Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90630

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O koledze ze studiów i jego rodzinie.

Miałam na studiach kolegę, na potrzeby historii nazwijmy go Maćkiem. Maciek mieszkał z rodzicami niedaleko miasta, w którym studiowaliśmy, nie wyprowadził się z domu. Pobierał stypendium socjalne, ale trafiało ono na konto jego rodziców - uznali, że skoro go utrzymują to stypendium należy się im. Maciek nigdy nie miał pieniędzy. Nawet jeśli mieliśmy zajęcia do późna, nie mógł kupić sobie niczego do jedzenia. Pierwsze dwa lata studiów mieliśmy właściwie przepełnione zajęciami, więc praca w tygodniu nie wchodziła w grę, a w weekendy musiał pomagać ojcu w warsztacie.

Na drugim roku Maciek oblał dwa przedmioty. Mógł wziąć warunek, zostać na uczelni i zdać w następnym roku. Wiązało się to z kosztami, więc jego rodzice powiedzieli, że nie mają pieniędzy. Koniec i kropka. Na pracę dorywczą w wakacje też się nie zgodzili (bo przecież nie będzie miał czasu pomagać w warsztacie). Po tym wszystkim Maciek wyjechał za granicę do pracy i ani myśli wracać.

Można by pomyśleć, że rodzice starzy, schorowani i ledwo wiążą koniec z końcem. Cóż... Maciek opowiedział jak było naprawdę. Oboje rodziców miał zdrowych, ledwo co po 40-tce. Ojciec gdy miał pracować sam, najczęściej siedział przed telewizorem albo chodził pić z kolegami. Z robotą wiecznie się spóźniał, więc tracił klientów. Z pieniędzmi w sumie nie do końca było wiadomo, co robił. Matka nie pracowała i właściwie co kilka miesięcy miała nową pasję i nowy pomysł na siebie. Raz chciała być florystką, innym razem fryzjerką, później makijażystką, trenerką fitness, manicurzystką i pewnie nawet ona sama już się pogubiła co jeszcze. Z tego co mówił Maciek, w żadnym z tych zawodów nie przepracowała ani jednego dnia, bo w pewnym momencie uznawała, że to jednak nie dla niej. Tylko że każde nowe "powołanie" wiązało się z nowymi płatnymi kursami oraz kupnem profesjonalnego sprzętu (np. kilka różnych lokówek, prostownic, arsenał kosmetyków, cała ogromna półka lakierów do paznokci, sprzęty do ćwiczeń, itd). Ich salon był dosłownie graciarnią i poniekąd cmentarzyskiem martwych już pasji matki Maćka. Nie sprzedawała przedmiotów związanych z porzuconymi zainteresowaniami, bo twierdziła, że "może kiedyś do tego wróci" (z tego co mówił Maciek, nigdy nie wracała). Mówiła, że taka ilość kursów i zainteresowań tylko wzbogaca jej CV i sprawi, że łatwiej będzie jej znaleźć pracę.

Gdy syn prosił ich o pieniądze z reguły słyszał, że jest dorosły i powinien radzić sobie sam. Jednocześnie odbierając jego stypendium i czas na płatną pracę.

Maciek po około roku od wyjazdu (dopiero) odciął się od rodziców. Do tamtego momentu, wysyłał im co miesiąc pieniądze ("tata nie daje sam rady i będzie musiał zamknąć warsztat jeśli nam nie pomożesz"). Sam przyznał, że pewnego dnia po prostu coś w nim pękło.

kolega ze studiów

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…