Miał być komentarz, ale mnie wewnętrzy filozof dopadł i jest apel. Trudno, muszę bo się uduszę.
Być może kojarzycie już tę historię:
https://piekielni.pl/90387
Zerknijcie też w komentarze pod nią.
(Swoją drogą... https://piekielni.pl/86334 Ciekawe skąd tak krańcowo różny odbiór dwóch historii, które traktują w zasadzie o tym samym. Komediowy styl robi aż tak dużą różnicę?)
Ale ad rem. Mam wrażenie, że komentujący pod nowszą historią próbują usilnie podzielić się, spolaryzować. Wprowadzić fałszywą dychotomię pomiędzy przekazami, które wcale się nie wykluczają.
SILNIEJSZY NIE POWINIEN KRZYWDZIĆ SŁABSZEGO. Dziesięciolatek nie powinien taranować dwulatka, rottweiler nie powinien gryźć chihuahuy, kierowca tira nie powinien rozjeżdżać pieszych na przejściu. Jeśli jesteś w danej sytuacji silniejszy, nie wykorzystuj tego do skrzywdzenia słabszych.
Mam wrażenie, że powyższy przekaz jest tak silny w naszej kulturze, że stał się już oczywisty dla statystycznego obywatela. Nieco mniej oczywisty może być przekaz poniższy.
SŁABSZY POWINIEN UWAŻAĆ NA SILNIEJSZEGO. Bo zawsze może się zdarzyć zagapienie, słaba widoczność, śliska droga, drażniący psa zapach - ogółem dowolny nieszczęśliwy splot okoliczności. Mało tego. Ktoś silniejszy może być po prostu złośliwy. Że nie powinien? No pewnie, że nie powinien! Tylko co to "nie powinien" da słabszemu? Fakt, że rottweiler nie powinien gryźć innych psów, nie ożywi chihuahuy. Rozjechany pieszy nie wstanie z grobu dzięki odszkodowaniu od kierowcy tira. "Przepraszam" rzucone przez dziesięciolatka nie sprawi, że rozbita głowa dwulatka stanie się mniej rozbita. Jeśli jesteś w danej sytuacji słabszy, uważaj na silniejszego. To nie jest rozkaz. To jest dobra rada.
I nie, nie zachęcam do popadania w paranoję, tylko do używania minimum zdrowego rozsądku.
Nie żądam, żeby zamknąć się z dwulatkiem i chihuahuą w domu i pod żadnym pozorem nie wychodzić do parku, a jeśli po drodze jest przejście, to już nie daj Boże. Ale może wystarczy dwulatka zainteresować grzebaniem w piaskownicy, a nie pod huśtawką? Może wystarczy chihuahuę trzymać na smyczy i nie pozwolić jej zaczepiać rottweilera? Może wystarczy się przed przejściem rozejrzeć?
I nie, nie zachęcam do stosowania prawa dżungli. Wręcz przeciwnie. Jeśli jesteś silniejszy, to, proszę Cię, czasem ustąp. Pokaż, że Cię na to stać. Jeśli jedziesz tym tirem wyprowadzić rottweilera na spacer i zabrać dziesięciolatka na plac zabaw, to może zatrzymaj się przed przejściem? A jak już dojedziesz, to może przepuść chihuahuę z właścicielem przodem przez tę wąską alejkę i sam przejdź nią dopiero za chwilę? Może naucz swojego dziesięciolatka, że choć huśtawka jest do huśtania, to można spróbować ją zatrzymać, coby nie staranować dwulatka, który akurat się pod nią zaplątał?
JEŚLI JESTEŚ SILNIEJSZY, NIE KRZYWDŹ SŁABSZEGO, ZWŁASZCZA GDY TEN JEST W SYTUACJI AWARYJNEJ. CHOCIAŻBY DLATEGO, ŻE KIEDYŚ TO TY MOŻESZ BYĆ NA JEGO MIEJSCU.
