Ile można powtarzać ludziom to samo?
Jadę dziś po bąbla do przedszkola, przede mną ktoś ewidentnie szuka miejsca parkingowego, co rusz przystaje, po czym w ślimaczym tempem rusza dalej. Dlatego zwróciłam uwagę na to auto.
Zaparkowałam i widzę, że auto parkuje przy skrzyżowaniu naprzeciwko przedszkola, ze środka wysiadła kobieta i facet w wieku może 50 lat. Popatrzyli jeszcze do środka auta, coś skomentowali i poszli. Godzina ok.15:35.
Ja poszłam po dziecko, pogadałam trochę z nauczycielką, z innymi rodzicami, popakowałam rzeczy - jak nic zeszło z 20-30 min, bo dzieciaki się żegnają na weekend, bo dziecko jeszcze samochodziku szuka, pokazuje swoje obrazki... Stoimy w przedszkolnym ogrodzie, więc widzę też skrzyżowanie, na którym auto jak stało - tak stoi nie niepokojone przez nikogo.
Do auta wróciłam ok.16. Słyszę skowyt. Wycie. W zaobserwowanym wcześniej aucie siedzi pies i wyje. Jedna z szyb opuszczona na 1cm. Upału nie ma, ale po południowe słońce grzeje solidnie.
K*rwa. Szukać właścicieli? Dzwonić po bagiety? Na ulicy pusto. Brak sklepów, kawiarni, czegokolwiek, gdzie można wejść i zapytać.
No nic, dzwonię na numer alarmowy. Dyspozytor ewidentnie znudzony każe czekać, zaraz będzie straż pożarna. Godzina ok.16:15. Mija kolejne kilka minut.
Nim zdążyła przyjechać straż pożarna, do auta wrócili właściciele. Opieprzyłam ich i poinformowałam, że czekam tu właśnie na interwencję. Standardowo - ale o co pani chodzi? 5 min nas nie było. Pocałuj się pani w dupę. Odjechali. Dzwonię ponownie poinformować, że właściciele już się znaleźli i pojechali w p*zdu. Dyspozytor dziękuje, numery auta niepotrzebne, bo co ma niby z nimi zrobić. W sumie racja.
I jestem wkurzona, bo:
1. Dlaczego zostawiać w ogóle psa w aucie na 40min?
2. Dlaczego ktoś z państwa nie mógł z psem zostać?
3. Lub ewentualnie wziąć go ze sobą?
Tak, wiem, nie zawsze i nie wszędzie się da, ale nie wierzę, że dwójka dorosłych ludzi nie wymyśliłaby lepszego rozwiązania niż zostawienie psa na 40 min w aucie. Gdyby się wysilili. I nie, nie ma znaczenia, że na dworze ledwie 25 stopni, auto troszkę w cieniu i nawet łaskawcy otworzyli minimalnie okno.
No po prostu nie.
PS. Dodam, że państwo sprawiali wrażenie wyjątkowo wyluzowanych, więc wykluczam opcję, że byli w wyjątkowo stresującej sytuacji, która odebrała im zdolność racjonalnego myślenia.
Jadę dziś po bąbla do przedszkola, przede mną ktoś ewidentnie szuka miejsca parkingowego, co rusz przystaje, po czym w ślimaczym tempem rusza dalej. Dlatego zwróciłam uwagę na to auto.
Zaparkowałam i widzę, że auto parkuje przy skrzyżowaniu naprzeciwko przedszkola, ze środka wysiadła kobieta i facet w wieku może 50 lat. Popatrzyli jeszcze do środka auta, coś skomentowali i poszli. Godzina ok.15:35.
Ja poszłam po dziecko, pogadałam trochę z nauczycielką, z innymi rodzicami, popakowałam rzeczy - jak nic zeszło z 20-30 min, bo dzieciaki się żegnają na weekend, bo dziecko jeszcze samochodziku szuka, pokazuje swoje obrazki... Stoimy w przedszkolnym ogrodzie, więc widzę też skrzyżowanie, na którym auto jak stało - tak stoi nie niepokojone przez nikogo.
Do auta wróciłam ok.16. Słyszę skowyt. Wycie. W zaobserwowanym wcześniej aucie siedzi pies i wyje. Jedna z szyb opuszczona na 1cm. Upału nie ma, ale po południowe słońce grzeje solidnie.
K*rwa. Szukać właścicieli? Dzwonić po bagiety? Na ulicy pusto. Brak sklepów, kawiarni, czegokolwiek, gdzie można wejść i zapytać.
No nic, dzwonię na numer alarmowy. Dyspozytor ewidentnie znudzony każe czekać, zaraz będzie straż pożarna. Godzina ok.16:15. Mija kolejne kilka minut.
Nim zdążyła przyjechać straż pożarna, do auta wrócili właściciele. Opieprzyłam ich i poinformowałam, że czekam tu właśnie na interwencję. Standardowo - ale o co pani chodzi? 5 min nas nie było. Pocałuj się pani w dupę. Odjechali. Dzwonię ponownie poinformować, że właściciele już się znaleźli i pojechali w p*zdu. Dyspozytor dziękuje, numery auta niepotrzebne, bo co ma niby z nimi zrobić. W sumie racja.
I jestem wkurzona, bo:
1. Dlaczego zostawiać w ogóle psa w aucie na 40min?
2. Dlaczego ktoś z państwa nie mógł z psem zostać?
3. Lub ewentualnie wziąć go ze sobą?
Tak, wiem, nie zawsze i nie wszędzie się da, ale nie wierzę, że dwójka dorosłych ludzi nie wymyśliłaby lepszego rozwiązania niż zostawienie psa na 40 min w aucie. Gdyby się wysilili. I nie, nie ma znaczenia, że na dworze ledwie 25 stopni, auto troszkę w cieniu i nawet łaskawcy otworzyli minimalnie okno.
No po prostu nie.
PS. Dodam, że państwo sprawiali wrażenie wyjątkowo wyluzowanych, więc wykluczam opcję, że byli w wyjątkowo stresującej sytuacji, która odebrała im zdolność racjonalnego myślenia.
debile
Ocena:
147
(175)
Komentarze