Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzadko, bo rzadko, ale zdarza mi się od czasu do czasu jeździć taksówkami. A to samochód się zepsuje, a rozkład autobusu jest ni w pięć, ni w dziewięć, a to coś innego niespodziewanego się wydarzy.
I tak zrobiłam i dzisiaj, bo samochód pechowo odmówił posłuszeństwa. Oczywiście rano przed wyjazdem, ale tak to już bywa ze złośliwością rzeczy martwych.

Do pracy mam kawałek drogi i żeby do niej dotrzeć trzeba przejechać prawie całe miasto. Ale już dwa razy miałam podobną sytuację i byłam zmuszona zamówić taksówkę, zapłaciłam wtedy coś powyżej 40 zł ( w tej samej korporacji).
I dzisiaj zrobiłam to samo. Na miły początek pan taksówkarz (nazwijmy go Piekielnym, żeby było oryginalnie) spóźnił się 5 minut.
A te 5 minut, kiedy się człowiek śpieszy, jak wiadomo, bywa na wagę złota.
No, ale trudno, zdarza się nawet najlepszemu kierowcy, tak to sobie wtedy tłumaczyłam.
Ruszamy więc w drogę. Pech chciał (choć ponoć przypadków nie ma), że panu Piekielnemu zepsuł się taksometr. Zapewniał jednak, że cena i tak będzie niższa i przepraszał za to, że nie ma jak wydać paragonu. A że się śpieszyłam, machnęłam na to ręką i zaufałam jego zapewnieniom.
Za to w nagrodę już od początku mogłam słuchać opowieści, a co tam u jego wnuczki, a co u żony. Po 10 minutach poznałam, więc zarys historii prawie całej jego rodziny.
Ba, podał nawet numer telefonu do siebie, bo z nim zawsze szybko i tanio, ale że odwozi nastoletnią wnuczkę codziennie do
szkoły i ze szkoły, to najlepiej dzwonić do niego dzień wcześniej. Wszystko fajnie, tylko taksówkę zamawiam jedynie w sytuacjach nagłych, no ale kto co lubi.

Jazdę też umilało temuż kierowcy odpisywanie na wiadomości w telefonie. Przez co zagapił się dwa razy na zielonym świetle i czas jazdy się wydłużał. Celowo, więc zamilkłam, kiedy opowiadał dalsze historie ze swojego życia i kogo ważnego on w mieście zna, bo zauważyłam, że mówienie go dość mocno dekoncentruje, a to się zagapia, a to ktoś z tył na nas trąbi. Nie było to więc zbyt bezpieczne.
A że tego dnia ubrałam się dość elegancko, bo miałam ważną rozmowę z kontrahentem, to zaczął wypytywać jak często zamawiam taksówki i że on może mnie wozić nawet codziennie - chyba ocenił (mylnie niestety), że byłoby mnie na to stać.

I tak dojeżdżamy wreszcie na miejsce. Wszystko fajnie, bo ledwo, bo ledwo, ale zdążyłam (a mój szef wyjątkowo nie lubi spóźnień), aż do podania przed pana taksówkarza ceny za przejazd i jego miłe towarzystwo - 53 zł.
Ja na to zdziwiona, że miało być taniej, a zwykle płaciłam ponad 40.
-To nie możliwe - stwierdził pan Piekielny. Bez zniżki wyszłoby jeszcze więcej, następnym razem będzie 40.
Zapłaciłam, bo się śpieszyłam i mniejszym złem było zapłacenie już tych 10 zł więcej, niż dalsze kłótnie z nim.
Obawiam się jednak, że tego następnego razu już nie będzie.

taksówki

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (131)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…