Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90754

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze jedna wakacyjna historia z Azją w tle, tym razem rodzinna.

Część mojej rodziny od wielu mieszka w Szwecji. Odkąd poznałam mojego partnera i zaczęłam bywać w tym kraju, utrzymuję bliski kontakt z kuzynką mojej mamy, zamieszkałą w Malmö (kiedy ciotka była dzieckiem, moja babcia praktycznie ją wychowała, bo jej własna matka miała "ciekawsze zajęcia", ciotka czuje ogromną wdzięczność i zależy jej na kontaktach z nami). Ciotka jest okolicach siedemdziesiątki i kilka lat temu wraz z partnerem uznali, że szwedzkie mrozy nie są na ich zdrowie i, co jest popularnym trendem wśród szwedzkich emerytów, kupili dom w Tajlandii, gdzie co roku spędzają zimowe miesiące. Dom mieści się 3 godziny jazdy od Bangkoku, trochę pośrodku niczego, ale grunt że w ciepłym klimacie. Ponieważ, jak mówią, czują się tam samotni, zapraszają rodzinę, żeby ich odwiedziła. Z tym że przebiega to dość osobliwie. Na wstępie zaznaczam, że ja się jej nie narzucam, większość kontaktu jest z jej inicjatywy.

Kiedy w czerwcu 2018 spędzaliśmy u nich święto Midsommar, rzucili temat, że ponieważ widzą, że my sporo jeździmy po świecie, bardzo by się cieszyli, gdyby udało nam się odwiedzić ich kiedyś również w Tajlandii. Podziękowaliśmy za zaproszenie, mówiąc, że co prawda urlop na ten rok mamy już w pełni zaplanowany, ale chętnie wybierzemy się do nich na kilka dni w przyszłym roku. Oni na to, że na kilka dni się nie opłaca lecieć taki kawał, żebyśmy przyjechali na co najmniej dwa tygodnie, to będzie można porobić sobie różne fajne wypady: do Malezji, Wietnamu, tajskie wyspy, czy gdzie jeszcze będziemy chcieli, bo loty tam na miejscu kosztują grosze. Dodali jeszcze, że kiedy w przyszłości będziemy potrzebowali przenocować w Malmö, żebyśmy nie wydawali bez sensu pieniędzy na hotel, tylko przenocowali u nich. Co prawda ze względu na ograniczony metraż dysponują tylko kanapą w salonie, ale to zawsze nocleg u rodziny, a nie bujanie się po hotelach. Podziękowaliśmy i potwierdziliśmy, że będziemy mieli na uwadze. Oni też są w każdej chwili mile widziani u nas.

W marcu 2019 dzwoniłam do ciotki, żeby złożyć jej życzenia urodzinowe. Ta opowiadała, że właśnie wrócili z Tajlandii, mieli cudowną pogodę, odbyli mnóstwo wycieczek i w ogóle szkoda, że nam nie udało się ich odwiedzić. Wspomniałam, że skoro jesteśmy przy temacie, to aktualnie jesteśmy na etapie planowania tegorocznego urlopu i bardzo chętnie przyjechalibyśmy do nich na jakiś tydzień w połowie listopada, jeśli oczywiście im pasuje i zaproszenie jest nadal aktualne (2 tygodnie wydały nam się zdecydowanie za długo; generalnie uważam, że siedzenie u kogoś w domu dłużej niż 3 dni jest męczące dla obydwu stron). Odpowiedź ciotki:
- Nie, kochanie, słuchaj, my ten dom chcemy sprzedawać. Doszliśmy do wniosku, że w naszym wieku te długi loty są już zbyt męczące i będziemy wystawiać ten dom na sprzedaż. Do listopada już go nie będziemy mieć, więc to był nasz ostatni sezon. W przyszłości jeśli będziemy tam jeździć, to do hoteli, bo nie chcemy też być uwiązani w jednym miejscu.
Ok, mówi się trudno. Zaplanujemy urlop inaczej.

Rozmawialiśmy z nimi w Boże Narodzenie, zapraszając ich na nasz ślub, który miał się odbyć w czerwcu 2020. Okazało się, że jednak nie sprzedali domu i polecieli do Tajlandii, ale ewakuowali się z powrotem do Szwecji już na święta ze względu na zaczynającą się w Azji epidemię.

