Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90403

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nasze (nie)kochane koleje odc. pt. Stolica.

Dzień powszedni na kolei. Wracamy sobie z zagranicy (z sąsiedniego kraju, mało istotne skąd). Chcemy się dostać na Dworzec Centralny celem powrotu do domu. Ale w Polsce nie może być łatwo, musi być zawsze pod górkę, ewentualnie muszą być schody. I nam się te właśnie schody przytrafiły, aż trzy.

1. Podchodzimy do automatów biletowych przy lotnisku, celem zakupienia biletów na S-kę. Szybko, bez korków. Ale przecież jesteśmy w Polsce. Automaty są jakoś tak cudownie skonstruowane, że jak nie zapłacisz w ciągu chyba 5 sekund, to transakcja jest odrzucana. Albo odrzuca banknot. Po kilku bezowocnych próbach zwycięstwo, mamy je, ale co z tego. S-ka nam odjechała. Jesteśmy w stolicy, jakoś dojedziemy.

2. Udajemy się na autobus. Przyjechał, wsiadamy, tłok jak to w komunikacji przy lotnisku. Pech chciał (albo i nie chciał?) trafiliśmy na te wykolejone dwa tramwaje. Korek solidny. Wbiliśmy na dworzec 16:24, pociąg odjeżdża 16:29. Lecimy do biletomatu, pociąg już stoi, zapowiadają odjazd. Cierpliwie klikamy, karta w ręku, a tu na samym końcu transakcji pokazuje się komunikat, że zabrakło kartoników do drukowania biletów. Bo po co maszyna miałaby się zablokować po zużyciu ostatniego kartonika, żeby ludzie nie tracili czasu na zbędne operacje. To zbyt trudne do wymyślenia. Pociąg odjechał bez nas. Znowu.

3. Sprawdzamy na pkp.pl co mamy następnego. Jest coś za chwilę ze Śródmieścia, więc lecimy na złamanie karku. Co prawda czekają nas dwie przesiadki, ale powinniśmy jakoś ogarnąć. Kasy dobrze ukryte, ale jakoś znaleźliśmy. Podchodzę do okienka, mówię gdzie chcemy jechać. I tu scena jak z filmu ,,Miś" gdzie pani w okienku kasy mówi, że jest Ląd, Lądek Zdrój, ale nie ma Londynu. Kobieta chyba pierwszy raz słyszała nazwę mojego miasta, a nie jest to wieś na końcu świata, tylko miasto 100 000 mieszkańców. Ale dobra. Nie o to chodzi, żeby kasjerki z geografii Polski egzaminować. Pani patrzy w tablet i każe nam sobie na Dworzec Gdański metrem podjechać. Nie mam pojęcia czemu. Mieliśmy jeszcze minuty z biletu kupionego po ciężkich bojach na lotnisku, więc biegniemy na metro. Gdy wchodzimy akurat podjeżdża kolejka. Chociaż tyle dobrego. Na Gdańskim czekamy sobie już spokojnie na pociąg. Odjeżdżamy godzinę później, niż zakładaliśmy. I pewnie niejeden by powiedział, że tylko godzinę.

I aż się łezka w oku kręci, bo tam, skąd wróciliśmy, komunikacja publiczna jest rzeczywiście w XXI wieku, a nie jak u nas ledwo w początkach XIX. I nie piszę o Niemczech.

Koleje

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…