Wróciłem z kilkudniowej wyprawy - po drodze były Czechy ("tranzyt"), Austria i Włochy. I po raz kolejny po powrocie chodzi mnie smutna refleksja nad mentalnością panującą na polskich drogach. Zachowania, które ani w grzecznej i ułożonej Austrii, ani w nieco szalonych Włoszech w zasadzie się nie zdarzają - u nas są nagminne. No chyba, że to ja mam tak wyjątkowego pecha / szczęście…
1. Włączam się do ruchu na autostradzie - wjeżdżam na "pas rozbiegowy". Kierowcy jadący prawym pasem autostrady, jeśli tylko mogą, NATYCHMIAST odbijają na lewy pas, żeby umożliwić "nowemu" włączenie się do ruchu. Jak nie ma miejsca na lewym pasie, starają się albo zwolnić, żeby pozwolić "nowemu" wjechać, albo przeciwnie, lekko przyspieszyć - żeby szybciej zrobić mu miejsce. U nas podobnie reaguje +/- co piąty.
2. Jadę autostradą / ekspresówką. Na liczniku 120 km/h. Doganiam tira, który jedzie trochę powyżej 90. Patrzę w lusterko - z tyłu lewy pas wolny, dopiero dość daleko w tyle widzę jakiś samochód - na tyle daleko, że powinienem spokojnie zdążyć wyprzedzić tira. Więc wyprzedzam. Okazuje się jednak, że ten samochód, co to był daleko z tyłu, jedzie znacznie szybciej, niż ja - i powyżej dozwolonej - więc w czasie mojego wyprzedania zaczyna mnie doganiać. Niestety, nie jeżdżę ferrari - nie mam takiej możliwości, żeby jadąc 120 "depnąć" i w dwie sekundy mieć na liczniku 160. Muszę to wyprzedzanie skończyć. Co robi kierowca za mną? No właśnie:
W Austrii czy we Włoszech (ale to samo widziałem w innych krajach Europy Zachodniej) w 9 przypadkach na 10 ZWALANIA. Zdejmuje nogę z gazu, żeby zachować za mną bezpieczny dystans. Niewykluczone, że myśli o mnie niezbyt przyjemnie - ale zwalnia.
A w Polsce? Też zwalnia… Jak już znajdzie się dwa metry za moim tylnym zderzakiem. I jedzie tak dwa metry za mną do końca wyprzedzania. A w bonusie często jeszcze mruga mi długimi, żebym mu ustąpił (…i zjechał pod wyprzedzanego tira, czy może nad niego? Nie wiem). I jest oburzony, bo na całe 10 sekund musiał zdjąć nogę z gazu.
Zaznaczam: nie chodzi mi o sytuację, w której ktoś snuje się lewym pasem, blokując go i uniemożliwiając innym szybszą jazdę. Nie chodzi mi także o sytuację, kiedy ktoś zaczyna wyprzedzanie nie patrząc w lusterka, zajeżdżając drogę komuś, kto sam właśnie lewym pasem wyprzedza (…choć nawet wtedy minimum zdrowego rozsądku nakazywałoby jednak zwolnić i zachować dystans - nawet, gdyby wiązało się to z puszczeniem pod nosem wiąchy). Mówię o sytuacji normalnego wyprzedzania - jak tylko skończę wyprzedzać tira, grzecznie wracam na prawy pas.
Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, jak CHOLERNIE NIEBEZPIECZNE jest jechanie w odległości 1,5 - 2 m za innym pojazdem przy prędkości rzędu 120 km/h? Czy zdjęcie nogi z gazu na te kilka sekund aż tak boli?
To samo zresztą dotyczy w ogóle trzymania dystansu za innymi pojazdami. Przepisy przepisami, a i tak co drugi matołek jedzie "na zderzaku" tego przed nim. A spróbuj, człowieku, utrzymać zgodny z przepisami dystans do tego, kto jedzie przed tobą! Natychmiast jakiś "miszcz kieroffnicy" przeskoczy przed ciebie - bo przecież jak jadąc 120 km/h zostawiłeś przed sobą te 50 czy 60 metrów wolnego, to NA PEWNO właśnie po to, żeby on się tam zmieścił. Dwa tygodnie temu byłem świadkiem, jak kobieta musiała ostrzej przyhamować, bo na drogę wybiegła jej sarna - a matołek jadący za nią nie zachował odpowiedniego dystansu, więc "wjechał jej w bagażnik". Prędkość była na szczęście znacznie mniejsza, nic się nikomu nie stało, ale dwa auta do warsztatu…
Po Austrii i Włoszech jeździłem tym razem przez 8 dni - i tego typu sytuacja nie zdarzyła mi się ANI RAZU. Ale jak tylko przekroczyłem granicę RP, zaczęło się od nowa… Smutne.
