To ja sobie popłynę na fali historii medycznych. Akurat nie NFZ, tylko prywatny pakiet medyczny, który mojej przyjaciółce zafundował pracodawca (innym pracownikom też).
Agnieszka ma dwie córki, młodsza, powiedzmy Kasia, jest w wieku mojej Młodej - 12 lat. Od jakiegoś czasu zaczęła czuć się bardzo osłabiona, miewała częste zawroty głowy, potem do tego doszły krwotoki z nosa. Przy krwotokach Agnieszka już się porządnie wystraszyła, zrobiła Kasi porządny komplet badań (nawet nie wszystkie obejmowało owo prywatne ubezpieczenie, część była w pełni płatna), po czym udała się z nimi do lekarza. Jedyny plus w stosunku do analogicznego lekarza na NFZ był czas oczekiwania, bo praktycznie wizyty z dnia na dzień, natomiast cała reszta jak na NFZ. Czyli - zero leczenia, bo nawet diagnozy nie postawili. W pierwszym momencie było podejrzenie białaczki, zlecono następne badania, Agnieszka przez tydzień chodziła jak zombi, ja też gryzłam palce z nerwów, wyniki na szczęście wykluczyły białaczkę, więc co dalej?
A no nic. Lekarz już nie ma pomysłu, co to może być (anemię już wcześniej wykluczyli) i w ogóle jest bardzo zdziwiony, o co Agnieszce chodzi, zamiast się cieszyć, że to nie białaczka, to ona choroby szuka! No tak, bo osłabienie, zawroty głowy i częste krwotoki z nosa to przecież taki standard wśród dwunastolatek...
Podsumowanie takie trochę ironiczne - nie narzekajmy tak na NFZ, bo prywatnie też guano uzyskamy. Tylko trochę szybciej.
Agnieszka ma dwie córki, młodsza, powiedzmy Kasia, jest w wieku mojej Młodej - 12 lat. Od jakiegoś czasu zaczęła czuć się bardzo osłabiona, miewała częste zawroty głowy, potem do tego doszły krwotoki z nosa. Przy krwotokach Agnieszka już się porządnie wystraszyła, zrobiła Kasi porządny komplet badań (nawet nie wszystkie obejmowało owo prywatne ubezpieczenie, część była w pełni płatna), po czym udała się z nimi do lekarza. Jedyny plus w stosunku do analogicznego lekarza na NFZ był czas oczekiwania, bo praktycznie wizyty z dnia na dzień, natomiast cała reszta jak na NFZ. Czyli - zero leczenia, bo nawet diagnozy nie postawili. W pierwszym momencie było podejrzenie białaczki, zlecono następne badania, Agnieszka przez tydzień chodziła jak zombi, ja też gryzłam palce z nerwów, wyniki na szczęście wykluczyły białaczkę, więc co dalej?
A no nic. Lekarz już nie ma pomysłu, co to może być (anemię już wcześniej wykluczyli) i w ogóle jest bardzo zdziwiony, o co Agnieszce chodzi, zamiast się cieszyć, że to nie białaczka, to ona choroby szuka! No tak, bo osłabienie, zawroty głowy i częste krwotoki z nosa to przecież taki standard wśród dwunastolatek...
Podsumowanie takie trochę ironiczne - nie narzekajmy tak na NFZ, bo prywatnie też guano uzyskamy. Tylko trochę szybciej.
prywatna_opieka_medyczna
Ocena:
126
(146)
Komentarze