Ze względu na covidowe obostrzenia musieliśmy wesele przesunąć w czasie; na początku lipca wzięliśmy tylko bardzo kameralny ślub, żeby dokumenty nie straciły ważności. Oprócz pary świadków, ciotka z partnerem, ze względu na bliskość zamieszkania, byli jedynymi gośćmi. Składając nam życzenia, powiedzieli, że jako prezent ślubny zapraszają nas w podróż poślubną do Tajlandii (jak tylko kraj otworzy granice i znowu zacznie wpuszczać cudzoziemców), bo jednak nie będą tego domu sprzedawać. Podziękowaliśmy, może tym razem się uda.

W lecie 2021 mąż wybrał się na kilka dni do Szwecji, odwiedzić rodziców, których od prawie 2 lat nie widział. Ze względu na porę lotu potrzebował przenocować w Malmö, a że hotele z jakichś przyczyn były w tym czasie pieruńsko drogie, spytałam ciotki, czy byłaby możliwość, żeby go jedną noc przekimali u siebie.
- Kochanie, wiesz, że my was zawsze bardzo chętnie u siebie gościmy, ale na nocleg kompletnie nie mamy warunków. Nie mamy drugiej sypialni, jest tylko kanapa w salonie, a to będzie zarówno niewygodne, jak i krępujące.
Ok, nie to nie, łaski bez. Mąż przenocował u kolegi w Ystad

W październiku 2021, ponieważ Tajlandia nadal była zamknięta dla turystów, ciotka z partnerem postanowili spędzić zimę w Hiszpanii, w domu jej córki na Costa del Sol. Ponieważ wybierali się samochodem, a Monachium leży po drodze, zatrzymali się u nas na nocleg. Nawieźli nam pół torby wałówki i spędziliśmy z nimi bardzo miły wieczór, podczas którego namawiali nas, żebyśmy zabukowali sobie lot i spędzili u nich Boże Narodzenie, bo dom jest duży, pogoda piękna, a oni będą sami i przyda im się towarzystwo. Podziękowaliśmy, ale musieliśmy odmówić, gdyż na święta wybieraliśmy się do Szwecji, do rodziców Gustava. Zaproponowaliśmy za to, że możemy ich odwiedzić w Wielkanoc, gdyż nie mamy planów, i chętnie spędzimy ją w Hiszpanii. Pasowało im, umówiliśmy się, że po Nowym Roku, potwierdzimy dzień przylotu i kupimy bilety.

Kiedy składałyśmy sobie życzenia w Boże Narodzenie, ciotka powiedziała, że z tą Wielkanocą to musimy się niestety wstrzymać, bo jej córka będzie chciała początkiem roku ten dom sprzedać i kupić inny. Ok, czyli stała śpiewka. Na Wielkanoc pojechaliśmy do moich rodziców, a pod koniec kwietnia ciotka z partnerem, wracając z Hiszpanii, ponownie zatrzymali się u nas i mówili, jaka to szkoda, że nie przyjechaliśmy do nich, bo córka jednak nie sprzedała domu.

W lipcu 2022 w końcu odbyło się nasze kilkakrotnie przekładane wesele. Podczas składania życzeń, ciotka w dwóch językach oznajmiła, że w ramach prezentu ślubnego serdecznie zapraszają nas w podróż poślubną do Tajlandii (do tego czasu granice z powrotem otwarto i znowu można było tam jeździć). Kurtuazyjnie podziękowaliśmy, tym razem traktując to wyłącznie jako kolejną deklarację bez pokrycia.

W tygodniach poprzedzających wesele ciotka wielokrotnie ekscytowała się, jak bardzo się cieszy na ponowne spotkanie z moją mamą, której nie widziała od wielu lat. Posadziłam je obok siebie przy stole, żeby mogły się nagadać, jednak ciotka zamieniła z mamą może trzy słowa, resztę czasu spędzając na rozmowie po szwedzku z moimi teściami. Około 20 razem z partnerem nagle pożegnali się i pojechali do domu.

Następnego dnia razem z mężem i rodzicami byliśmy zaproszeni do nich do domu na kolację. Spytaliśmy ich, co się wczoraj stało, dlaczego tak wcześnie opuścili imprezę - czy byli zmęczeni, czy źle się bawili, czy może ktoś im coś niemiłego powiedział, czy o co chodzi. Odpowiedzieli, że w sumie to nie wiedzą dlaczego. Wszystko było super, bawili się świetnie, nie wiedzą, co im nagle strzeliło do głowy, żeby wstać i wyjść i generalnie bardzo żałują, że nie zostali dłużej.

