Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szpital, zwłaszcza publiczny, jest często wyjątkowym miejscem. Szczególnie jeśli możesz poczuć się niemal niczym w Escape Roomie. Jest zagadkowo, a często też trochę creepy. Swoją drogą, zawsze lubiłam takie mroczne klimaty,

Ale od początku. Niedawno miałam wykonywane EKG i echo serca. Niestety okazało się, że cierpię na arytmię. Łagodną co prawda, więc teoretyczne niezagrażającą życiu. Oprócz niej wyszła mi również tachykardia - czyli przyspieszony rytm serca
Lekarz kardiolog zalecił więc założenie holtera - czyli urządzenia, które monitoruje przez 24 godziny rytm serca. Niepotrzebne jest jednak zostanie na oddziale, następnego dnia wraca się do szpitala i go zdejmują.
Kardiolog, z racji tego, że właśnie miał wrócić z urlopu, wyznaczył mi wczorajszy termin.

Zapewnił też, że mam wystawione e-skierowanie, więc żebym niczym się nie przejmowała. No dobra, wzięłam dwa dni wolnego i wyruszam w drogę do szpitala. Pomimo korków nie chciałam się spóźnić więc szybkim krokiem ruszyłam w stronę jednej z wind. Ale ona jak zaklęta nie dawała znaku życia. Druga obok niej tak samo. Stałam tak sobie chyba z pięć minut i zaczęłam się zastanawiać, czy nie zadyndalać na piąte piętro po schodach.

Wreszcie przechodzący obok mnie pracownik medyczny wyjaśnił - "Pani, te windy nie działają, tylko dwie pierwsze za rogiem". Fajnie, pomyślałam. Szczególnie, że nikt inny pechowo akurat z nich nie korzystał, więc nawet ich nie zauważyłam, skoro były za ścianą, a żadnej kartki na tych, na które czekałam nie było. No ale dobra, w końcu pojawiłam się na piątym piętrze.

W gabinecie mojego lekarza nie było, więc zapytałam o niego przechodzącą przez korytarz pielęgniarkę.
-Nazywam się Asia Piekielna i byłam umówiona z doktorem Olewackim na założenie holtera.
-Doktora dzisiaj nie ma. Usiąść i czekać - oznajmiła typowo pielęgniarskim slangiem. Swoją drogą, trzeba docenić, że gra była dopracowana w nawet takich szczegółach.

I tak czekam i czekam, chyba dobre 20 minut. A kolejne osoby, które przyszły już po mnie zostały wywoływane.
Myślę sobie, coś tu jest nie halo i chyba o mnie zapomnieli.
W końcu podchodzę do kolejnej pielęgniarki i opisuję jej, dlaczego się pojawiłam.
Ta sprawdziła moje nazwisko w bazie i okazało się, że e-skierowania nie ma wcale! Muszę iść do kasy i zapłacić za badanie.

I wiecie, gdybym nie wzięła specjalnie urlopu na dwa dni czekałabym pewnie na powrót mojego kardiologa z wyjazdu i przyszła innym razem. Ale wolałam zapłacić już dla świętego spokoju te sto złotych, niż stracić dwa dni wolnego. Szczególnie, że niestety nie miałam do lekarza numeru kontaktowego.

No dobra, wracam więc na parter, żeby znaleźć kasę. Nie spodziewałam się jednak, że i to okaże się niezłym wzywaniem, bo nigdzie jej nie widziałam. Spytałam się, więc panią rejestratorkę, gdzie mam się udać. "Tam na wprost" - wskazała w pośpiechu ręką na długi korytarz na samym końcu obszernego holu szpitala.

Ale był jeden haczyk. Napis jak byk "Przejście służbowe". Akurat przechodziła tamtędy kolejna pielęgniarka i wolałam się upewnić, czy to na pewno tam.
-Tak, tam - odparła pewnym głosem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

I rzeczywiście. Kasa na końcu korytarza była. Szkoda tylko, że zabrakło jakiejkolwiek informacji, ze tam się znajduje. Swoją drogą, założę się, że wiele osób zainteresowanych płatnymi badaniami też o to pytało. Normalka, ale po co wywiesić zwykłą kartkę z informacją. Papier przecież drogi, a i tusz swoje kosztuje. I nareszcie, po straceniu jakiejś ponad godziny, holter został mi założony. Hurrrra - pomyślałam z poczuciem dumy, że przeszłam całą grę i udało mi się rozwiązać szpitalne zagadki.

Okazało się, że zaplanowane są jednak jeszcze inne atrakcje. Kolejnego dnia musiałam koniecznie pojawić się jednak w pracy, bo koleżanka z biura poszła na zwolnienie. Poprosiłam więc żebym mogła przyjść na zdjęcie holtera, nie o dziewiątej, a o ósmej.
- Ok, nie ma problemu, ale proszę przyjść na oddział, bo tu w gabinetach zabiegowych nikogo jeszcze nie będzie - usłyszałam w odpowiedzi.

No dobra, pojawiam się następnego dnia, czyli dzisiaj. Ale oczywiście (i jakoś mnie to nie zdziwiło), nadszedł czas na kolejne komplikacje. Tym razem, okazało się, że na oddziale nie zdejmuje się takich urządzeń, lecz tylko w gabinecie zabiegowym. A przynajmniej personel szpitala tak uważał.
W końcu po dość długiej dyskusji udało się i łaskawie mi go zdjęto. Cała procedura trwała może z trzy minuty. Ale przez długie czekanie na nią, do pracy ledwo zdążyłam.

Lekarza, jak nie było wcześniej, tak dzisiaj nie pojawił się nadal. Więc na wyniki trzeba będzie pewnie chwilę poczekać. Co akurat jakoś bardzo mi nie przeszkadza, ale chyba to że umawia się z pacjentami na konkretną datę i godzinę, nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Pewnie był to sprawdzian mojej cierpliwości i element całej gry.

Muszę jednak przyznać, że jestem z siebie dumna, bo udało mi się rozwikłać wszystkie zagadki Escape Roomu, który mógłby się nazywać "Tajemniczy Szpital", do tego z całkiem wysokim poziomem trudności.

Escape Room

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (148)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…