JEŚLI JESTEŚ SŁABSZY, UWAŻAJ NA SIEBIE. BO MILION SYTUACJI AWARYJNYCH SKOŃCZY SIĘ NA STRACHU, A W MILION PIERWSZEJ DOJDZIE DO TRAGEDII.
I teraz uwaga: cały myk polega na tym, że te dwa przekazy się nie wykluczają. Żaden z nich nie zwalnia z tego drugiego. Naprawdę. Serio-serio.
Dlatego proszę Was, ludzie, trochę empatii. Trochę zrozumienia. Nie tylko dla słabszych. Dla wszystkich.
"No dobra, ale co w tym piekielnego? Po cholerę SmoczycaWawelska ten apel pisze, przecież to strona do piekielnych HISTORII!" pomyślał zapewne niejeden z Was.
Spójrzcie jeszcze raz na komentarze pod historią z pierwszego linku.
Polaryzacja to gigantyczny problem naszego społeczeństwa. Kłócimy się, często o drobiazgi. Dzielimy się, czasem sztucznie, na "madki" i "ciężko pracujących ludzi", na "prawdziwych patriotów" i "feminazistki", na "katoli" i "gimboateistów", na "psiarzy" i "kociarzy". Na swoich i obcych.
I między tymi, często sztucznie utworzonymi, grupami nie ma płaszczyzny porozumienia. To, co się toczy, to nie jest dyskusja. To jest zwykła, ordynarna pyskówka. Nie próbujemy się nawzajem zrozumieć, tylko przeciągnąć oponenta na swoją stronę. Staramy się krzyczeć jak najgłośniej, żeby nas usłyszano. Nie staramy się wypowiadać precyzyjnie, żeby nas wysłuchano. Kolorujemy ten niesamowicie skomplikowany świat na czarno-biało, zapominając nie tylko o szarościach, ale też o wszystkich pozostałych barwach tęczy. Wchodząc do księgarni widzę książkę "Iksiński, kanalia i zdrajca narodu" i "Iksiński, bohater i wybawca uciśnionych". I naprawdę, naprawdę brak mi książki "Iksiński, studium postaci historycznej". Książki grubszej, mniej atrakcyjnej dla laika, gorzej się sprzedającej, ale bardziej obiektywnej.
Bo ja wiem, że całkiem obiektywna to ta książka nie będzie nigdy. Czystego obiektywizmu nie da się osiągnąć. Ale zawsze zbliżanie się do niego będzie lepsze niż oddalanie.
Nie, nie chcę, żebyśmy stali się szarą masą bez własnego zdania. Proszę Was tylko o odrobinę dążenia do zgody.
I ja wiem, że ten problem to jest nasza wada narodowa. "Gdy się dwaj Polacy zejdą, to w trzy strony się rozejdą", "Idzie dwóch Polaków i rozmawia o poglądach, a za nimi już powstało trzy i pół partii politycznej", "Dla Polaków można zrobić wszystko, z Polakami nic", "Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem", "Dajcie im rządzić, sami się wykończą", i tak dalej, i tak dalej. I ja nie mam złudzeń, że po moim wpisie nagle wszyscy Polacy się dogadają. Nie dogadywali się nawet jak musieli się zjeżdżać na sejmy kolejno po marnych drogach, to co dopiero teraz, kiedy do dyskusji wystarczy parę kliknięć w Internecie.
I ja wiem, każdy myśli "to nie moja wina, że w tym kraju tak jest". No nie Twoja, a w każdym razie nie tylko Twoja. Ale to, że się kłócisz, to już tylko Twoja. A moja, że piszę ten tekst.
Ale wady narodowe są po to, żeby z nimi walczyć. I jeśli choć jedna osoba spróbuje, choć raz, to już na świecie będzie choć o tę odrobinę lepiej. A przecież o to w życiu chodzi, żeby było raczej lepiej niż gorzej, c'nie?
Trochę zrozumienia. Dla wszystkich. Odrobinę dążenia do zgody.
Ten wpis zapewne trafi wprost do archiwum, ale jeśli choć jedna osoba przeczyta go i się nad tym zastanowi, to cieszę się, że to napisałam.
