Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90627

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę czasu minęło to można opisać temat.

Temat weselny. Teściów mam ciężkich, typ ludzi co niewiele potrafią zrobić dobrze, ale pierwsi do układania komuś życia.
O ile proces przygotowań do wesela poszedł, (przez pryzmat późniejszych wydarzeń) średnio, to sam dzień ślubu to dramat.

Weselnicy zbierają się pod urzędem stanu cywilnego i już cały na biało, teść dość mocno "wcięty" (a jeszcze godziny 15tej nie było), więc trzeba było go lekko "ukryć" i gdyby na tym się drama skończyła to by było ok. Jednak to dopiero "demówka".
Sama ceremonia przeszła bez większych problemów, więc czas iść na salę.

Teść aby w ogóle wytrwać na weselu musiał poratować się "białą kawą", co niezręcznie próbował ukryć.
Dzień był wybitnie upalny (35 stopni w cieniu), więc nikomu z weselników nie za bardzo chciało się tańczyć. Jednak jak ktoś jest "na dopingu" to najchętniej by biegał po suficie, zwłaszcza jak okrasi się to większą liczbą %.
Z racji iż kompana do balu nie za bardzo mógł znaleźć, to zaczął szukać zaczepki.
Zaczęło się "niewinne" od idiotycznych pytań "kiedy dzieci". Odparłem, że jeszcze wesele się nie skończyło, a już o dzieci pyta?

Tyle wystarczyło, coraz częściej, zaczął nam (parze młodej) teść dogryzać, najróżniejszymi dziwnymi docinkami. W stylu, że "ślepakami strzelam" (a nie dociera do łba, że dzieci po prostu nie chcemy mieć).
W międzyczasie teść pożarł się ze swoim bratem do tego stopnia, że owy brat chciał opuścić wesele.
Dochodzi godzina 18.30 i we mnie coś pękło. Powiedziałem że albo ma się ogarnąć i nas przeprosić, albo wywalam go z wesela.
Weselnicy się zlecieli, żeby dramy nie robić, że on się uspokoi. Uspokoił się, może na godzinę... Potem po prostu go unikaliśmy. Wybiła godzina 23, "biała dama zeszła" więc teść padł. Połowa weselników się zawinęła (wesele było małe, na 20 osób), więc zaczęliśmy powoli sprzątać, zwłaszcza, że salę należało oddać posprzątaną do 11tej rano :/ . A reszta weselników już po prostu siedziała, rozmawiała, wesele dogasało.

Jesteśmy w połowie sprzątania, godzina gdzieś tak koło 1szej w nocy, teść zapodał sobie dawkę 2.0, bo on się będzie bawić i co my robimy... Nie docierało do gościa że już koniec imprezy. Zaczął na nas wrzeszczeć, że mamy wpie****ć, że on posprząta, że on się chce bawić bla bla bla. Zabraliśmy z żoną część jedzenia oraz napojów, które zostały i pojechaliśmy do domu. Do posprzątania już wiele im nie zostało.

Koniec problemu? O nie, nie, nie... Jak się później dowiedzieliśmy, po naszym wyjściu zaczęły się dziać dantejskie sceny, doszło do rękoczynów na teściowej i nastoletniej szwagierce. Na dodatek nie posprzątali sali aż do poniedziałku (a dosłownie mieli do umycia z 10 talerzy i umyć podłogę). Mieli na dodatek pretensje że nie przyszliśmy im pomóc sprzątać.

Do tej pory nie rozmawiamy z teściami. Jakim trzeba być, delikatnie mówiąc, głupcem, aby rozmontować wesele własnej córki, wyrzucić ją z jej wesela i przyjść pijanym do urzędu!

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…