Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kontynuacja historii @Andrie #89395 która miała się już nie wydarzyć ... a jednak.

Ten ostatni majster miał być rzetelny, miał być uczciwy miał doprowadzić ten remont do końca.

Spotkaliśmy się 20 czerwca na podpisanie umowy. Znał naszą historię, wiedział że nie chcemy płacić zaliczek, po tym jak zostaliśmy dwukrotnie oszukani. On nie chciał rozpocząć pracy bez zaliczki, mimo że robotę miał rozpocząć na drugi dzień. Tłumaczył to tym, że on ma firmę, ma pracowników których musi opłacić i zdublować sprzęt (wtf?). Ostatecznie z 10 tys. jakie chciał zapłaciliśmy 5 tys. jako zaliczkę.

Generalnie remont miał rozpocząć od wywozu gruzu. Byliśmy przyciśnięci do ściany, bo po tym jak nas wykiwał poprzedni majster i zostałam z kontenerem na placu. Połowę gruzu 18 czerwca wyrzucił mój znajomy. Majster miał do ściągnięcia kafle w kuchni, pół ściany kafli w łazience, klej po kaflach, podłogi, tapety, kasetony, boazerie. Wyceniliśmy to na 2.5 tys. zł z wywozem. Na oko taka praca nie powinna zająć dłużej jak 2 tygodnie.

Wiedzieliśmy, że on nas wciska między robotę i że na początku będzie mniej osób pracować. Więc jakoś nie przejmowaliśmy się jak efektów nie było widać. Tu i owdzie pojawiały się worki z gruzem, worki na boazerie. Niewiele się działo ale działo.

Po 2 tygodniach 1.07 zadzwonił do nas, że on od nowego tygodnia będzie już wylewki robił i żeby mu przynieść pieniądze na materiały 4 tys. Umówiliśmy się, że to on będzie kupował bo on ma jakieś zniżki, bo on lubi pracować na takich a takich materiałach. Otrzymał je tego samego dnia. Chociaż mieszkanie nie wyglądało specjalnie lepiej niż dotychczas. Nie zapomniał ponarzekać jak on to ma ciężko z tapetami bo jest ich kilka warstw i każdą pojedynczo musi ściągać.

Oczywiście w sobotę też niewiele się zmieniło. Boazerie nie wywiezione, tapety nie zdarte. Oczywiście nie zaczęli w poniedziałek robić wylewek. Przez kolejne 4 tygodnie słyszałam, że już jutro już za 2 dni, od nowego tygodnia będziemy robić te wylewki i ten gruz zniknie. Materiałów oczywiście nie było. Znaczy po 2 tygodniach się pojawiły jakieś na kwotę nie wyższą niż 800 zł.

Także minęło półtora miesiąca od rozpoczęcia robót i nastąpiła kulminacja. Zadzwonił do nas w piątek 29.07.
M: Proszę Pani bo jest taka sprawa. Kto ma jeszcze klucze do waszego mieszkania?
J: Tylko my
M: A zmienialiście zamki ?
J: No nie...
M: No bo się takie coś stanęło. Zniknęły mi narzędzia z państwa mieszkania. Pewnie sobie poprzednia ekipa dorobiła klucz i ukradła. bo ja swoim ludziom ufam, pracujemy razem od 10 lat, oni by mnie nie okradli. No to ten... to się umówimy jutro. i się dogadamy. Bo to wkrętarka 1500, piła tyle, to razem 4,5, 6 tys. No to polowa chociaż, ale to się jutro dogadamy.
J: A kiedy to się stało ?
M: No tydzień temu...

Aha więc po tygodniu on mi mówi, ze ktoś mu narzędzia ukradł. Jasne. Zadzwonił do nas na drugi dzień i znów rozmawiamy o narzędziach.
J: Wie Pan co, proszę mi przesłać na adres mailowy dokumenty z tych skradzionych narzędzi. Mieszkanie jest ubezpieczone, zgłosimy włamanie na policję i ubezpieczalnia wypłaci nam odszkodowanie.
M: Ahaha yyyy ten to ja poszukam.

Rozłączył się i dzwoni za kilkanaście minut.
M: Bo ja bym miał do państwa taka prośbę, aby mi Państwo pożyczyli w formie zaliczki 2 tys. zł, bo muszę zapłacić pracownikom.