Być może kojarzycie już tę historię:
https://piekielni.pl/90387
Zerknijcie też w komentarze pod nią.
(Swoją drogą... https://piekielni.pl/86334 Ciekawe skąd tak krańcowo różny odbiór dwóch historii, które traktują w zasadzie o tym samym. Komediowy styl robi aż tak dużą różnicę?)
Ale ad rem. Mam wrażenie, że komentujący pod nowszą historią próbują usilnie podzielić się, spolaryzować. Wprowadzić fałszywą dychotomię pomiędzy przekazami, które wcale się nie wykluczają.
SILNIEJSZY NIE POWINIEN KRZYWDZIĆ SŁABSZEGO. Dziesięciolatek nie powinien taranować dwulatka, rottweiler nie powinien gryźć chihuahuy, kierowca tira nie powinien rozjeżdżać pieszych na przejściu. Jeśli jesteś w danej sytuacji silniejszy, nie wykorzystuj tego do skrzywdzenia słabszych.
Mam wrażenie, że powyższy przekaz jest tak silny w naszej kulturze, że stał się już oczywisty dla statystycznego obywatela. Nieco mniej oczywisty może być przekaz poniższy.
SŁABSZY POWINIEN UWAŻAĆ NA SILNIEJSZEGO. Bo zawsze może się zdarzyć zagapienie, słaba widoczność, śliska droga, drażniący psa zapach - ogółem dowolny nieszczęśliwy splot okoliczności. Mało tego. Ktoś silniejszy może być po prostu złośliwy. Że nie powinien? No pewnie, że nie powinien! Tylko co to "nie powinien" da słabszemu? Fakt, że rottweiler nie powinien gryźć innych psów, nie ożywi chihuahuy. Rozjechany pieszy nie wstanie z grobu dzięki odszkodowaniu od kierowcy tira. "Przepraszam" rzucone przez dziesięciolatka nie sprawi, że rozbita głowa dwulatka stanie się mniej rozbita. Jeśli jesteś w danej sytuacji słabszy, uważaj na silniejszego. To nie jest rozkaz. To jest dobra rada.
I nie, nie zachęcam do popadania w paranoję, tylko do używania minimum zdrowego rozsądku.
Nie żądam, żeby zamknąć się z dwulatkiem i chihuahuą w domu i pod żadnym pozorem nie wychodzić do parku, a jeśli po drodze jest przejście, to już nie daj Boże. Ale może wystarczy dwulatka zainteresować grzebaniem w piaskownicy, a nie pod huśtawką? Może wystarczy chihuahuę trzymać na smyczy i nie pozwolić jej zaczepiać rottweilera? Może wystarczy się przed przejściem rozejrzeć?
I nie, nie zachęcam do stosowania prawa dżungli. Wręcz przeciwnie. Jeśli jesteś silniejszy, to, proszę Cię, czasem ustąp. Pokaż, że Cię na to stać. Jeśli jedziesz tym tirem wyprowadzić rottweilera na spacer i zabrać dziesięciolatka na plac zabaw, to może zatrzymaj się przed przejściem? A jak już dojedziesz, to może przepuść chihuahuę z właścicielem przodem przez tę wąską alejkę i sam przejdź nią dopiero za chwilę? Może naucz swojego dziesięciolatka, że choć huśtawka jest do huśtania, to można spróbować ją zatrzymać, coby nie staranować dwulatka, który akurat się pod nią zaplątał?
JEŚLI JESTEŚ SILNIEJSZY, NIE KRZYWDŹ SŁABSZEGO, ZWŁASZCZA GDY TEN JEST W SYTUACJI AWARYJNEJ. CHOCIAŻBY DLATEGO, ŻE KIEDYŚ TO TY MOŻESZ BYĆ NA JEGO MIEJSCU.
JEŚLI JESTEŚ SŁABSZY, UWAŻAJ NA SIEBIE. BO MILION SYTUACJI AWARYJNYCH SKOŃCZY SIĘ NA STRACHU, A W MILION PIERWSZEJ DOJDZIE DO TRAGEDII.
