprawa, a w ogóle to ona zarobiona jest. No nie, ręki minie urwało, covida nie mam, 40* gorączki tez nie. Przeprosiłam „grzecznie” ze od 8 nie wariowały z rocznym dzieckiem do 14 pod gabinetem i wróciłam się do rejestracji.

Najbliższy wolny termin: piątek. Ciekawe czy mi wystawią zwolnienie wstecz?

Kolejna rzecz: pediatrzy. Większość wiedzę czerpała z czasów gdy po ziemi chodziły dinozaury… i tak kilka smaczków:
-dziecko 4 miesiące - proszę zacząć mu rozszerzać dietę, tu jest książeczka jak to zrobić. Siedzę, czytam i jak byk stoi ze dziecko ma wykazywać oznaki gotowości i mieć conajmniej 6 miesięcy. Mówię to lekarzowi „nie, nie, proszę mu rozszerzać! On spada z wagi! Mleko mu nie starczy!” No ciekawe! Ważę dziecko regularnie, pilnuje wykresów czy wszystko ok, dziecko na początku nic, a nic nie przyswoi z tych pokarmów, poznaje tylko smaki.
-na następnej wizycie (5miesiecy i dalej tylko cycek) stwierdziłam ze podaliśmy kilka warzyw. Zgadnijcie czy waga była ok czy wciąż za niska? ;)
-dopajać wodą - dzięki do 6 miesiąca życia wystarcza mleko matki i jako pożywienie i jako napój. Nie trzeba podawać wody, nie powinno się podawać nic innego (żadnych herbatek z kopru włoskiego, soków czy kompocikow) ale pani mu poda wody bo się odwodni! Aha.

Druga super sprawa to wiedza o karmieniu piersią. W szpitalu po porodzie odwiedziły mnie trzy doradczynie laktacyjne. Każda mówiła zupełnie co innego. Ostatecznie poradziłam sobie sama, ale ile kobiet przez takie coś nie przebrnie samodzielnie, a nie ma kasy na prywatne wizyty?

Jednakże najlepsza jest mina każdego lekarza gdy mówię ze mając roczne dziecko jestem w ciąży (!) i karmię piersią(!!!)

Zgodnie ze starą wiedza należy natychmiast zaprzestać karmienia bo można poronić. Jest to wierutna bzdura, mniej wiecej taka sama jak to, ze można rozszerzać dietę 4-miesięcznemu dziecku. Czyli: w skrajnych wypadkach to prawda. Ale w skrajnych! A nie w prawie każdym.

Na pewno można by się przyczepić, ze lekarz z wieloletnim doświadczeniem, na pewno lepiej wie co się powinno, a co nie ale na szczęście mamy internet, wiele wiarygodnych i nastawionych na rzetelna wiedze źródeł, a nie na stare, powtarzane farmazony, odgrzewane jak kotlet. Niestety wiele osób nie sprawdzi wiedzy lekarza, nie poczyta na własna rękę i będzie powtarzać jak mantrę utratę schematy które u dzieci mogą doprowadzić do problemów z sercem, krążeniem, cukrzyca i innymi chorobami, a u dorosłych do depresji, czy chwilowego wk*rwa.

Podobała mi się tez wizyta u internisty po ciąży. Wysiadły mi kolana, bolał kręgosłup. Dała skierowanie na rtg, po obejrzeniu zdjęć stwierdziła „normalka, zwykle zwyrodnienia, tu nic nadzwyczajnego nie widać, jest mocno za gruba”. Tyle to mi matka potrafi powiedzieć raz w tygodniu a po lekarzach latać nie muszę…

I wisienka na torcie: dziecka nie mam komu podrzucić. Na opiekunkę mnie nie stać. Do żłobka nie chodzi. Ale badać się muszę, lekarzy odwiedzać muszę. Przestałam się nawet pytać czy mogę przyjść z dzieckiem, bo ile ja się nasłuchać stękania… zawsze staram się ułożyć sobie wizyty tak, by mąż mógł zabrać dziecko, ale na rtg nie ma wizyt popołudniowych, mój ginekolog nie ma wizyt po 16, internista tez. Wszystkim dziecko przeszkadza. Najepiej to zostawić je w domu, zamknąć na klucz i pojechać na umówiona wizytę chyba.

Tak, ze wnioskuje by NFZ spalić, przeorać, założyć od nowa (ha! Marzenie!)

NFZ

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (20)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…