Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o relacjach sąsiedzkich.

Blisko 2 lata temu kupiliśmy z żoną pierwsze w życiu mieszkanie w bloku (nowe budownictwo) w większym mieście. Wcześniej mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym (osobne piętro pod moimi rodzicami) w mniejszej miejscowości i było to dla nas czymś nowym. W związku z tym od samego początku postawiliśmy na nawiązanie dobrych relacji z sąsiadami.

Byliśmy jednymi z pierwszych – o ile nie pierwszymi – mieszkańcami budynku, więc w zasadzie rejestrowaliśmy praktycznie każdego "nowego". W większości byli to młodzi ludzie. Udało nam się zapoznać osoby z kilku mieszkań – później straciliśmy do tego wigor.

Przy zapoznawaniu przyjęliśmy strategię pomocy. A to zaproszenie na kawę, a to pomoc w noszeniu rzeczy przy przeprowadzce, a to przenoszenie cięższych materiałów budowlanych (pojedynczych płytek) z samochodu jednej sąsiadki. Względem efektów – przytoczę 2 bardziej wyraziste przykłady.

Odwiedzała nas regularnie jedna sąsiadka. Problem polega na tym, że nie dość, że nieustannie mówiła o sobie (i ciężko było dojść do słowa), to jeszcze obgadywała innych sąsiadów. Jak się później okazało – zgodnie z przypuszczeniem – o nas też całkiem sporo mówiła, gdy odwiedzała innych. I nie były to bynajmniej rzeczy przyjemne. Gdy ograniczyliśmy z nią kontakt (grzecznie odmawialiśmy kolejnych wizyt), prawdopodobnie wzięła sobie nas na celownik. Udało się jej nawet wrobić nas w lokalną mini-aferę, z której później tłumaczyliśmy się na facebookowej grupie osiedla, a z którą paradoksalnie nie mieliśmy nic wspólnego.

Inni sąsiedzi (zza ściany) chętnie korzystali z naszej pomocy przy wykańczaniu mieszkania (głównie pożyczając narzędzia), a później przy przeprowadzce (noszenie rzeczy). Później kontakt ograniczyli i w zasadzie mówiliśmy sobie tylko "cześć" na korytarzu. Jak się okazało, dziewczyna z tego mieszkania bardzo zakolegowała się z sąsiadką plotkarą. Tą samą, która będąc u nas chętnie dzieliła się "spostrzeżeniami" na temat rzeczonej dziewczyny i jej chłopaka.

Dobre relacje sąsiedzkie z nimi zakończyliśmy w momencie dosyć niespodziewanego oskarżenia o smród w mieszkaniu – ot dostaliśmy w pewne niedzielne popołudnie bardzo wulgarną wiadomość, którą przetrawialiśmy przez kilka kolejnych dni. Co ważne, sąsiadka wygrażała nam przekazaniem sprawy do zarządcy, więc zrobiliśmy to sami już kolejnego dnia. I cóż. Zarządca przyszedł do nas w poniedziałkowe popołudnie, problemu nie stwierdził, ale za to miło pogadaliśmy przy kawie.

Przyczynę tego, co prawdopodobnie miała na myśli, namierzyłem jakiś czas później. Brzydki zapach wydzielał się z kratki wentylacyjnej na korytarzu, nieco za drzwiami do naszego mieszkania a przed jej mieszkaniem. Nie mamy pojęcia, dlaczego sąsiadka skojarzyła go akurat z nami – i to z taką pewnością siebie. Poinformowaliśmy nawet o tym znalezisku ją oraz jej chłopaka (via Facebook), ale nie doczekaliśmy się przeprosin czy nawet odpowiedzi.

Summa summarum kontakt utrzymywaliśmy w zasadzie jedynie ze znajomymi spoza osiedla. Mimo naszych starań nie udało się nawiązać zbyt dobrych relacji z sąsiadami. Paradoksalnie najlepsze mieliśmy z tymi, z którymi mówiliśmy sobie jedynie "Dzień dobry". Wyszliśmy też ze wszystkich grup osiedlowych, by zwyczajnie nie denerwować się kłótniami na nich.

Najbardziej boli nas, że wyszliśmy do ludzi z pewną dobrocią i dobrą wolą, a oni z niej skorzystali i urwali relacje, gdy już nas nie potrzebowali. Tak jakby nie obowiązywała żadna wzajemność – i to nawet w formie pewnej życzliwości, przywołując obrabianie 4 liter oraz chamskie, poniżające wiadomości. Ot przeszli nad tym do porządku dziennego.

Cóż. Przymierzamy się do zmiany mieszkania na większe za jakiś czas. Może tym razem sąsiadów powinniśmy trzymać na dystans? Chyba czasy się nieco zmieniły

osiedle sąsiedzi

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (146)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…