I teraz uwaga: cały myk polega na tym, że te dwa przekazy się nie wykluczają. Żaden z nich nie zwalnia z tego drugiego. Naprawdę. Serio-serio.
Dlatego proszę Was, ludzie, trochę empatii. Trochę zrozumienia. Nie tylko dla słabszych. Dla wszystkich.
"No dobra, ale co w tym piekielnego? Po cholerę SmoczycaWawelska ten apel pisze, przecież to strona do piekielnych HISTORII!" pomyślał zapewne niejeden z Was.
Spójrzcie jeszcze raz na komentarze pod historią z pierwszego linku.
Polaryzacja to gigantyczny problem naszego społeczeństwa. Kłócimy się, często o drobiazgi. Dzielimy się, czasem sztucznie, na "madki" i "ciężko pracujących ludzi", na "prawdziwych patriotów" i "feminazistki", na "katoli" i "gimboateistów", na "psiarzy" i "kociarzy". Na swoich i obcych.
I między tymi, często sztucznie utworzonymi, grupami nie ma płaszczyzny porozumienia. To, co się toczy, to nie jest dyskusja. To jest zwykła, ordynarna pyskówka. Nie próbujemy się nawzajem zrozumieć, tylko przeciągnąć oponenta na swoją stronę. Staramy się krzyczeć jak najgłośniej, żeby nas usłyszano. Nie staramy się wypowiadać precyzyjnie, żeby nas wysłuchano. Kolorujemy ten niesamowicie skomplikowany świat na czarno-biało, zapominając nie tylko o szarościach, ale też o wszystkich pozostałych barwach tęczy. Wchodząc do księgarni widzę książkę "Iksiński, kanalia i zdrajca narodu" i "Iksiński, bohater i wybawca uciśnionych". I naprawdę, naprawdę brak mi książki "Iksiński, studium postaci historycznej". Książki grubszej, mniej atrakcyjnej dla laika, gorzej się sprzedającej, ale bardziej obiektywnej.
Bo ja wiem, że całkiem obiektywna to ta książka nie będzie nigdy. Czystego obiektywizmu nie da się osiągnąć. Ale zawsze zbliżanie się do niego będzie lepsze niż oddalanie.
Nie, nie chcę, żebyśmy stali się szarą masą bez własnego zdania. Proszę Was tylko o odrobinę dążenia do zgody.
I ja wiem, że ten problem to jest nasza wada narodowa. "Gdy się dwaj Polacy zejdą, to w trzy strony się rozejdą", "Idzie dwóch Polaków i rozmawia o poglądach, a za nimi już powstało trzy i pół partii politycznej", "Dla Polaków można zrobić wszystko, z Polakami nic", "Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem", "Dajcie im rządzić, sami się wykończą", i tak dalej, i tak dalej. I ja nie mam złudzeń, że po moim wpisie nagle wszyscy Polacy się dogadają. Nie dogadywali się nawet jak musieli się zjeżdżać na sejmy kolejno po marnych drogach, to co dopiero teraz, kiedy do dyskusji wystarczy parę kliknięć w Internecie.
I ja wiem, każdy myśli "to nie moja wina, że w tym kraju tak jest". No nie Twoja, a w każdym razie nie tylko Twoja. Ale to, że się kłócisz, to już tylko Twoja. A moja, że piszę ten tekst.
Ale wady narodowe są po to, żeby z nimi walczyć. I jeśli choć jedna osoba spróbuje, choć raz, to już na świecie będzie choć o tę odrobinę lepiej. A przecież o to w życiu chodzi, żeby było raczej lepiej niż gorzej, c'nie?
Trochę zrozumienia. Dla wszystkich. Odrobinę dążenia do zgody.
Ten wpis zapewne trafi wprost do archiwum, ale jeśli choć jedna osoba przeczyta go i się nad tym zastanowi, to cieszę się, że to napisałam.
kraj
Ocena:
182
(242)
Komentarze