1. Włączam się do ruchu na autostradzie - wjeżdżam na "pas rozbiegowy". Kierowcy jadący prawym pasem autostrady, jeśli tylko mogą, NATYCHMIAST odbijają na lewy pas, żeby umożliwić "nowemu" włączenie się do ruchu. Jak nie ma miejsca na lewym pasie, starają się albo zwolnić, żeby pozwolić "nowemu" wjechać, albo przeciwnie, lekko przyspieszyć - żeby szybciej zrobić mu miejsce. U nas podobnie reaguje +/- co piąty.
2. Jadę autostradą / ekspresówką. Na liczniku 120 km/h. Doganiam tira, który jedzie trochę powyżej 90. Patrzę w lusterko - z tyłu lewy pas wolny, dopiero dość daleko w tyle widzę jakiś samochód - na tyle daleko, że powinienem spokojnie zdążyć wyprzedzić tira. Więc wyprzedzam. Okazuje się jednak, że ten samochód, co to był daleko z tyłu, jedzie znacznie szybciej, niż ja - i powyżej dozwolonej - więc w czasie mojego wyprzedania zaczyna mnie doganiać. Niestety, nie jeżdżę ferrari - nie mam takiej możliwości, żeby jadąc 120 "depnąć" i w dwie sekundy mieć na liczniku 160. Muszę to wyprzedzanie skończyć. Co robi kierowca za mną? No właśnie:
W Austrii czy we Włoszech (ale to samo widziałem w innych krajach Europy Zachodniej) w 9 przypadkach na 10 ZWALANIA. Zdejmuje nogę z gazu, żeby zachować za mną bezpieczny dystans. Niewykluczone, że myśli o mnie niezbyt przyjemnie - ale zwalnia.
A w Polsce? Też zwalnia… Jak już znajdzie się dwa metry za moim tylnym zderzakiem. I jedzie tak dwa metry za mną do końca wyprzedzania. A w bonusie często jeszcze mruga mi długimi, żebym mu ustąpił (…i zjechał pod wyprzedzanego tira, czy może nad niego? Nie wiem). I jest oburzony, bo na całe 10 sekund musiał zdjąć nogę z gazu.
Zaznaczam: nie chodzi mi o sytuację, w której ktoś snuje się lewym pasem, blokując go i uniemożliwiając innym szybszą jazdę. Nie chodzi mi także o sytuację, kiedy ktoś zaczyna wyprzedzanie nie patrząc w lusterka, zajeżdżając drogę komuś, kto sam właśnie lewym pasem wyprzedza (…choć nawet wtedy minimum zdrowego rozsądku nakazywałoby jednak zwolnić i zachować dystans - nawet, gdyby wiązało się to z puszczeniem pod nosem wiąchy). Mówię o sytuacji normalnego wyprzedzania - jak tylko skończę wyprzedzać tira, grzecznie wracam na prawy pas.
Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, jak CHOLERNIE NIEBEZPIECZNE jest jechanie w odległości 1,5 - 2 m za innym pojazdem przy prędkości rzędu 120 km/h? Czy zdjęcie nogi z gazu na te kilka sekund aż tak boli?
To samo zresztą dotyczy w ogóle trzymania dystansu za innymi pojazdami. Przepisy przepisami, a i tak co drugi matołek jedzie "na zderzaku" tego przed nim. A spróbuj, człowieku, utrzymać zgodny z przepisami dystans do tego, kto jedzie przed tobą! Natychmiast jakiś "miszcz kieroffnicy" przeskoczy przed ciebie - bo przecież jak jadąc 120 km/h zostawiłeś przed sobą te 50 czy 60 metrów wolnego, to NA PEWNO właśnie po to, żeby on się tam zmieścił. Dwa tygodnie temu byłem świadkiem, jak kobieta musiała ostrzej przyhamować, bo na drogę wybiegła jej sarna - a matołek jadący za nią nie zachował odpowiedniego dystansu, więc "wjechał jej w bagażnik". Prędkość była na szczęście znacznie mniejsza, nic się nikomu nie stało, ale dwa auta do warsztatu…
Po Austrii i Włoszech jeździłem tym razem przez 8 dni - i tego typu sytuacja nie zdarzyła mi się ANI RAZU. Ale jak tylko przekroczyłem granicę RP, zaczęło się od nowa… Smutne.
drogi kultura jazdy dystans autostrady
Ocena:
112
(130)
Komentarze