Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89455

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o nieskończonej głupocie albo bezczelności? Trudno powiedzieć.

Pracuję w pewnym wydawnictwie jako redaktorka. No i mam pod opieką takie czasopismo, bardzo niszowe, jak w sumie prawie wszystko, co wydajemy. Redaktorem technicznym jestem ja, ale czasopismo ma też redakcję merytoryczno-organizacyjną. Wczoraj napisał do mnie jeden z jej członków z dziwnym problemem: mianowicie ktoś atakuje go mailami o błędzie na stronie internetowej czasopisma.

Okazuje się, że pewna Pani skarży się, że jej opublikowany w internecie tekst został zacytowany w naszym czasopiśmie, ale z niepoprawnym linkiem do niego. Wchodzę na podstronę ze wskazanym przez nią artykułem, w którym podobno cytujemy jej tekst. Czy rzeczywiście przeoczyłabym w korekcie, że dajemy jakiś uszkodzone łącze do bibliografii? Dziwne, zawsze to dokładnie sprawdzam, ale wszystko jest wszak możliwe...

I tu pierwsze zaskoczenie - pechowy artykuł jest z 2012 roku i klnę pod nosem, że ludzie chyba nie mają co robić, skoro obchodzi ich niszowy artykuł mający 10 lat, którego już pewnie pies z kulawą nogą nie czyta. Sprawa jest zatem prosta - po 10 latach linki mają prawo się zdezaktualizować. Papierowej wersji czasopisma oczywiście się nie poprawi, a stronę by można, ale też się nie robi takich rzeczy. Cytowanie ma zostać takie, jakie je zrobili autorzy artykułu 10 lat temu - na to się powołują i tak ma zostać. Jeżeli oryginalny link umarł, ale dany tekst wciąż istnieje gdzieś w sieci, to już sprytny czytelnik sam może sobie znaleźć, jednak nie ma gwarancji, że znalazł dokładnie to samo. Trzeba to wytłumaczyć namolnej babce i tyle.

Kliknęłam jednak jeszcze z ciekawości w link, który ta Pani podała jako rzekomo poprawny do wstawienia. Pod linkiem był artykuł, powiedzmy, Anny Kowalskiej, ale w naszej bibliografii artykuł o identycznym tytule, ale Marii Nowak. Czyżby więc redaktorka, która robiła czasopismo 10 lat temu, zawaliła i nie zauważyła błędu w cytowaniu? Wrzucam dla pewności w Google hasło "Maria Nowak (tytuł tekstu)" i okazuje się, że nasza redaktorka nie była jednak ślepa, bo artykuł Marii Nowak jak najbardziej istnieje i ukazał się w 2008 roku na pewnym portalu informacyjnym.

Namolna baba zawraca więc gitarę, a nie dość, że nie rozumie idei robienia bibliografii, to jeszcze nie widzi, że to wcale nie chodzi o jej tekst, który notabene opublikowała na jakiejś biedastronie, która w porównaniu z artykułem na dość znanym portalu informacyjnym wypada nijako. Niektórzy to mają ego, sądząc, że wszyscy będą cytować ich tekst, ba - robić poprawki w czasopismach sprzed 10 lat specjalnie dla nich. Tytuł jak tytuł, nie ona jedna mogła na taki wpaść, ale zaraz, chwilunia... przecież to jest ten sam tekst! Kubek w kubek.

A źródła cytatu i informacji o prawdziwym autorze na biedastronie brak. Data wydania ewidentnie późniejsza. Czyli pani Kowalska bezczelnie zajumała tekst z ogólnopolskiego portalu i mało tego - jeszcze miała czelność awanturować się o rzekomo błędne cytowanie. No to po prostu jakby skopiować czyjś obraz, podpisać swoim nazwiskiem i potem pójść do galerii sztuki z awanturą, że galeria źle podpisała swój eksponat... Cała redakcja u nas z tego leje teraz :)

Mogłabym sprawę olać, bo pewnie nie pierwszy i nie ostatni przypadek kradzieży treści w internecie. Sądziłam, że jeśli napiszę do wspomnianego portalu informacyjnego, to nawet się tym nie przejmą. Wydaje mi się, że strony tego typu po prostu kradną treści (okazało się, że wszystkie artykuły na tej stronie są podpisane przez Annę Kowalską i wszystkie najwyraźniej kradzione), a ponieważ potrzebują wypozycjonować się w Google, to wysyłają maile do wszystkich, którzy cytowali oryginalne teksty, i próbują nakłonić ich, żeby podlinkowali ich fejkowy portal. Na ile się orientuję, to dzięki takim linkom można poprawić pozycjonowanie strony, prawda? Jak można być jednak tak durnym, żeby myśleć, że nikt nie zauważy różnicy?

Koniec końców napisałam do wspomnianego portalu informacyjnego, że kradną im teksty. Odpisali, że przekazali informację swojej kancelarii. Jaki będzie tego skutek - nie wiem, ale może przynajmniej pani Kowalska przestanie mi redakcję czasopisma prześladować :)

Pozdrowienia dla wszystkich redaktorów :)

wydawnictwo czasopismo

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (159)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…