Moją pierwszą pracą po LO była fuszka u typowego Janusza, w teorii prowadzenie biura i kontakt z anglojęzycznymi klientami, w praktyce rola "przynieś, wynieś pozamiataj i oskarżaj o wszystkie niepowodzenia (np. nie odebrałam telefonu stacjonarnego, bo byłam w WC a to mogło być jakieś przełomowe zamówienie). Branża budowlana (głównie sprzedaż materiałów), 90% załogi to faceci, szef wybitny szowinista.
31 grudnia przyszłam do pracy jak co dzień i zasiadłam do biurka. Około 10:00 szef mi zakomunikował, że on u siebie w biurze robi dziś imprezkę noworoczną i zaprasza wszystkich pracowników. Oprócz mnie rzecz jasna, bo ja mam odpowiadać na telefony i informować kontrahentów, że on jest cały dzień niedostępny i żeby nie dzwonić na komórkę.
Wszyscy już ledwo trzymali się na nogach o 14:00, więc zostali zwolnieni do domu, szef poszedł spać. Ja z moim pasjansem siedziałam do 17.01, szef musiał odpowiednio wcześniej żonę poinstruować, żeby sprawdziła o której wychodzę, bo niby przypadkiem wpadła poszukać nieistniejących dokumentów za pięć piąta.
31 grudnia przyszłam do pracy jak co dzień i zasiadłam do biurka. Około 10:00 szef mi zakomunikował, że on u siebie w biurze robi dziś imprezkę noworoczną i zaprasza wszystkich pracowników. Oprócz mnie rzecz jasna, bo ja mam odpowiadać na telefony i informować kontrahentów, że on jest cały dzień niedostępny i żeby nie dzwonić na komórkę.
Wszyscy już ledwo trzymali się na nogach o 14:00, więc zostali zwolnieni do domu, szef poszedł spać. Ja z moim pasjansem siedziałam do 17.01, szef musiał odpowiednio wcześniej żonę poinstruować, żeby sprawdziła o której wychodzę, bo niby przypadkiem wpadła poszukać nieistniejących dokumentów za pięć piąta.
Sylwester
Ocena:
199
(213)
Komentarze