Taka historia "rodzinna" z mojej miejscowości.
Była sobie pani dajmy na to Kowalska. Pani Kowalska, jakby to eufemistycznie określić, mężczyznom "w potrzebie" nie odmawiała, alkoholu sobie też nie żałowała - nie oceniam, jej życie, ale z tego życia powstały dwa nowe: córka i syn. Ojcowie - trudno powiedzieć, czy znani pani Kowalskiej, oficjalnie nieznani.
Dziećmi w pierwszych latach życia zajmowała się babcia - matka pani Kowalskiej. Ale zaczęła niedomagać, chorować, więc wziął ją do siebie jej syn. Dzieci wychowywały się w zasadzie samopas, jedzenie po sąsiadach czasem dostały, czasem im pewnie matka coś tam ugotowała, jak poszły do szkoły, to miały posiłki w szkole.
W wiosce obok funkcjonowało liceum z internatem - i tam zamieszkali na czas nauki w szkole średniej najpierw córka, potem syn pani Kowalskiej. Szkołę oboje skończyli, jakąś pracę znaleźli, założyli swoje rodziny - już na etapie mieszkania w internacie jako nastolatkowie z matką kontaktu praktycznie nie mieli, wakacje spędzali u wujka/babci i na wyjazdach z harcerstwa.
I tak sobie lata mijały, aż pani Kowalska trafiła do domu opieki. A dom opieki ściga o opłaty córkę i syna, mimo że z matką żadnego kontaktu nie mieli przez co najmniej kilka, jak nie kilkanaście lat.
Taka to "sprawiedliwość".
Była sobie pani dajmy na to Kowalska. Pani Kowalska, jakby to eufemistycznie określić, mężczyznom "w potrzebie" nie odmawiała, alkoholu sobie też nie żałowała - nie oceniam, jej życie, ale z tego życia powstały dwa nowe: córka i syn. Ojcowie - trudno powiedzieć, czy znani pani Kowalskiej, oficjalnie nieznani.
Dziećmi w pierwszych latach życia zajmowała się babcia - matka pani Kowalskiej. Ale zaczęła niedomagać, chorować, więc wziął ją do siebie jej syn. Dzieci wychowywały się w zasadzie samopas, jedzenie po sąsiadach czasem dostały, czasem im pewnie matka coś tam ugotowała, jak poszły do szkoły, to miały posiłki w szkole.
W wiosce obok funkcjonowało liceum z internatem - i tam zamieszkali na czas nauki w szkole średniej najpierw córka, potem syn pani Kowalskiej. Szkołę oboje skończyli, jakąś pracę znaleźli, założyli swoje rodziny - już na etapie mieszkania w internacie jako nastolatkowie z matką kontaktu praktycznie nie mieli, wakacje spędzali u wujka/babci i na wyjazdach z harcerstwa.
I tak sobie lata mijały, aż pani Kowalska trafiła do domu opieki. A dom opieki ściga o opłaty córkę i syna, mimo że z matką żadnego kontaktu nie mieli przez co najmniej kilka, jak nie kilkanaście lat.
Taka to "sprawiedliwość".
dom opieki rodzice dzieci alkohol
Ocena:
170
(182)
Komentarze