Swego czasu jeździłem na busach jako tzw. skoczek - wskakuję za kierowcę który "akurat teraz nie może".
Przydarzyła się awaria auta, bojowe zadanie - wziąć drugiego busa, dojechać do uszkodzonego, przeładować towar na sprawnego, czekać przy uszkodzonym na lawetę. Czas operacyjny - 2 dni.
Wydłużyło się jednak do 4 dni, bo laweta miała tachograf - takie ustrojstwo pilnujące, by kierowca był wypoczęty, jak w ciężarówkach.
Na miejscu zrzucamy popsutego, szefu bierze mnie na bok i "słuchaj Fahren, ja ci policzę po niższej stawce, bo przez te 4 dni nie przewiozłeś żadnego ładunku".
Przydarzyła się awaria auta, bojowe zadanie - wziąć drugiego busa, dojechać do uszkodzonego, przeładować towar na sprawnego, czekać przy uszkodzonym na lawetę. Czas operacyjny - 2 dni.
Wydłużyło się jednak do 4 dni, bo laweta miała tachograf - takie ustrojstwo pilnujące, by kierowca był wypoczęty, jak w ciężarówkach.
Na miejscu zrzucamy popsutego, szefu bierze mnie na bok i "słuchaj Fahren, ja ci policzę po niższej stawce, bo przez te 4 dni nie przewiozłeś żadnego ładunku".
szef
Ocena:
145
(149)
Komentarze