No we mnie się zagotowałam ale mąż mnie uspakaja. Mąż mówi ze nie mamy dziś pieniędzy jest koniec miesiąca i w poniedziałek odblokujemy środki.

Ale kurde jak przecież on się do tej pory nie rozliczył z nami z materiałów to jest z 3 tys., a z pierwotnej zaliczki do odrobienia by mu zostało 2,5 tys.

I od tego rozpoczęliśmy rozmowy w poniedziałek, ale też umówiliśmy się na spotkanie na mieszkaniu. I tu był w sumie mój błąd, bo on na spotkanie przyjechał przygotowany.

M: No bo państwo sobie spojrzą ja tu wszedłem na taką stronę o remontach policzyłem ile mi się jeszcze należy za rozbiórkę, bo wyszło więcej rzeczy. I daje nam karteczkę, ze chce 4300 zł dodatkowo za wyniesienie gruzu. Oczywiście połowę rzeczy policzył dwukrotnie. Wyszłoby z tego, że rozbiórka kosztowałaby nas 7 tys. u niego i 1,5 tys. tego co zapłaciliśmy znajomemu.

Nam zależało na w miarę pokojowym rozwiązaniu tego więc zgodziliśmy się coś mu dopłacić. Ja chciałam 1000zl, bo faktycznie podłóg były 3 warstwy. Do negocjacji wtrącił się mój ojciec, i w sumie nie byłam zadowolona bo z tych 7 tys. jakie sobie policzył zrobiło się 5,5. No ale nam zależało na czasie, więc trudno zgodziliśmy się.

Także 5 tys. zaliczki co miał na początku, z tych 4 tys. co dostał na materiały odliczy sobie 500 zł., 800 zł. kosztowały materiały i resztę ma do odrobienia lub kupienia materiałów. Uprzedziliśmy, że od teraz aby nie było nieporozumień będziemy płacić mu za skończoną cześć roboty. Zrobi wylewki zapłacimy za wylewki, potem za ścianki itd. Wydawało się że dotarło.

Dyskusje jeszcze trochę trwały aż on się mnie pyta. No to da mi Pani te 2 tys.?
JA: Ale właśnie ustaliliśmy jak będziemy płacić
M: Ale co ustaliliśmy. Mąż obiecał, że mi da dzisiaj.
Ja: Nie, mąż powiedział, że będzie miał je, ale nie damy ich panu z powodów o jakich rozmawialiśmy.
M: Czyli nie da mi Pani tych pieniędzy?
Ja: No nie.
M: To ja p...dole taka robotę!

Padły jeszcze słowa że go blokujemy finansowo. Bo on obiecał pracownikowi że już w sobotę dostanie pieniądze.

Przy okazji przyznał się do przywłaszczenia pieniędzy za materiał.

Potem mój tata coś niefortunnie powiedział, że my mamy teraz dużo wydatków, że nie mamy za bardzo pieniędzy (co prawdą nie było bo na majstrów zawsze mamy)
M: Jak się remont robi, to się powinno mieć środki i być przygotowanym.

Spotkaliśmy się z nim jeszcze raz, miał nam dostarczyć faktury. Na rozliczenie pieniędzy około 2 tys. zł mieliśmy poczekać do 10. Powiedziałam ok, nas te 10 dni nie zbawi pewnie z innej roboty musi wziąć kasę. Jesteśmy ugodowi.

Jak się można domyśleć, od tego czasu Pan się z nami kontaktować nie chce. Nie odbiera telefonów ani od nas ani od osób trzecich.

I tu dochodzimy do sedna piekielności. Poza jego piekielnością i naszą głupotą piekielna jest jeszcze jedna rzecz. Polskie prawo, które chroni takich oszustów jak on.

Znalazłam w przepisach art. 284KK i na niego zamierzałam się powoływać. No ale niestety to nie takie proste, bo za bardzo nie chcą tego stosować do pieniędzy. Pieniądze mam odzyskiwać na drodze cywilnej, co w naszym przypadku oznacza wyłożenie sumy na jaką opiewa dług, a potem nawet jakbym miała wyrok, to jeśli on będzie niewypłacalny to nie odzyskamy długu.

Ostatecznie udało nam się złożyć skargę z innego artykułu, ściganego z urzędu. Ale i tak uważam to za porażkę polskiego bezprawia, że oszuści mogą tak bezczelnie zawłaszczać cudze pieniądze

Majster

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (188)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…