Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#8999

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nieprawdopodobna (przynajmniej dla mnie), ale zdarzyła się naprawdę, jakieś 3 lata temu.

Wracałam z Warszawy do swojej rodzinnej miejscowości na Dolnym Śląsku. Do Wrocławia jechałam pociągiem, by tam zmienić środek lokomocji i kolejne dwie godziny spędzić w autobusie. Oczywiście pociąg spóźnił się i do Wrocławia zajechał z prawie godzinnym opóźnieniem. Na ostatni PKS spóźniłam się o pół godziny, a mój rezerwowy bus jednego z prywatnych przewoźników, wg planu, odjechał 5 minut wcześniej. Jako że następne połączenie miałam dopiero nad ranem, poczłapałam bez przekonania sprawdzić, czy może stał się cud i bus na mnie czeka.

Kiedy dochodziłam do przystanku zobaczyłam, że mój busik rzeczywiście wciąż tam jest... Puściłam się biegiem, ciągnąc za sobą wielką walizę lecz im bliżej już byłam, tym moje nadzieje na dotarcie tego dnia do domu malały...
Bus stał (15 minut po godzinie odjazdu), zapchany ludźmi jak tokijskie metro, a dokoła niego tłoczyło się około 20 osób. Trafiłam zdyszana na moment, w którym kierowca powiedział, że weźmie jeszcze max 2 osoby. Część osób zrezygnowana odeszła (wyraźnie nieświadoma, że nic już tego dnia nie pojedzie), ale wciąż jakieś 10 stało przed drzwiami prosząc o zabranie. Mnie chyba uratowała moja walizka, bo kierowca wyszedł, zgarnął ją do bagażnika i uznał, że skoro walizka jedzie, to ja też muszę :) Poza mną na kurs załapała się jeszcze jedna dziewczyna i żołnierz. Dziewczyna przycupnęła na swojej walizce koło kierowcy (w bagażniku również zabrakło miejsca), ja stałam na ostatnim schodku, a żołnierz jechał dosłownie na glonojada.

Wg naklejki wewnątrz busiku, mieścił on 22 miejsca siedzące. Policzyliśmy się i wyszło, że w środku jedzie ponad 40 osób. Było tak ciasno, że nie można było się nijak poruszyć, ale humory o dziwo dopisywały. Ktoś zaproponował, żeby dziewczyna siedząca obok kierowcy zmieniała biegi. Ktoś inny ostrzegł, żeby jej się tylko drążki nie pomyliły. Z tylu padła propozycja, by siedzący brali stojących na kolana, lub zamieniali się z nimi co jakiś czas. Jechaliśmy tak wesoło jakiś czas, ale wkrótce przestało nam być do śmiechu. Wyjaśnił się bowiem powód takiego tłoku przy odjeździe busa. Po prostu autobus, który miał zebrać ludzi wracających wczesnym wieczorem zepsuł się po drodze do Wrocławia i stał sobie własnie w szczerym polu na poboczu, czekając aż MY! go poholujemy z powrotem...

Stanęliśmy więc i kierowca wyszedł (żeby go wypuścić, wysiąść musiało 5 osób) i razem z kierowcą zepsutego autobusu zaczął go przypinać. Tak więc przez resztę drogi jechaliśmy naszym malutkim, przepełnionym busikiem, holując standardowych rozmiarów autobus.

To byłby już koniec historii, ale nie dodałam, że mieszkam w górach. Przy pierwszym większym wzniesieniu pojawiły się problemy z podjazdem. Po kilku próbach byłam już przekonana, że utknęliśmy i albo trzeba będzie wysiąść i pchać busa (ale co z tym holowanym?) albo łapać stopa i liczyć, że nie trafię na zboczeńca...
Jakoś jednak udało się wjechać i tak, jadąc półtorej godziny dłużej niż normalnie, busik dojechał na miejsce.... W domu byłam około 2ej, nadal jednak szczęśliwa, że udało mi się znaleźć miejsce w busie.

prywatny przewoźnik

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (533)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…