W pewnym momencie moja mama wspomniała, że w listopadzie wybierają się z tatą na wycieczkę objazdową po Tajlandii, wykupioną w biurze podróży, i chciała się jej spytać o kilka praktycznych informacji - głównie jakie są tam ceny, ile wziąć pieniędzy i w jakiej walucie, lepiej karta czy gotówka itd. Ciotka, nie dając jej dokończyć, wygłosiła tyradę, że nie wie, czy będzie mogła ich zaprosić do siebie, bo jeszcze nie wie, czy się tam w tym roku wybiorą. Mama przerwała jej, mówiąc, że w ogóle nie o to pyta, a nawet gdyby bardzo chciała ją tam odwiedzić, nie pozwoli na to napięty program wycieczki. Pogadaliśmy jeszcze o innych sprawach, a kiedy chcieliśmy się zbierać, nie chcieli nas wypuścić - udało nam się wyjść dopiero przed 23 i to tylko dlatego, że rodzice mieli wcześnie rano lot powrotny i chcieli się trochę przespać.

W Boże Narodzenie ciotka dzwoniła z Tajlandii z życzeniami i pytała, kiedy ich tam w końcu odwiedzimy.

Przed wakacjami moja koleżanka rzuciła temat wyjazdu sylwestrowego w przyszłym roku. Ponieważ święta i sylwester wypadną w środku tygodnia, nie biorąc dużo urlopu, będzie można mieć prawie 3 tygodnie wolnego. Oczywiście wszystko będzie zależało od cen i funduszy, ale wstępny plan jest taki, żeby zaraz po świętach lecieć do Dubaju, tam spędzić sylwestra, a w Nowy Rok lub dzień po lecieć do Tajlandii i najpierw spędzić parę dni w Bangkoku, a potem tydzień gdzieś w jakimś fajnym miejscu z ładną plażą i atrakcjami turystycznymi w bliskiej okolicy (na island hopping będziemy mieć za mało czasu).

W lipcu tego roku, podczas pobytu w Szwecji byliśmy zaproszeni do ciotki na obiad. Powiedziałam jej o naszych wstępnych planach sylwestrowych i spytałam, które miejsce może polecić na tygodniowy pobyt - Phuket, Koh Samui, Krabi, czy może jeszcze gdzieś indziej. Podobnie jak w rozmowie z moją mamą rok wcześniej, nie dała mi dokończyć, tylko od razu zastrzegła, że oni nie mogą nas zaprosić, bo nie wiedzą, czy do tego czasu nie sprzedadzą domu, bo jednak już ich te długie loty bardzo męczą. Odpowiedziałam, że w ogóle nie braliśmy pod uwagę wizyty u nich. Chciałam tylko spytać o rekomendację miejscówki. Ona na to, że w ogóle odradza Tajlandię, tam jest okropnie, pełno ruskich i w ogóle jedźcie gdzie indziej. Przed naszym wyjściem wyraziła jeszcze ubolewanie, dlaczego znowu śpimy w hotelu zamiast u nich, przecież tyle razy proponowali nam nocleg, dlaczego my nigdy nie chcemy z niego skorzystać?

Kiedy wróciliśmy do domu, dzwoni do mnie mama i mówi, że dzwoniła do niej ciotka z pretensjami, dlaczego ja, wybierając się do Tajlandii, nie chcę jej odwiedzić.

I tak ciągnie się ten teatrzyk już szósty rok. Nie jest to zachowanie wymierzone konkretnie w nas, gdyż ciotka "zaprasza" wszystkich przy każdej okazji, a przez ostatnie lata nie zauważyłam, żeby ich tam ktokolwiek odwiedził, nawet ich własne dzieci. Podejrzewam, że ciotce chyba zatrzymał się czas na etapie Polski lat 70 i nie dopuszcza do świadomości, że realia bardzo się od tego czasu zmieniły, rodzina za granicą nie jest już żadnym świętym Graalem, wyjazd do Azji, a już tym bardziej do Hiszpanii nie robi na nikim wrażenia, a jeśli krewni nas odwiedzają, robią to wyłącznie towarzysko. Nikt nie wymaga sponsorowania mu pobytu, dawania kieszonkowego ani znajdowania pracy przy zbiorze truskawek.

Rodzina

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (161)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…